Rozdział 2.9

103 13 41
                                    

– Morze hm! – krzyknąłem uradowany, niemalże przylepiając twarz do wielkiego, panoramicznego okna i gapiąc się z podziwem na akwen lazurowej wody.

– W zasadzie to jedynie Zatoka Tokijska – poprawił mnie Obito, a ja na krótki moment oderwałem wzrok od niesamowitego krajobrazu, aby skoncentrować go na moim chłopaku, który akurat odkładał pudła na ziemię naszego nowego miejsca zamieszkania – A Zatoka Tokijska jest połączona z Oceanem Spokojnym, więc za dużo morza tu nie znajdziesz, kochanie.

Poczułem, jak moje policzki robią się agresywnie czerwone. No jak tak można?! I to jeszcze w towarzystwie! Nawet nie potrzebowałem widzieć tego dwuznacznego wzroku Hidana i słyszeć jego patuskowego chichotu, bo wiedziałem, że na same takie czułe słówka, jego zboczona wyobraźnia działa już na zwiększonych obrotach. W dodatku miał kolejny powód, aby mi dogryzać. Za to ja nie mogłem zrobić tego samego z nim. Ta nasza podróbka Scrooge'a niestety wszem i wobec wykazywała cechy podobne do tamtego angielskiego fikcyjnego bohatera i najmilsze słówko, jakie kiedykolwiek wyszło z jego parszywych ust to "kocie" i to według zeznań Hidana wydarzyło się tylko jeden, jedyny raz. A może więcej? Cholera wie, Jashinista mógł chrzanić z tym po całości! W końcu kto chciałby zwierzać się komukolwiek z takiej wstydliwej i uwłaczającej rzeczy?

Baka Obito! – zdrową ręką pochwyciłem mężczyznę za włosy i za nie szarpnąłem. Za głupotę płaci się okrutną cenę. 

– Możesz… nie tyrpać moich włosów? – wymamrotał zbolałym głosem: – Powyrywasz mi wszystkie, Dei.

– Cierp ciało, jakżeś chciało! 

Na twarz Obito wpłynął dość przeciwny, zbolały uśmiech, ale nie zdążyłem mu się porządnie przyjrzeć, bowiem gardłowym chrząknięciem Kazuzu postanowił zwrócić na siebie uwagę.

– Możecie łaskawie przesunąć swoje małżeńskie kłótnie na później? – a wzrok mężczyzna miał wrogi, jakby zamierzał kogoś za chwilę rozerwać: – Odnoszę wrażenie, że zaczynam tracić tu czas, a czas to pieniądz. Jeśli któryś z was nie zabierze się do roboty z noszeniem tych pudeł, zostawię je na parkingu i się stąd wynoszę.

Jednak moment później Żyd nieco się rozpogodził i Deidara zrozumiał czemu po jego następnych słowach: – Chociaż w zasadzie zabiorę pudła ze sobą i sprzedam. Hidana możecie sobie zatrzymać w zamianę.

I nie czekając na odpowiedź ruszył do wyjścia z mieszkania; Obito, w wielkiej potrzebie do zobaczenia ponownie tych pokrętnych, niezrozumiałych papierów, poleciał za nim, a ja zostałem sam w mieszkaniu z Hidanem, który gdzieś już pewnie zdążył wetknąć swój ciekawski nos, bowiem sprytnie się ulotnił. Jeszcze pozostawał w niewiedzy na temat tego, jak jego partner go chętnie oddał za parę hieroglifów na nowoczesnym papierze. Oczami wyobraźni już widziałem, jak po usłyszeniu takich jakże kojących jashinistyczne serce wieści, mój przyjaciel srogo zwyzywa swojego skąpego koleżkę, a następnie dostanie w swoje religijne dupsko i będzie po raz kolejny opowiadał mi o swoich niesamowitych, seksualnych przeżyciach. Och, istnienie opętanego, patusiarskiego degenerata było niezwykle trudne.

Byłbym niemal zapomniał wytknąć w tym momencie sobie w głowie fakt, że aktualnie i ja zaliczałem się do tego (teraz dwuosobowego) opętania. Symboli Jashina miałem już na sobie pod dostatkiem; i na gipsie widniał ten bazgroł i dyndał mi na szyi (Hidan jak się zobowiązał to i przyniósł mi identyczny naszyjnik, co codziennie nosił. Wprawdzie dzisiaj, ale lepiej późno niż wcale. Nie żeby miał zapomnieć o moim "wspaniałym nawróceniu". Nie było rozmowy pomiędzy nami, w której by się nie zachwycał nad tym błogosławieństwem ze strony samego, wielkiego Jashina-samy) tuż obok pseudo plastikowego kamienia od Obito. Wyglądało na to, że zaczynałem swoją własną kolekcję biżuterii. 

Plastikowy Kamień (Tobi/ObiDei) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz