Rozdział 1.15

175 20 20
                                    

Jednak trafiliśmy z powrotem do hotelu, mimo, iż rzeczywiście nikt z nas nie pamiętał jak wrócić.

Po tym jak przez dłuższą chwilę cieszyliśmy się sobą, oczywiście w granicach rozsądku, Obito przywołał Tobiego, który jak się okazało posiadał niezwykłe zdolności geograficzne. Skąd je wytrzasnął? Licho wie. Ale był w swoim małym fachu na tyle dobry, że z podejrzaną łatwością doszliśmy do naszego tymczasowego domu.

Udało nam się zdążyć na kolację, z czego byłem naprawdę zadowolony. Wszamaliśmy tam niekiedy dziwnie wyglądające jordańskie potrawy. Na szczęście wszystko smakowało dobrze. A może to ten dzień był po prostu udany? Nie... Zaczynam poważnie przesadzać.

Tak czy siak, wkrótce znaleźliśmy się w naszym pokoiku. Był większy od wcześniejszych, utrzymany w lekko wyblakniętych bordowych barwach i nieskazitelnej czystości. A przynajmniej na razie, póki jeszcze nie zdążyliśmy się zadomowić, więc teraz tym się zajęliśmy. Ledwo zdjąłem buty, już rzuciłem się do walizki w poszukiwaniu mej ukochanej gliny. W ciągu naszego spaceru wyłapałem gdzieniegdzie śliczne garnki stojące na parapetach i podwórkach. Zauroczyły mnie one na tyle, że można stwierdzić iż dostałem swego rodzaju... Weny. Niestety, nie zdążyłem się nawet zabrać za pracę.

- To co? Czas na kąpiel? - Obito stanął za mną, lecz postanowiłem go zignorować bardziej zaaferowany sztuką. Bo czyż nie była ważniejsza?

- Pewnie tak hm. Możesz iść czy coś. - Wymamrotałem, machając ręką na odczep się i prędko wracając do mojego bagażu. Uśmiechnąłem się szeroko gdy natrafiłem na mój biały skarb, który miałem nadzieję przeistoczyć teraz w piękny wazonik.

- Nie to miałem na myśli... Nie chciałbyś może posiedzieć w wannie ze mną? - zapytał mój upierdliwy towarzysz, będąc jednocześnie zdecydowanie za blisko mojej osóbki. Na moment zachłysnąłem się powietrzem, błądząc wzrokiem po moich rękach. Nawet nie próbowałem się na niego popatrzeć. Prychnąłem.

- Nie. - burknąłem niemalże od razu, aby następnie palnąć: - Po co hm?

Uchiha westchnął ciężko. Zastanowiło mnie kiedy nadejdzie moment gdy znów straci cierpliwość i będziemy się na siebie wydzierać. Na swój sposób... Takie kłótnie były zabawne. Może i nie powinienem się z nich nabijać, ale cóż poradzić.

- Chcę spędzić z tobą trochę czasu? Ładnie proszę? Obiecuję raczej nie robić niczego co by ci wyszło na złe. - powiedział, obejmując mnie ramieniem, aż przez parę sekund zrobiło mi się ciepło na sercu. Doprawdy interesujące uczucie.

- T-to.. - Wgapiłem się w glinę, męcząc ją głupio w palcach. Na samą myśl o tym, że mielibyśmy oboje siedzieć bez ubrań tak blisko siebie robiło mi się gorąco ze zdenerwowania. Pomimo, iż mogło być tak całkiem miło, przez wodę wszystko byłoby widać i...

- Hej! Nie zacinaj się. - Machnął mi dłonią przed twarzą na co zasyczałem na niego rozzłoszczony. Dlaczego nie mógł zrozumieć, że nie przepadałem za takimi rzeczami? Albo zwyczajnie nie obchodził go ten fakt, więc i tak robił co chciał. Było to takie denerwujące.

- Nie mam ochoty hm.

- Wczoraj wieczorem wyglądałeś na dość zadowolonego. - Moje policzki zrobiły się czerwone. Z trudem powstrzymałem się, aby rozkwasić mu nos moją wspaniałą gliną.

- N-no i co?! Będziesz mi o tym teraz przypomniał za każdym razem?!

- Coś ty. Uspokój się troszeczkę, nic takiego się nie dzieje. - zaśmiał się nerwowo, wykonując typowy obronny ruch rękami. Prychnąłem tylko na to, poprawiając grzywkę i starając się przyjmować jego słowa z pewnym dystansem. Mimo, iż jedyne co powinienem zrobić to dać mu porządną nauczkę.

Plastikowy Kamień (Tobi/ObiDei) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz