Rozdział 1.6

207 29 96
                                    

Nie wiem czy dzisiejszą pobudkę mogę uznać za przyjemną.

Tobi walił w drzwi, drąc się na mnie swoim dziecięcym głosikiem, żebym wstawał bo śniadanie za niedługo. Z jeden strony przerwał mi sen przez co czułem się niewyspany i nieszczęśliwy, a z drugiej zdążyłem sobie zjeść i nawet ogarnąć ubranie i włosy. Tak jak wczoraj kosmyki tworzyły kupę siana, przez co musiałem się z nimi szarpać przez dobre dwadzieścia minut. Tym razem mój towarzysz nie zmusił mnie do przyjęcia jego pomocy więc radziłem sobie sam czując niemałe zaniepokojenie.

Rozumiem, że pobyt w nowym miejscu, nocowanie poza domem, zmiany klimatu i tym podobne rzeczy mają wpływ na to jak człowiek wysypia się w nocy, ale wcześniej mimo iż byłem w różnych miejscach z różnymi ludźmi nigdy nie spałem tak niespokojnie. A rano moje włosy zazwyczaj w większej lub mniejszej mierze nadawały się do użycia. Ten fakt denerwował mnie i skłaniał do przemyśleń, co musiało się zdarzyć abym stał się taki nerwowy podczas odpoczynku. Może się czegoś nawdychałem gdzieś? Albo to falafel? A może... Nie, to nieprawdopodobne i niemożliwe. Jeszcze aż tak wypaczonego umysłu nie mam.

Westchnąłem ciężko, przemywając twarz wodą. Miałem nadzieję, że mój towarzysz nie zauważy, że coś mnie gryzie z wyjątkiem jego osobowości, o które kiedyś musiałem się wypytać. Niestety albo nie był tak głupi jak zakładałem, albo znał mnie lepiej niż myślałem, albo za bardzo wyglądałem na strapionego.

- Co się dzieje, Deidara-senpai? - zapytał mnie Tobi na śniadaniu. Od samego świtu to on sprawował pieczę nad ciałem bruneta i póki co Obito nie miał zamiaru się pokazywać, więc musiałem znosić tego idiotę.

- Nic. Wyglądam jakby coś się działo hm? - prychnąłem sucho, grzebiąc widelcem w jajecznicy. Jakoś odechciało mi się jeść, ale też wiedziałem, że obiad będzie dopiero za długi czas i trzeba będzie za niego zapłacić, więc starałem się coś przegryźć. Nie chciałem żywić się cały dzień batonikami z wczorajszego sklepu.

- Tak. Deidara-senpai ani razu nie krzyknął na Tobiego więc Tobi jest pełen obaw co do jego zdrowia. - powiedział, na co ja podniosłem na niego w końcu wzrok. Rzeczywiście, jakoś taki nieurozmaicony był początek tego dnia. Może to dlatego tak nieprzyjemnie mi się dziś żyło? Niestety fakt, że chłopak jakoś za mało mnie irytował podnosił moje wrażenie, że coś jest ze mną nie tak. Dla niepoznaki pozwoliłem sobie wbić widelec w stół tuż obok jego dłoni, na co ten pisnął przerażony.

- Nie denerwuj mnie, dupku. - syknąłem na niego ze złością, wracając do mojego posiłku, który strasznie smętnie wyglądał. Zaczynałem myśleć, że zasnę tutaj na siedząco a moja twarz będzie żółtobiała od jajek z solą gdy pacnę ryjem o talerz.

Na szczęście, udało mi się pozostać jako tako rozbudzonym, na tyle aby powlec się do autokaru i usiąść na moim miejscu. Miałem nadzieję, że Tobi czy ten drugi, zapamięta co mówiła przewodniczka bo w mojej głowie odbijało się zaledwie co trzecie słowo. Powieki zrobiły się ciężkie, nie ogarnąłem nawet kiedy je przymknąłem a już pogrążyłem się we śnie.

Był taki radosny. Podróżowałem przez szerokie pustynie Izraela na wielkich glinianych figurkach ptaków i innych zwierząt. Ja siedziałem na wielkim kruku o czerwonych ślepiach, który przypomniał trochę jednego z tych jakie hodował Itachi w swojej piwnicy, a Tobi, który jakoś znalazł się w mojej krainie marzeń towarzyszył mi, ale na gigantycznej dziewięcioogoniastej bestii. Zazdrościłem mu tak wielkiego stwora i chciałem ich obu wysadzić, lecz w tym momencie ktoś szturchnął mnie w ramię.

- Deidara, budź się śpiochu. Autokar się zatrzymał. - Z początku słyszałem ten znajomy głos jak przez mgłę, aż zdałem sobie sprawę, że jest prawdziwy. Ziewnąłem więc, mrugając. Nie mogłem zapreczyć, że było mi wygodnie. Opierałem się policzkiem o coś, co świetnie odegrało rolę poduszki.

Plastikowy Kamień (Tobi/ObiDei) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz