Rozdział 1.10

204 21 83
                                    

To był chyba pierwszy raz, gdy obudziłem się przed brunetem.

Przez dłuższy moment, wgapiałem się w losowy punkt przede mną, aby następnie ziewnąć. Aż trudno było opisać jak świetnie mi się spało. Czułem się nad wyraz wypoczęty, tylko kończyny miałem trochę zdrętwiałe z jakiś nieokreślonych powodów. Ale cóż, może to skutek uboczny tak dobrego odpoczynku?

No nic. Postanowiłem rozprostować te spróchniałe kości, lecz ledwo co się poruszyłem, a... Zdałem sobie sprawę z obejmujących mnie szczelnie ramion. Na początku zszokowało mnie to dogłębnie, bo za nic nie mogłem sobie przypomnieć jakim nieśmiesznym cudem wylądowałem z jakąkolwiek żywą istotą w łóżku, lecz zdałem sobie sprawę, że to przecież ten idiotyczny głupek poszedł ze mną wczoraj spać.

Z piekącymi z zażenowania policzkami, próbowałem jakoś wyplątać się z jego ramion. Nie żeby nie było przyjemnie... Podobała mi się całkiem ta bliskość. Czułem, że jest przy mnie a ciepło ciała bruneta tak świetnie ogrzewało. Ale gdyby się obudził zrobiło by się mniej fajnie.

Niestety, moje pełne nadziei wysiłki poszły na marne. Jego śliskie łapy były dla mnie za mocne, a może to me ciało zwiotczało na myśl o przerwaniu takich uciech. Nie pozostawało mi więc nic innego, jak leżeć dalej przy piersi Uchihy. Znaczy, mogłem mu przyjebać w łeb i po sprawie, ale... Czy było warto?

Z tego też powodu odczekałem dość długi moment, aż w końcu mężczyzna raczył uchylić powieki. Jego ciemne ślepia wydały mi się okropnie ładne gdy mogłem przyglądnąć się im z tak bliska.

- Ile można spać hm?

- Musisz marudzić od rana? - Odparł jeszcze troszkę sennie. Prychnąłem:

- Musisz irytować od rana? - Zaśmiał się rozbawiony tym zdaniem. Nie mogłem zaprzeczyć iż brzmiało to co najmniej jak głos anioła. Uchiha był piękny i zachowywał się w taki sposób, że zwyczajnie mnie uwodził. Wcale mi się to nie podobało.

- Spokojnie, spokojnie, nie zło...

- Jestem spokojny hm! - przerwałem mu w połowie, mimo iż nie czułem się aż tak zezłoszczony aby to robić. Po prostu wydało mi się to odpowiednie.

- Wiem. - Wyszczerzył się niczym Pan Niezabijski. - Swoją drogą, uroczo wyglądasz o brzasku.

- H-huh? - Moje policzki zrobiły się bardziej różane, niż były wcześniej, a gdy sięgnął dłonią do mojej twarzy serce zatłukło mi mocniej w piersi. Tak jak z początku chciałem stąd spadać, teraz naszła mnie na to jeszcze większą ochota. Niestety moje rozsądne myślenie przegrało w momencie gdy poczułem jego miękkie usta na swoich. Poruszał nimi tak świetnie, że czułem się wspaniale.

Ledwo zdałem sobie sprawę, że perfidnie wykorzystując mój brak uwagi zajął miejsce na moich biodrach. Dopiero gdy odsunął głowę lekko, poczułem wyraźnie, że jego krocze jest zdecydowanie, ale to zdecydowanie za blisko mojego. Tak samo jak ręce i twarz... Cały Uchiha o niebo na za dużo sobie pozwalał.

- E-ej.. Cz-czekaj! - Wymamrotałem zdenerwowanym głosem, gdy Obito znalazł frajdę w obcałowywaniu skóry na mej biednej szyji. Co w niej było tak wielce ciekawego nie wiem. Ale to nie usprawiedliwia go, a propo zbliżania się do niej. A zwłaszcza...

Ledwo zdążyłem zatkać sobie buzię rękami, tłumiąc jęk, gdy ten zaczął się bawić w zostawianie czerwonych śladów. Moja twarz zapłonęła żywym ogniem, kiedy ogarnąłem, że wystarczyło trzymać łapy na poduszce i wszystko by usłyszał. A tego już było za dużo.

Porządny kopniak w brzuch wystarczył, aby ten niewyżyty zboczeniec pierdolnął o podłogę z głośnym hukiem. Miałem nadzieję, że oboje to poczuli. Bo jeśli Tobi chodź przez moment podglądał to wydarzenie, to osobiście postanawiam go zatłuc na śmierć.

Plastikowy Kamień (Tobi/ObiDei) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz