Rozdział 1.2

288 32 58
                                    

Teoretycznie nie było trudno dotrzeć do miejsca, w którym odbierało się bagaże, bowiem oprócz języka hebrajskiego, informacje napisane były też po angielsku.

Niestety, z racji, że pewien ktoś bezczelnie się do mnie przyczepił taka podróż była udręką. A najgorsze, że nie mogłem go skutecznie odgonić, bowiem tłumaczył się, że w sumie idziemy w tą samą stronę. Co było bolesną prawdą, ale przecież gdyby szedł parę kroków za mną albo przede mną sytuacja stałaby się przyjemniejsza.

Jedyną pocieszającą rzeczą był fakt, że brunet nie odzywał się do mnie, więcej niż trzeba było. A przynajmniej do czasu, aż stanęliśmy u celu i bagaże zaczęły jechać po długiej taśmie.

- Jak wygląda twoja? - zapytał mnie wtedy. Wciąż zły jeszcze na incydent z samolotu, prychnąłem w odpowiedzi, bo w końcu po kiego grzyba musiał to wiedzieć? Mimo tego, przekonał się o tym w momencie gdy moja niewielka granatowa walizeczka pojawiła się wreszcie. Ściągnąłem ją z łatwością na ziemię, uśmiechając się pod nosem. Cieszyłem się, że jednakże przeżyła ten lot.

Obito także prędko po mnie otrzymał swoją własność. Jego była trochę większa, czarna z krwistym zamkiem. Opanowało mnie błogie szczęście na myśl, że w końcu będę miał tego durnowatego osobnika z głowy, lecz ku moim wewnętrznie wylanym łzom, oznajmił mi, że musi już lecieć na wycieczkę.

Powinienem określić takie wydarzenie jako wstrętny przypadek, cholerny pech, los zesłany przez samego szatana czy może głupie przeznaczenie? Bo takie dziwne zbiegi okoliczności, abym ja kupił sobie taką samą wycieczkę się nie zdarzają. No dobra, w sumie czego mogłem się spodziewać. Podróżowaliśmy tym samym samolotem, więc istniało prawdopodobieństwo, że w dokładnie identycznym celu.

Także przyczepił się do mnie, więc zmuszony byłem leźć z nim przez resztę lotniska. Lecz dało mi to porządniej do myślenia. Uchiha wydawał się nagle taki inny... Okropnie dziecinnie się zachowywał i paplał bez kompletnego sensu, chociaż nad głębszym można by polemizować. Ponad to, jarał się wszystkim co mu do głowy wpadło. Wydawał się, jakby nagle nałożył na siebie jakąś maskę innej osoby. Mimo, że wciąż mogłem zobaczyć jego twarz, właśnie takie odnosiłem wrażenie i nie czułem się z tym najlepiej.

Ale potem było tylko gorzej. Zwątpiłem w swój rozum i umiejętność podejmowania decyzji. Dumałem, czy sprawa z Hidanem na pewno była taka ciężka, że jedynym rozwiązaniem był wyjazd, mimo iż tak krótki. Nad uchem wciąż skwierczał mi, Tobi. Tak o sobie mówił, na teraźniejszy moment. Niezbyt ogarniałem jak to działa. Na początku zakładałem, że stroi sobie żarty ze mnie, lecz gdy zagadał w ten sposób do przewodniczki wycieczki stwierdziłem, że mam do czynienia z niebyt zdrową psychicznie osobą. Albo osobami. To też wziąłem pod uwagę.

W każdym razie, gdy już wszystkie osoby jakie miały przyjść przyszły, pani kierowniczka, niska różowowłosa dziewczyna skierowała nas do autokaru.

I gdy okazało się, że będę siedzieć obok mojego znajomego z samolotu pomyślałem, że w ciągu tej wyprawy odbije mi bardziej, niż przez te lata spędzone we własnym domu. Musiałem obmyślić jakąś strategię, więc gdy tylko spostrzegłem, że zamierzał się odezwać, wyprzedziłem go:

- Nie odzywaj się do mnie. Nie widzisz, że próbuję oglądać widoki za oknem hm? - syknąłem niezbyt miłym tonem w jego stronę, mając nadzieję, że da się spokój. Gdybym był chrześcijaninem, modliłbym się o to na kolanach, lecz niestety nie tak rodzice mnie wychowali.

- Ale, Deidara-senpai, jest ciemno... - Zauważył Tobi, dosyć trafnie bo zza okna ziało czernią nocy. Była już późna godzina w Izraelu.

- To nic nie zmienia. - Mruknąłem, nie opuszczając za nic swoich przekonań, mimo których nie patrzyłem się w okno, a na mojego towarzysza. Nie mogłem go rozgryźć. Jego dziecięcy charakter wydawał mi się zbyt wyrazisty i osobliwy, aby był tylko głupią grą aktorską, ale to by znaczyło, że jest taką drugą osobowością. Wyjaśniało by to fakt, że Obito zniknął jakby zapadł się pod ziemię, lecz jego ciało pozostało na miejscu. Ale czy takie coś jest możliwe?

Plastikowy Kamień (Tobi/ObiDei) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz