Rozdział 2.5

99 15 16
                                    

Zmarszczyłem wyraźnie brwi na słowa Hidana.

Cóż, nie były one jakoś szczególnie przepełnione życzliwością, ani taktownością, których niestety mój ułomny przyjaciel był perfidnie pozbawiony przez swych stworzycieli. Jednakże zdawało mi się wcześniej, że Jashinista postara się, aby chociaż sprawiać wrażenie mniej chamowatego i wulgarnego niż z rzeczywiści. No cóż, przeliczyłem się okrutnie. Jednakże mój tępy, przez większość czasu umysł, otworzył się w tym momencie na mądrości tego świata, pozwalając mi na wypowiedzenie równie okropnych słów w ramach responsy:

- Czyli bardzo podobny do twojego, nie? Tylko Kakuzu całe dupsko ma w chujni. Chuja również. Chujnia na chuju hm. - Powiedziałem tonem nadzwyczaj beztroskim, szczerząc się jak kompletny kretyn. Nie wiem, co było bardziej bezcenne w tej chwili. Zbolała twarz Obito, który po tym tekście ni to sprawiał wrażenie rozbawionego, ale bardziej odbijało się na jego buzi ogromne skołowanie i zmieszanie, czy Hidan, którego intensywnie fioletowe oczy, niemalże powyłaziły z orbit.

- Skąd wiesz, jakiego ten posrany żyd ma chuja?! - Wydarł się po chwili. Kobieta, która zajmowała się farbowaniem mu włosów, skrzywiła się z niesmakiem jeszcze bardziej niż do tej pory. Współczułem jej w jakimś stopniu, tak nienormalnych kontrahentów oraz podziwiałem, że nas nie wyrzuciła. Ale widocznie musiała wyznawać w duchu zasadę, klient nasz pan.

- Przecież mi opowiadałeś, cymbale! - Również na niego krzyknąłem. Jashinista chwilę przetwarzał zdobytą właśnie informację w swoim łbie, po czym na jego policzki wstąpił delikatny róż. Nawet taki tępak jak on rumienił się niekiedy. Zazwyczaj, gdy zaczynał z ekscytacją mówić o swoich seksualnych przeżyciach z Kakuzu lub gdy roztrząsał piękno Instagramowych gwiazd. Jednakże byłem niesamowicie przekonany o tym, że reagował podobnie, kiedy spędzał ogólnie czas ze swoim chłopakiem. Nawet jeśli nie chciał się przyznać, wiedziałem, że coś do niego czuł. Jakieś dziwne, toksyczne przywiązanie czy pociąg, na tyle mocny, aby nie odszedł od niego przez ostatnie sześć miesięcy.

- Kurewsko słuszna uwaga. - Burknął. - Za dużo wiesz jak na jebanego bezbożnika. Muszę cię nawrócić albo przestać pierdolić ci za uchem.

- Ja tam wolę moje wspaniałe bezbożnictwo hm! - Odparłem, dumnie wypinając pierś.

- To jest dokładnie to, co powiedziałby jebany bezbożnik!

- Za to ty czepiasz się cholernie jak Jashinista! A przynajmniej tak mi się wydaje. Nigdy nie spotkałem innego Jashinisty niż ty... Ta sekta w ogóle istnieje czy to jednoosobowe opętanie i powinienem wezwać egzorcystę? - Zastanawiałem się na głos, na co Hidan zagotował się, po czym zaczął się drzeć na cały zakład fryzjerski:

- Istnieje kurwa! Jest nas ponad dwadzieścia tysięcy na całym świecie i ciągle dochodzi nowych pierdolonych wyznawców! Ciebie też nawrócę, cholerna blondynko!

- Próbuj dalej cip... - Przerwałem w pół słowa, czując nagle rękę na swoim ramieniu. Spojrzałem w bok, chcąc się przekonać, do kogo ona należała i widząc jej właściciela, moja buzia zrobiła się nienaturalnie czerwona.

- Czego, głąbie hm?! - Stwierdziłem, że skoro i tak już się wszem, i wobec darłem, to najwygodniej od razu na wszystkich. Bez wyjątków. Jeszcze by sobie umyślił coś dziwnego.

- Cóż... Już późna godzina, a praca mnie wzywa. Wpadłem tylko na moment zobaczyć mojego ukochanego. - Powiedział z delikatnym uśmiechem. Otworzyłem buzię, a potem zamknąłem, a potem znów otworzyłem, aby rzec:

- No to, idź, idź. Nikt cię tu nie zatrzymuje. - Mruknąłem, zakładając ręce na piersi. Zdawało mi się, że mężczyzna zostanie ze mną, jednak ten szczur jedynie cmoknął mnie w policzek i opuścił lokal. Ucałowany policzek płonął na czerwono, mimo mojej nieszczęśliwej miny. Myślałem, że jasno dałem memu chłopakowi znać, aby spędził ze mną jeszcze trochę czasu. Wprawdzie wczoraj go widziałem... ale to była tylko pojedyncza, specjalna okazja. Prawdopodobnie minie trochę, nim podobna się nadarzy. Ten fakt napawał mnie uporczywym niezadowoleniem i czymś na kształt tęsknoty, na tyle ile mogłem tęsknić za takim uchihowym ułomem. Choć jednak w głębi mojej zidiotyzowanej duszy, jasno zdawałem sobie sprawę, że moje uzależnienie od obecności Obito, które utworzyło się jeszcze podczas wycieczki do Izraela i Jordanii, sprawiało, że domagałem się tego, aby spędzał ze mną czas. Prawdę mówiąc, najwygodniej byłoby, gdybyśmy mieszkali razem, jak wtedy, w różnych hotelach. Jednakże nie byłem w stanie, uznając to za okrutną ujmę na godności, prosić mego partnera o coś takiego. Mogłem co najwyżej trzymać kciuki i mieć nadzieję, że facet w końcu wpadnie na coś podobnego.

Plastikowy Kamień (Tobi/ObiDei) ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz