Rozdział V

33 6 2
                                    

Miną już pierwszy semestr. Każdy mówił o szybko upływającym czasie jednak mi i Takashiemu się dłużył z każdym sprawdzianem. Nauczyciele nadal nie zaufali mi co spodobało że za każdym razem przy jakiej kolwiek próbie podpowiedzi nawet tej w myślach Takashi miał dostać jeden bez możliwości poprawy. Mieli kogoś z darem wykrywania. Lepiej nie ryzykować. Obaj wywiązaliśmy się z umowy kiedy zauważyli systematyczność Kazuny. Semestr zaliczony. Za bardzo nie rzucaliśmy się w oczy ale po akcji w pierwszym tygodniu nie odstępowali nas na krok przez dobre dwa tygodnie. Powracając do teraźniejszości teraz jest lekcja z wychowawcą.
- Słuchajcie uważnie bo nie będę się powtarzać. Dyrekcja liceum UA zaprosiła do wspólnego treningu między klasowego, szkolnego jak zwał tak zwał. Zapewne chcą podszkolić swoich. Dla nas takie postępowanie jest śmieszne jednak żeby nie zrobić zamieszania przystaliśmy na tą propozycję. Jednym z warunków jest podanie liczebności klasy jaki i nazwiska bez darów. Odczytam ową listę przy was.
Przewodniczący: Tenya Ida.
Zaczął wymieniać po kolei przyszłych przeciwników. Ja rozmyślający nad czymś zupełnie innym w ukochanej ciemnicy powróciłem do słuchania nauczyciela kiedy ten powiedział Katsuki Bakugou. Ooo czyżby jednak go przyjęli. Taki agresor w tak prestiżowej szkole. Śmieszne ale mogło być prawdą.
- Ej Takashi
Odezwałem się w jego głowie. Bez odpowiedzi powtarzałem się z dwadzieścia razy. No nie wytrzymam. Zasną. Obudził go stanowczy głos wychowawcy.
- Panie Kazuna nie przeszkadzam czasem.
- Przepraszam

* W myślach *
- Ha ha ha.
- Z czego się śmiejesz.
- A już z niczego słodko wyglądasz jak śpisz.
- Chcesz czegoś konkretnego?
- Zapytaj się czy już teraz można wybrać sobie rywala.
- Niech ci będzie.

- Prze pana takie pytanie. Można wybrać tego z kim chce się zawalczyć?
- Nic o tym nie wspomniano jednak nie widzę problemu. Podaj nazwisko. Zapisze i później do pytam w tej kwestii.

- Słyszysz. Można kogo wybierasz.
- Hmm. Ciężki wybór. Nie mogę się zdecydować.
- Nie żartuj tylko mów.
- Dobra to ....

- Katsuki Bakugou na mojego przeciwnika.
Trochę skrępowany popatrzył na mnie. Klasa zszokowana patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami. O czymś nie wiem czy jak.
- Jesteś pewien wyboru. Nie mam nic przeciwko jednakże to jeden z mocniejszych uczniów tegorocznych pierwszaków.
*szepty*
- Podobno All Might nim się zainteresował.
- Jest dość popularny i agresywny.
- Jedyne co o nim słyszałem to „ nie wychowany dzieciak ”

- Jestem pewien. Nie mam ochoty odstąpić od tej propozycji.
- Dobrze wracając do dalszych informacji.
I tu można było pomarzyć o minie Kacchana kiedy się o nim dowie. Pewnie był przekonany o mojej śmierci. Z drugiej strony po jakiego licha oni takie coś organizują. Spotykam się z tym pierwszy raz że to oni pierwsi oferują takie treningi. A nie ważne. Nie potrzebnie zaprzątać tym głowę. Muszę się skupić na treningach.
Dzwonek i do domu. Po aferze ze złoczyńcą mogę wyjść na świeże powietrze będąc przy końcowym odcinku do domu. Coś koło 700 metrów przed bramą.
- Wróciliśmy.
- Witajcie z powrotem za chwilę obiad. Nakryjcie do stołu.
Po jedzeniu zadania i tona materiałów z zajęć.
- Pomógł byś trochę królewiczu.
- Dobrze wiesz o zakazie współpracy podczas jakichkolwiek czynności związanych czy z kartkówką czy z zadaniem domowym. Poza tym idę sprzątać ogród. Życz mi powodzenia.
Wyszedłem zamykając drzwi żeby mu nie przeszkadzać. Jak i tak się będzie złościć. Nie nawidzi on tego typu zadań jak analize i pisanie własnych opinii. Oddalając się coraz bardziej z zamiarem wzięcia się za plewienie dopadły mnie wspomnienia. Po mocnym rozwinięciu mocy zdarzało się to częściej. Na początku raz na miesiąc teraz co czwarty dzień. Wszędzie krew, rozwalone siedzenia, potłuczone szkło i ręką kogoś bliskiego obok mojego już prawie martwego ciała. Zawsze uciekałem od tych wydarzeń i skupiałem się to na przedmiocie obok mnie albo obowiązku do wykonania. W tym przypadku było tak samo. Stawiając nogę na trawniku spadł deszcz. Na dodatek stał się tak intensywny, że wszystkie okna musiały zostać natychmiast zamknięte. Kiedy widzę taką pogodę odechciewa mi się wszystkiego. Zrezygnowany powróciłem w poprzednie miejsce. Takashi nadal główkował nad zadaniem. Co miałem do roboty. Zabrałem pierwszą lepszą książkę z półki i zacząłem przeglądać obrazki. Nie mailem nawet ochoty czytać a to było jednym z moich ulubionych zajęć. Za kolejnym obrazkiem coraz bardziej chciało się spać. Pogoda dała taki nastrój. Poprostu spać. Jestem czasem tak leniwy, nawet nie położyłem się na materac tylko na podłodze. Czemu nie. Słyszałem gdzieś, że pomaga to na kręgosłup a mnie ostatnio boli. Kątem oka zauważyłem uśmieszek na twarzy kolegi. Z czego się śmiał. Chciałem odpowiedzi ale zasnąłem. Nawet dobrze się spało. Obudziłem się o 5:00.  Jak dobrze. Zasnąłem w piątek czyli dzisiaj sobota. Aleee. Mamy dodatkowe zajęcia. Zwalono mnie na podłogę może pół godziny później. Zrozumiałem czemu wczoraj się śmiał. Stał przygotowany i przyglądał się jak niezdarnie próbuje pokonać lenia. Podejście piąte. Udało się a ten tylko ponaglał, że się spóźnimy. Grzecznie zabrałem ubrania, wyszykowałem się. Zachodzie do pokoju a tu nie spodzianka. Takashi z zegarem w ręku i moim zergarem w telefonie na który patrzyłem po pobudce. Wskazywały inne godziny. Mój pokazywał za pięć szóstą. Zegar w przeciwnej ręce pięć po północy. Na jego twarzy złośliwy uśmieszek.
- Dałeś się nabrać.
Odłożył na regał ten większy zegar a telefon podał do ręki.
- A i dzisiaj nie mamy zajęć.
Poklepał po ramieniu i poszedł przebrać się w piżamę. Chwilę potem wygodnie ułożony spał jak zabity.
Moja nieświadomość nie opuszczała mojego rozumu.
- Coś się stało. Nie możesz spać?
Za drzwi wychyliła się babcia.
- Nie. Wszystko w porządku. Przepraszam jeśli obudziłem.
Znowu się przebrałem. Teraz szybciej i idąc przykładem Takashiego zapadłem w ponowny sen.
Szczęście mi nie dopisuje i miałem koszmar. Zalany potem zerwałem się. Poprawny czas to 7:26. Czasem mam serdecznie dość tych wydarzeń z przeszłości. Mam wielką nadzieję, że po dłuższym czasie przebywania z Takashim zadręczać mnie będą przypały w szkole.
Cały wolny czas miną bardzo szybko. W poniedziałek zajęcia odwołano a pierwszakom kazano się przygotować do podróży. Specjalnie jedziemy wcześniej żeby zapoznać się ogólne ze wszystkim. Tydzień później zaczyna się trening. Pokoje hotelowe już zostały zaklepane teraz tylko podróż. Jedziemy w 13 osobowej grupce z jednym opiekunem. Dwóch się przenosiło powodując spadek liczebności klasy. Tamci liczą 20 ludzi. Zobowiązali nas do zabrania dodatkowej siódemki. Wybrano chętnych z równoległej klasy ogólnej.
Droga jak droga. Długa i nieposiadająca końca. Atmosfera w busie przytulna. Każdy podenerwowany sytuacją i tacy opowiadający o tym jak będą ich błagać o litość. Wolne żarty.
Zaraz po przyjeździe zameldowanie w hotelu. Chciałem coś sprawdzić.
- Ej Takashi choć pokaże ci okolice.
- Nie wolno.
- No weź nie chcesz pozwiedzać.
- Podziękuję.
Zabrał klucz i udał się w stronę schodów.  Za nim podążyła dwójka rówieśników. Pokój ładny. Wygląd jak w stu innych pokojach hotelowych. Zajął łóżko przy oknie. Koledzy się zmyli do sąsiadów.
- Skor..
- Jutro pozwiedzamy. Dano nam cały dzień więc nie zadręczaj mnie pytaniami o to samo.
- Dziękuję.
Po kolacji szybki prysznic i spać. Cały ten czas spędzałem jako tatuaż. Jak mówią z klasy „ czują się niekomfortowo w mojej obecności ”.
Nastał wyczekiwany dzień. Wychodząc skierowaliśmy się na osiedle.
- Masz konkretny powód co do tego wyjścia.
- Tak.
- To gdzie?
- Na pierwszy ogień idzie moje stare mieszkanie. Ja przeżyłem i chce sprowadzić czy mama też jest wśród ocalałych. Szczerze nie miałem żadnych kontaktów od momentu spotkania się u ciebie.
- Aha rozumiem.

- Idziemy dobre pół godziny. Daleko jeszcze.
- To tu.
Pokazałem blok. Ruszyłem pewnym krokiem w jego stronę. Takashi za mną. Oto i one. Drzwi z numerem 19. Dawne wspomnienia wracają. Te przyjemniejsze.
- Jak coś stanę się na chwilę niewidzialny. Pasuje.
- Jasna sprawa.
Zadzwonił dzwonkiem. Chwila ciszy. Z nerwów rozbolał mnie brzuch. Otworzyła dziewczyna. Wiekowo młodsza od naszej dwójki.
- Mogę w czymś pomóc?
- Szukam Inko Midoryia. Mieszka tu może.
- Chwila. Babciu!! Potrzeba twoich informacji.
- Idę.
Ustąpiła staruszce o siwych włosach i takiego samego koloru oczach.
- Szukasz Inko. Muszę cię zmartwić chłopcze. Nie ma jej wśród żywych. Zginęła tragicznie w wypadku jakoś w tamte wakacje. Naprawdę przykro mi.
- Dziękuję. Przepraszam z kłopoty. Dowidzenia.
Pojawiłem się z za pleców. Serce bolało od tej nie miłej informacji. Czego się spodziewałem.
- Wracamy.
- Pewnie. Choć.
Kierunek hotel. Droga w ciszy tak samo reszta wolnego czasu. Byliśmy pierwsi. Pozostali wracali po 20:00. Resztę dni poświęcono treningom. My rozwijaliśmy atak. Jako że obrona szła nam dobrze potrafimy uniknąć z 90% ataków. Ciężko było się skupić. Tak miną tydzień i nadszedł dzień treningu między szkolnego. Zeszłej nocy mało kto zasnął.
Staliśmy przed bramą. Po drugiej stronie tak zwana słynna klasa 1A. Lada moment zacznie się bitwa.

Jestem quirkiem [Zawieszona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz