Rozdział II

366 72 9
                                    


Grzegorz Kossakowski


Od dziecka wpa­jano mi cel mojej przy­szło­ści. Skru­pu­lat­nie, two­rząc ze mnie pier­wo­wzór złego czło­wieka. Surowa ręka Huberta, czło­wieka, który mnie spło­dził i zro­bił ze mnie tego, kim teraz jestem. Na czele gangu, sta­ną­łem, mając dwa­dzie­ścia pięć lat. Moja szajka, składa się z wielu ludzi. Każdy z nich ma przy­dzie­lony swój dział. Moja rezy­den­cja, w któ­rej miesz­kam, wraz ze swoją sio­strą, znaj­duje się w głębi lasu. Andże­lika jest moją jedyną rodziną. Nasz ojciec Hubert Kos­sa­kow­ski zgi­nął pod­czas poli­cyj­nej akcji pod Wro­cła­wiem, gdy byli­śmy jesz­cze dziećmi. Jeśli cho­dzi o naszą mamę, nie wiemy czy żyje. Ostatni raz widzie­li­śmy ją na pogrze­bie taty. Do dziś nie wia­domo, dla­czego zre­zy­gno­wała z życia mafij­nego. W dzie­ciń­stwie mia­łem poczu­cie, że zostanę roz­dzie­lony z moją sio­strą. Całe szczę­ście, że tak się nie stało, bo zosta­li­śmy zaadop­to­wani przez przy­ja­ciół taty. Nasi rodzice zastęp­czy zadbali o naszą edu­ka­cję i bez­pie­czeń­stwo. W dniu swo­ich dwu­dzie­stych pią­tych uro­dzin, sta­łem się sze­fem mafii. Jeśli cho­dzi o Andże­likę, zatrud­ni­łem ją jako nauczy­cielkę malar­stwa. Trze­ciego paździer­nika dwa tysiące sie­dem­na­stego roku zabra­łem ze sobą sio­strę do kasyna. Tego wie­czoru moje życie zamie­niło się w pie­kło. Wraz z uczest­ni­kami imprezy zosta­li­śmy napad­nięci przez ban­dy­tów, któ­rzy byli ubrani w czer­wone kom­bi­ne­zony i maski jak boha­te­ro­wie z serialu „Dom z papieru". Ukra­dli wszyst­kie pie­nią­dze i poj­mali Andże­likę. Spa­ni­ko­wany tą sytu­acją, natych­miast ruszy­łem za spraw­cami.

Nieco póź­niej, bez uprzed­niego zako­mu­ni­ko­wa­nia, wpa­dła do mnie Agnieszka Szymańska – Pra­cow­nica, peł­niąca funk­cję jed­nej z asy­sten­tek mojej firmy.

— Co Cię spro­wa­dza? Dobrze wiesz, że nie lubię, gdy ktoś zakłóca nale­żący mój spo­kój, nie uprze­dza­jąc mnie o tym Agnieszko. – odry­wam wzrok od kom­pu­tera i przy­glą­dam się uważ­nie dziew­czy­nie w czar­nych wło­sach.


— Wiem, że tego nie lubisz, ale to nie może cze­kać nawet godziny – zwró­ciła się do mnie dziewczyna swoim ner­wo­wym tonem.


– Skoro tak uwa­żasz, to mów. Entu­zja­stycz­nie posłu­cham – zamie­ni­łem się w słuch.


– Cho­dzi o Twoją sio­strę Andże­likę i jej przy­ja­ciółkę Nadię Murtch. Nie są, takie święte jakże uwa­żasz. – twier­dziła Agnieszka. 


– Dla­czego tak myślisz? – popa­trzy­łem się na nią uważ­nie.


– Sły­sza­łam, jak Nadia chwa­liła się naszym ludziom, że zna pry­wat­nie pory­wa­czy, któ­rzy por­wali Andże­likę. Ozna­cza­łoby, że upro­wa­dze­nie Two­jej sio­stry było upo­zo­ro­wane.


– KURWA! – zare­ago­wa­łem prze­kleń­stwem, ude­rza­jąc pię­ścią w stół, bo nie mogłem uwie­rzyć na wła­snym oczom, co sły­szę na temat mojej sio­stry i jej przy­ja­ciółki. Spa­ni­ko­wany z tą infor­ma­cją, wezwa­łem do sie­bie Nadię, bo chcia­łem mieć pew­ność, czy kobieta nie kła­mie. Gdy spo­tka­łem się twa­rzą w twarz z Nadią, byłem cały roz­trzę­siony ze zło­ści.


– Mogę wie­dzieć, dla­czego wezwa­łeś mnie do biura i cze­muż jesteś roz­go­rącz­ko­wany? – zasta­na­wiała się Nadia, spo­glą­da­jąc na mnie z nie­po­ko­jem.

" Nieprzyzwoity Romans Pana D" [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz