Rozdział VII

115 47 0
                                    


Paweł


Naza­jutrz, obu­dziły mnie zapa­chy, dobie­ga­jące z kuchni. Domy­śli­łem się, że to sprawka Michała – który oznaj­mił mi wczo­raj przed pój­ściem spać, że będzie dla nas goto­wał. Talent kuchar­ski odzie­dzi­czył po swo­ich rodzi­cach – któ­rzy pro­wa­dzą swoją restau­ra­cję w cen­trum Kato­wic. Nie­raz nama­wiano go, aby pra­co­wał w rodzin­nej spółce, lecz chło­pak odmó­wił z powodu innego zawodu – jakim jest to recep­cjo­ni­sta siłowni. Wsta­łem z łóżka w lep­szym humo­rze niż wczo­raj. Zau­wa­żył to sam Michał – który widział moją obec­ność z daleka, zmie­rza­ją­cego do kuchni.

– Dzień dobry bra­cie – przy­wi­tał mnie z uśmie­chem.



– Witaj przy­ja­cielu – oznaj­miłem powi­ta­nie – Co to za zapa­chy, które pachną w całym miesz­ka­niu? – zada­łem pyta­nie kucha­rzowi.



– Nie spo­dzie­wa­łem się, że zapach boczka, roz­nie­sie się po domu. – zaśmiał się lekko Michał. – Smażę jajka sadzone na boczku, do tego pomi­dorki z cebulką i ciemne pie­czywo.



– Zro­bi­łem się od razu głodny, sły­sząc co zro­bił mi Michał. – Brzmi ape­tycz­nie – komen­to­wa­łem.



– Mam nadzieję, że będzie Ci sma­ko­wać – liczył na dobrą opi­nie Michał, poda­jąc mi rów­nież kawę.



W trak­cie śnia­da­nia wyobra­ża­łem sobie jakąś dziew­czynę, krzą­ta­jącą w kuchni w sek­sow­nym ubra­niu. Taki widok byłby bar­dziej ape­tyczny niż śnia­da­nie. Po wspól­nym posiłku, wraz z Micha­łem zbie­ra­li­śmy się do pracy. Zanim wsia­dłem do auta, zapy­ta­łem kum­pla jesz­cze raz czy spró­buje pogo­dzić się z San­drą. On z kolei, odparł, że nie ma opcji, aby spró­bo­wał. Taki mój kum­pel. Baje­ruję, rożala się nad sobą, a potem zapo­mina o wszyst­kim. Dla­tego stwier­dzi­łem, że dam mu spo­kój. Po dro­dze wstą­pi­łem do biblio­teki, wypo­ży­czyć sobie książki. Prze­cho­dząc mię­dzy pół­kami, spo­tka­łem postać, trzy­ma­jąca setek ksią­żek – które zasła­niały twarz. Syl­wetka ledwo podą­żała, nie zwra­ca­jąc uwagi na moją obec­ność. To powo­do­wało, że oby­dwoje upa­dli­śmy na podłogę.

– Prze­pra­szam bar­dzo, nie zauwa­ży­łam pana – usły­sza­łem kobiecy głos. I to dość znany. Gdy nasze oczy zwró­ciły się ku sobie, nie mogłem uwie­rzyć wła­snym oczom, że na mnie leży Mał­go­rzata Losik. – Mia­łaś prawo nie zauwa­żyć, jak się trzy­mało setek ksią­żek. – prze­mó­wi­łem do niej ze swoim pocie­sza­ją­cym gło­sem, ta bły­ska­wicz­nie wstała, zabie­ra­jąc się za porzą­dek. Ta sytu­acja prze­ra­ziła tro­chę dziew­czynę, dla­tego posta­no­wi­łem pomóc.

– Prze­pra­szam, że na Cie­bie upa­dłam, wszystko przez te książki, które dały mi moje kole­żanki. – prze­pro­siła Mał­go­sia.


– Nic się nie stało. Nie jestem o to zły, bo mia­łaś prawo nie zauwa­żyć mojej nie­obec­no­ści. – ponow­nie prze­mó­wi­łem do niej ze swoim pocie­sza­ją­cym gło­sem.



– A tak ogól­nie, co tutaj robisz? – zapy­tała z cie­ka­wo­ści.



– Przy­sze­dłem, wypo­ży­czyć sobie książki. – odpo­wie­dzia­łem wprost. – Nawet nie spo­dzie­wa­łem się, że Cię tu spo­tkam.

 

– Ja rów­nież, nie myśla­łam, że Cię spo­tkam jesz­cze. – wyznała mi szcze­rze Mał­go­sia.

 

– Skoro się ponow­nie spo­tkamy, to dasz się namó­wić na kawę? – zapro­po­no­wa­łem. – Za pięt­na­ście minut mam okienko, to Ci poświęcę czas. – wyra­ziła zgodę dziew­czyna, spo­glą­da­jąc na porzu­cone książki, które upa­dły wraz z nią. – Na ten czas, wypo­ży­czę sobie lek­tury i zacze­kam na kory­ta­rzu – poin­for­mo­wa­łem swoją kole­żankę.

" Nieprzyzwoity Romans Pana D" [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz