35. Huragan

1 0 0
                                    

Marisa POV
Zaciągnęłam się papierosem, przez płuca przepuściłam nikotynę w tym samym momencie zakręciłam w alejkę z parkiem, który odkryłam niedawno niedaleko rezydencji. Zacisnęłam dłoń na smyczy, przyciągając w swoim kierunku delikatnie psa, aby nie szarpnął mi się na ulice. Nie wiedziałam co powinnam ze sobą zrobić. Od kilku dni nie dostawaliśmy żadnych informacji o następnych wymysłach Gavarisa.

Po nocy z Raulem coś pękło, jeszcze bardziej niż po meczu. Ta bariera między nami coraz bardziej się zacierała.

Wypuściłam kłąb dymu, usiadłam na jednej z pobliskich ławek, a Lunę puściłam, aby pobiegała. Owinęłam się szczelniej szalem. Listopad dawał w kość, na dworze robiło się mroźniej, a pogoda z dnia na dzień nie wskazywała na powrót słońca.

Chodnikiem między zamarzniętymi drzewami spacerowały pary chadzające za rękę, rodzice z dwójką dzieci, a na jednej z ławek nieopodal siedzieli roześmiani staruszkowie. Nie wyobrażałam sobie założenia rodziny. Od zawsze chciałam korzystać z życia, imprezować i spędzić te lata jako najlepszy, aby mieć co wspominać, a nie być zależna od drugiego człowieka. Z czasem podejście do życia się zmienia i u mnie nastał ten moment, że nie wiedziałam czego chce. Potrzebnego od dzieciństwa ciepła i bezpieczeństwa czy może jednak ciepła zapalniczki i imprez. Jeżeli kiedyś los postawiłby na mojej drodze mężczyznę, z którym byłabym w stanie mieć dziecko, nie zawahałabym się. Z pewnością traktowałabym je lepiej niż ja pamietam lata swojego dzieciństwa.

Pół godziny później wróciłam do mieszkania, spuściłam psa, otrzepała się, a następnie pobiegła do kuchni się napić. Rozebrałam się i powędrowałam za Luną, dosypałam jej karmy, a sama wstawiłam wodę na herbatę.

Byłam sama w mieszkaniu, Raul miał się spotkać z Devonem i wrócić pod wieczór, dlatego nie mając planu na dalsze popołudnie wyciągnęłam z walizki zeszyt i długopis. Usiadłam pod kocem w salonie, Luna zabrała zabawkę z pokoju i ułożyła się zadowolona z merdającym ogonkiem, tuż przy mnie na sofie. Zaczęłam pisać. Pisałam wszystko co mi wpadło do głowy. Tak powstał mój pamiętnik.

Dwie godziny później poczułam jak mój brzuch się sprzeciwia i domaga posiłku. Przygotowałam sobie sałatkę z tego co akurat było pod ręką. Włączyłam cicho muzykę i pisałam dalej. Tak minął mi dzień, aż do czwartej.

Wtedy dostałam wiadomość. Podniosłam telefon z myślą, że to Raul, lecz byłam w błędzie. Nieznany numer.

Bądźcie gotowi na siódmą, Fabio zabierze Was w miejsce spotkania. Będzie to eleganckie spotkanie, dlatego nie zróbcie wstydu!

Warknęłam pod nosem z poirytowania. Pan wielki, wszechmogący odzywa się w końcu po kilku dniach i żąda spotkania. Poczułam zażenowanie, ale także złość na wzmiankę o wstydzie. Było to chore, ale nie miałam innego wyjścia. Zdążyłam przywyknąć. Miałam trzy godziny, dlatego w między czasie postanowiłam umyć włosy i się lekko ogarnąć, aby ładnie wyglądać. Chciałam się sobie podobać.

Zrobiłam wszystko aby jak najskuteczniej się zrelaksować przed tym spotkaniem. Wiedziałam, że tam gdzie Gavaris będą problemy, dlatego starałam się oczyścić umysł i odprężyć.

Nalałam sobie do wanny dużo wody z pianą, zrobiłam peeling, nałożyłam na twarz maseczkę rozświetlającą, a nawet się ogoliłam. Wypachniona i cała mokra wyszłam owinięta ręcznikiem z zaparowanej łazienki. Gdy przeszukiwałam szafę w poszukiwaniu godnych tego wieczoru ciuchów, usłyszałam dzwonek do drzwi. Załamana obejrzałam się dookoła. Przez ten pokój przeszło istne tornado. Dłużej się nie zastanawiając, gdy natarczywe dzwonienie, wturowane szczekaniem psa, nie ustawało, owinęłam się ponownie ręcznikiem i zeszłam na dół.

Więźniowie. Pierwszy ciosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz