30. Mecz

0 0 0
                                    

Raul POV
Próbowałem się uspokoić, ale nie należało to do łatwego zadania. Cały drżałem ze śmiechu na widok Devona. Patrzył wściekły na moją reakcje, ale to nie moja wina. Reakcja była jak najbardziej naturalna. Zmierzyłem go jeszcze raz wzrokiem i z powagą zacząłem mówić:

— No stary, ten niebieski idealnie komponuje się z Twoimi oczami.

Brzmiałem przekonywująco? Z pewnością. Chłopak starał się ukryć uśmieszek. Kolejny raz parsknąłem śmiechem i teraz już leżałem plecami na kanapie.

Devon chodził w jedną i drugą stronę, okrażając pokój kilkukrotnie. Przeczesywał nerwowo niebieskie włosy, a mi znowu się zebrało na żarty. Nie wiem ile tak rżałem, ale to wystarczyło, by mężczyzna zatrzymał się nade mną i warknął.

— Kurwa, co ja mam zrobić? — otrząsnąłem się na jego słowa i usiadłem.

— Znajdziemy Ci smerfetkę. — wzruszyłem ramionami, z wyszczerzonym uśmiechem. Moja odpowiedz go nie zadowoliła, bo złapał swój telefon i zaczął czegoś intensywnie szukać. — Jak to się stało? — zapytałem, będąc już zupełnie spokojnym.

— Chciałem przed jednym spotkaniem... — podkreślił ostatnie słowo, po czym zrobił chwile przerwy. Musiało chodzić o jakąś laskę. — No miałem wrażenie, że mam odrosty. No i tak kurwa wyszło. — oburzył się.

— Na odrosty niebieską farbę? — sarknęłam, nie mogąc się powstrzymać.

Nie mam pojęcia czy chłopak był bardziej zły na mnie za moje poczucie humoru, czy za swoją wpadkę.

Chociaż nie powinienem to obrywało mi się za jego głupotę. Niby pół żartem, pół serio, ale tak czy siak, skutkowało to zdenerwowaniem blond... Kurde... byłego blondyna. Tak zwanego smerfa Devona.

— W tubce była blond.

— Ale że w środku?  — spytałem z niedowierzaniem, kręcąc głową. Przytaknął głową. — A na opakowaniu?

— Sam sobie odpowiedź. — zirytował się, a ja chciałem się tylko dowiedzieć najważniejszych faktów. Zamiast śmiania się i głupich żartów, musiałem go wesprzeć, bo widać było, że był w potrzebie. Zwłaszcza przed spotkaniem z dziewczyną.

— Spokojnie. Ale nie sprawdziłeś opakowania? — drążyłem temat, by wiedzieć jak będę mógł mu pomóc. Może wystarczy umyć włosy mocniejszym szamponem albo Helen coś wymyśli. Jest dużo rozwiązań. Z pewnością lepszych niż chęć rwania sobie włosów, a później zgolenia ich. Co to, to nie.

— W tubce był jasny kolor, to chyba oczywiste, że włosy zafarbuję na blond. — musiałem się naprawdę gryźć w język, żeby z moich ust nie wydobył się głośny śmiech. Chociaż jego idiotyzm naprawdę mnie zniewalał.

Wspominałem już, że Devon jest debilem co farbuje sobie włosy?

— No jak widać nie. — uniósł się.

— Matka mi powiedziała, że farbowała pasemka Elei na coś do szkoły.

— Dzień smerfa. — zakpiłem, klepiąc kumpla w plecy. Zgromił mnie spojrzeniem, przez co podniosłem ręce w geście obronnym. — Skoro malowała dzieciakowi to zejdzie po jednym myciu. — zauważyłam, chcąc zmienić kierunek złości Deva.

— Myłem już z pięć razy. — zaczął chodzić nerwowo po pokoju i szarpać się za włosy. Powiedzenie, że go rozumiałem byłoby sporym niedopowiedzeniem. Zrozumiałbym go gdybym sam kiedyś wpadł na pomysł farbowania włosów, ale takie pomysły to tylko z Devonem. To on w naszej znajomości był tym bardziej szalonym i nieodpowiedzialnym z głupkowatym pomysłami.

Więźniowie. Pierwszy ciosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz