TWO

51 7 1
                                    

Zostawiam Wam piosenkę do rozdziału:)
Cyndi Lauper - Girls Just want to have fun

Trzy dni przed godziną zero
Marisa POV

— Zobacz może jeszcze w przedpokoju. — zdenerwowana krążyłam po pokoju, przewalając wszystko do góry nogami.

— Szukałam już tam. — odparła zrezygnowana i opadła na łóżko. — Przeszukaliśmy wszystko. — mruknęła, zasłaniając swoje oczy ręką.

— Zaraz musimy się zbierać. — powiedziałam, wkładając telefon do torebki. Na zegarku wybiła już godzina dwudziesta, a za piętnaście minut przyjeżdża autobus. Chloe miała prawo jazdy, ale jaki sens wyjścia na drinka skoro jedna z Nas nie mogłaby wypić. Wolałyśmy jechać autobusem i wrócić z nowa zdobyczą. Czyli tak zwanym kochankiem na noc.

Szykowaliśmy się na imprezę, gdy przypomniałam sobie, aby spakować dokumenty oraz portfel. I właśnie w trakcie tej czynności byłyśmy przetrzepując mój pokój.

— To nie ma sensu. — dodałam skołowana. Usiadłam smutna koło dziewczyny i oparłam łokcie na kolanach. Nie mam pojęcia gdzie się zgubił ten cholerny portfel. Miałam tam dosłownie wszystko co było mi potrzebne. Oprócz pieniędzy, miałam tam drugą ważna rzecz, która lepiej aby nie wpadła w niepowołane ręce, bo tania nie była.

— Spokojnie, pożyczę Ci pieniądze, oddasz mi przy okazji. — powiedziała, pocieszająco głaszcząc mnie po ramieniu. Oparła na nim głowę w geście wsparcia, a ja niezauważenie się wzdrygnęłam.

— Tylko gdzie on jest, skoro przeszukałyśmy każdy zakamarek? — zapytałam retorycznie. Dziewczyna jedynie poruszyła ramionami na znak niewiedzy.

— Musimy wychodzić. — powiedziała, patrząc po raz etny na zegarek. — Postawie dziś, ale wisisz mi podwójną porcję. — odwróciła się do mnie przez ramię, mierząc do mnie palcem i uśmiechając się kokieteryjnie.

— Oddam Ci. — powiedziałam, po raz ostatni przejeżdżając usta czerwoną szminkę. Poprawiłam sukienkę i przypudrowałam nosek pudrem bananowym. Celowo nie wspomniałam o zagajonym przez nią temacie, ponieważ to zawsze ja Nam załatwiam extasy. Była moją małą zdzirą, którą pomimo małej sumy na koncie często sponsorowała,.

Zostawiłam w tyle nie podomykane szuflady, wystające papiery i zeszyty z szaf, sterty książek i długopisów walały się po biurku, na podłodze pełno ciuchów i czarnego kundelka leżącego na łóżku ze spuszczonym ogonkiem. Na pewno nie podobało jej się że zostaje sama, ale była po spacerze i kolacji, więc mogła spokojnie spać. Witamy w naszym świecie.

Chloe była dla mnie jak damska wersja mojej bratniej duszy. Nie, nie jestem lesbijką, tylko tak można opisać naszą relację. Od zawsze jesteśmy przy sobie, oprócz niej nie miałam ani nie mam nikogo. To nie tak, że jest ze mną coś nie tak i nie nawiązuje z nikim dłuższych relacji, ja po prostu nie mam takiej potrzeby. I to jest jeden z wielu powodów mojej matki do obrażania mnie.

Nasze mamy znały się od szkoły i tak przeszło do nas. Od urodzenia spędzamy ze sobą każdą wolną chwile. Mama Chloe była sympatyczną kobietą, która znała moje stosunki z Cadence. Wspierała mnie i traktowała jak córkę, ale też zawsze potrafiła porozmawiać z moją mamą, że nie powinna mnie tak traktować. Gdy Nora zmarła, nasza relacja z Chloe stała się jeszcze silniejsza. A z matka jeszcze słabsza, o ile to można w ogóle nazwać relacją. Na same wieści o śmierci przyjaciółki, moja matka się załamała i od tamtego momentu zmieniła się jeszcze bardziej. W końcu ile śmierci i tragedii można przeżyć w tak krótkim czasie.

Blondynka zamieszkała ze swoją ciotką Ingrid i jej synami w centrum Dublina, co nie przeszkodziło jej w spędzaniu ze mną czasu.

***

Głośna muzyka, zapach alkoholu, papierosów i tłum ludzi tańczących w pomieszczeniu, z którego dochodzą odgłosy zabawy. Tego mi trzeba było, wieczór oderwania się od życia. Kochałam ten stan i adrenalinę, pomieszaną z kolejną kreską, przepitą czystą i zaciągnięciem się szlugiem.

Na samym początku zatrzymałyśmy się z dziewczyną przy barze. Chloe zamówiła dla nas po drinku, którego wypiłyśmy duszkiem, po czym ruszyłyśmy na parkiet.

— Idę odpocząć! — krzyknęłam przez muzykę do Chloe. Czas mijał tak szybko, że nie wiem w którym momencie wybiła północ. Zmęczona ciągłym ruchem, postanowiłam udać się usiąść przy barze.

— Okej, ja idę na łowy! — odkrzyknęła, ruszając w stronę jeszcze większego tłumu ludzi. Długie pasma blond włosów odbijały się od jej pleców, a dziewczyna w podskokach zniknęła z mojego punkty widzenia.

Usiadłam przy wysokim stołku barowym i oparłam łokcie o blat. Położyłam głowę na dłoniach, zasłaniając tym samym twarz włosami opadającymi mi w każdą możliwą stronę. Ostatnie dni były cięższe niż zwykle. Kończyły się wakacje, a co za tym idzie trzeba było rozglądać się za pracą.

Od paru dni po prostu chodziłam przytłoczona. Jeszcze sprawa z portfelem, która wbijała ostatni gwóźdź niechęci. Myślałam, że standardowo impreza poprawi trochę moje samopoczucie, ale tym razem to nie wystarczy.

— Z tego co mi wiadomo to przy barze się nie śpi. — usłyszałam za sobą spokojny męski śmiech. Powoli odwróciłam się w stronę dochodzącego głosu, przy okazji doprowadzając do ładu włosy. — Caden. — wyciągnął dłoń w moja stronę, ale nie odwzajemniłam gesty patrząc na jego mlecznobrazowe usta. — Co tu tak sama siedzisz? — zapytał siadając na krześle obok.

— Nie uprzejme to było, nie widzisz mojego chłopaka? — powiedziałam przejęta, łapiąc się teatralnie za serce. Chłopaka mina wyrażała w tej chwili więcej niż tysiąc słów zdezorientowania. — Żartuje, ale już nie sama. — uśmiechnęłam się uwodzicielsko. Brunet chyba to zauważył bo przewrócił oczami, co wyglądało dość słodko. — Przyszłam chwile odpocząć. — powiedziałam, odpowiadając tym samym na pytanie chłopaka.

Na oko mógł mieć dwadzieścia siedem lat. Ubrany w biała koszule z kilkoma rozpiętymi guzikami od góry, a do tego czarne jeansy, skrojone idealnie do jego bioder.

— Sama jesteś? — zapytał. Pokiwałam przecząco głową i rozejrzałam się dookoła, czy przypadkiem nie zauważę gdzieś przyjaciółki, ale nigdzie nie dostrzegłam blond głowy przyjaciółki.

— Z koleżanką. — odpowiedziałam, wymachując delikatnie nogami pod blatem.

— Barman! — krzyknął chłopak tak głośno, że omal ze strachu nie spadłam ze stołka. — Cztery szoty! — powiedział, a ja się zdziwiłam, że da radę to zmieścić. Nie bez powodu mówią, że to klub w którym mają najmocniejszy alkohol w New Hope. — Pijesz? — spojrzałam na bruneta, a on podał mi kieliszek. Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po trunek. Nie mam nic do stracenia, więc co mi szkodzi dobrze się zabawić.

— A ty sam? — zapytałam, między kolejkami. Szczerze mówiąc przy czwartej straciłam rachubę i przestałam liczyć. Wtedy liczyła się tylko dobra zabawa. Nie wiedziałam co czeka mnie w domu. W tym momencie pragnęłam tylko poznać bliżej mężczyznę, który coraz bardziej rozpijał mnie, a co za tym szło otwierał moje fantazje.

— Znajomi gdzieś przepadli. — zaśmiał się, a ja mu za wtórowałam. — Idziemy tańczyć? — zaproponował, kończąc kolejny kieliszek.

— Jasne. — uśmiechnęłam się i wstałam, zostając złapana za rękę i poprowadzona przez tłum ludzi. Zatrzymaliśmy się w najmniej zatłoczonej części parkietu. Pomimo dużej grupy ludzi i tak było tu sporo miejsca w porównaniu do całego pomieszczenia.

Chłopak złapał mnie mocno w tali i obrócił tyłem do niego. Jednym ruchem odgarnął wszystkie moje rozpuszczone włosy i przesunął je na jeden bok, kładąc głowę na odkrytym ramieniu.

Noc była młoda, a nam nie spieszyło się do domu. Jesteśmy tylko dziećmi szukającymi zrozumienia.

Więźniowie. Pierwszy ciosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz