29. Dzień z Raulem

0 0 0
                                    

sobota
Marisa POV
Oparłam głowę o szybę, czułam jak powieki robią się cięższe, a obrazy się rozmazują. Opatuliłam się szczelniej wiekszą od mojego rozmiaru bluzą, starając się nie zasnąć. Musiałam wiedzieć gdzie jedziemy, nie mogłam stracić świadomości. Moja świadomość podpowiadała mi, że nikomu nie można ufać, choć chciałam się mylić. Choć przez chwile chciałam się poczuć bezpiecznie, pragnęłam beztrosko spojrzeć przed siebie z myślą, że jestem wolna. Trudno było to przyznać mi przed samą sobą, ale przy Raulu... Nie... nie.

Pozwoliłam sobie odpłynąć, nie mogłam już dłużej trzymać otwartych oczu. Grająca muzyka ucichła, a ja poczułam ogarniający mnie spokój.

Nie miałam na nic siły, leżała na trawie, obserwując gwiazdy na niebie. Liczyłam ile ich jest, tworzyłam różne wzory, oraz przepowiadałam z nich przyszłość. Nie wszystko dało się przewidzieć, chyba byłam w tym słaba, bo z moich obliczeń wynikało, że gwiazdy tworzące serce mimo, że krzywo to była miłość, ale nie taka zwyczajna, tylko taka szczera, która pomimo wzlotów i upadków, przeciwności losu, kopnięć w dupę, tworzących krzywe wybrzuszenia trwała mimo wszystko. Płomień zapowiadał żar pożądania, namiętności. Wzór domu miał zwiastować spokojną przyszłość w otoczeniu własnych czterech ścian. A znaczek banknotów bogactwo, jakim cudem mogłam się tak pomylić?

Wszystko źle zrozumiałam.

Przełknęłam ślinę, widząc jak Chloe kładzie się obok mnie. Uśmiechnęłam się, choć pewnie bardziej przypominało to grymas niż radość, ale liczył się gest, prawda? Przysunęłam się do dziewczyny, opuszkami palców dotknęłam jej rozciętej blizny pod żebrami. Przejechałam delikatnie, czując dokładnie wzór. Połówka serca, wyryta była w jej ciele już na zawsze. Nie tylko w jej, miałam drugą połówkę po prawej, gdy ona po lewej. Leżąc koło siebie, łączyłyśmy części w całość, w jedno serce, bijące w dwóch ciałach.

Było lato, noce bywały ciepłe, dlatego to nic nadzwyczajnego, że Chloe spała w ogródku w samym staniku. Też mnie próbowała do tego przekonać, ale jednak mimo wszystko wolałam mieć na sobie koszulkę. Była to dla mnie bezpieczna opcja.

Podciągnęłam nogi tak, że leżąc były zgięte, wyciągnęłam jednego papierosa z opakowania, po czym przysunęłam paczkę do dziewczyny, lecz ona ją odsunęła. Nigdy nie lubiła palić, próbowała mnie tego oduczyć, ale nie rozumiała, że to jest moją ucieczką. Odpaliłam szluga, zaciągnęłam się, czując jak moje płuca zachodzą szarością, mijały sekundy, a ja pieściłam podniebienie nikotyną, dopiero gdy poczułam otępienie pozwoliłam dymowi opuścić moje usta, przez lekko uchylone wargi.

— Kiedy łaskawie sprawdzisz wyniki? — przełknęłam ślinę, zaciągnęłam się po raz kolejny, patrząc w niebo, zachodzące chmurami. Odwróciłam się w stronę Chloe, by móc się jej przyjrzeć. Miała delikatne rysy twarzy. Przypominała swoją mamę, kobieta była równie drobna co ona, a z wyglądu przypominały siostry. Cienkie, nie za długie rzęsy, lekko podkreślone miała tuszem, do brwi nie przykładała szczególnej wagi, zawsze stawiała na usta. Sadziła, że to nie oczy sa zwierciadłem duszy, a właśnie usta. To one pokazują delikatność, upodobania człowieka. Z nich można było wyczytać zapędy oraz namiętność, jak kogoś bardzo pożądaliśmy, w nich kryła się cała tajemnica. Linie ust, ich kształt, mówił najwiecej, pokazywał naszą naturę. Chloe z natury miała lekko zarumienione policzki, zarysowaną szczękę, mały nosek. Podobało mi się w niej to, że nie dbała o to co inni o niej powiedzą, cieszyła się życiem, po prostu.

— Pierwszego września. — wypowiedziałam te dwa słowa, wypuszczając z ust dym, nie zdając sobie nawet sprawy, że ten moment nie nadejdzie.

Otworzyłam oczy, przetarłam je, po czym zasłoniłam. Dopiero po paru minutach przyzwyczaiłam się do jasności. Podniosłam się, zsunęłam z siebie gruby kolorowy koc, a następnie podparłam się dłonią z boku moich zgiętych nóg. Leżałam na rozłożonym fotelu w samochodzie. Na dworze było szaro, choć z pewnością był dzień. Wszystkie zdarzenia z poprzednich dni poukładały mi się w głowie, gdy zobaczyłam opartego Raula o boczne drzwi. Stał beztrosko, patrząc przed siebie, co jakiś czas zaciągnął się papierosem. Miałam ochotę wysiąść z pojazdu i zabrać mu peta, po czym sama zapalić. Brakowało mi nikotyny.

Więźniowie. Pierwszy ciosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz