36. Drugi cios

0 0 0
                                    

Marisa POV
Zamrugałam dwukrotnie oczami. Miałam zwidy. Miałam pierdolone zwidy, a to co widziałam było iluzją. Mróz owiewał moją nagą skórę, owiniętą jedynie ręcznikiem, choć czułam się jakbym płonęła żywym ogniem. Z włosów kapała mi woda, odbijając się dźwięcznym echem o kafelki na korytarzu. Lustrowałam jej twarz, sylwetkę bojąc się, że widok przede mną zaraz zniknie. Dziewczyna trzęsła się z zimna, a ręce w których trzymała papierową torbę, drżały.

— Fab... — głos Raula przerwał panującą ciszę. Nawet jeżeli myślał, że to Fabio to po cholerę schodził na dół owinięty wyłącznie w okół pasa ręcznikiem. Przełknęłam gulę w gardle. Wyglądał tak podniecająco z klatą po której spływały kropelki wody, tak samo jak ze sączących włosów.

— Cześć. — głos Chloe wywołał dreszcze na moim ciele, skurcz w podbrzuszu, ale także drżenie szczęki. Choć to ostatnie mogło być spowodowane zimnem.

— Co Cię tu...

— Pozwól mi wszystko wyjaśnić

Ja pierdole, ale ja za nią tęskniłam. Za jej głosem. Za tym słodkim zapachem, który otulił mnie przy pierwszym powiewie wiatru. Wyglądała oszałamiająco, jak za każdym razem. Nawet pomimo grubej czerwonej kurtki i zielonej czapki z pomponem. Dodawało jej to uroku, którym tylko ona mogła lśnić.

Samotna łza wypłynęła z jej oka, zostawiajac mokry ślad na bladym policzku.

Może postępowałam pochopnie, może nie powinnam się ruszać, a może jedynym wyjściem było zatrzaśnięcie drzwi. Lecz w tamtym momencie o tym nie myślałam. Chciałam jedynie znaleźć się w moim prywatnym domu, który miesiące temu został odebrany przez komornika. W momencie mrozu, wielu niewyjaśnionych sytuacji miałam wrażenie jakbym odzyskała go. Bo tam gdzie Chloe tam niegdyś było moje miejsce. Wszystko się zmieniło i już nigdy nie było jak dawniej, to choć przez chwile chciałam poczuć się dobrze.

Pokonałam dzielącą nas odległość, pozwalając sobie na chwile słabości jaką okazałam przez wypuszczenie z oczu kilku mokrych kropel. Później mogłam to zgonić na mróz lub śnieg sypiący z nieba. W tamtym momencie nie liczyło się dla mnie zimno, wpatrujący się w te dziwną sytuacje Raul, który swoją drogą dwuznacznie wyglądał owinięty samym ręcznikiem, gdzie ja byłam identycznie okryta, czy nawet biegającą dookoła nas Luna. Zatraciłam się w zapachu wanilii, nosem zaciągając kwiatową wonią włosów dziewczyny.

Biegłam przed siebie, czując deszcz spływający po twarzy. Ciuchy przyklejały się do ciała, a rozpuszczone włosy plątały.

W ostatniej chwili wbiegłam do odjeżdżającego autobusu z przystanku. Usiadłam na wolnym miejscu, głośno dysząc ze zmęczenia. Śpieszyłam się na urodziny Chloe. Matki nie było w domu i nie miałam jak dotrzeć do domu przyjaciółki, dlatego postanowiłam udać się autobusem, ale przez panującą pogodę musiałam biec, bo bym nie zdążyła.

Weszłam na podjazd domu ciotki Chloe. Poprawiłam mokre kosmyki włosów, a dłonie zacisnęłam na przemoczonym kartonie z tortem.

— Tort się zmoczył. — to były pierwsze słowa jakie wypowiedziałam. Stojąca przede mną Chloe wybuchnęła głośnym śmiechem, zamykając mnie w uścisku.

Trwałyśmy w tym uścisku dłuższą chwilę, aż znaczące chrząknięcie wyrwało mnie z tej ekstazy. Następnie chwile temu czutą radość zastąpiła irytacja.

— Co chcesz wyjaśniać? — spytałam. Nie potrafiłam określić co czuje. Czy to była złość, że dopiero postanowiła zrobić pierwszy krok czy może strach przed tym jej pierwszym krokiem.

— Zaprosisz mnie do środka? — nie musiała kończyć pytania, bo zeszłam z drogi, wskazując na głąb mieszkania. Chloe odetchnęła z ulgą, dziękując i zaczynajac się rozbierać. Luna zaczęła na nią warczeć. Biegała dookoła, szczękając. Spojrzałam zakłopotana na Raula, ale jego spięta mina wcale mi nie pomogła. Tym bardziej nie wsparł mnie swoim czynem jakim było pójście do pokoju. Zdałam sobie wtedy sprawę, że stałam prawie naga, dlatego w między czasie poszłam na górę zarzucić na siebie jakieś ciuchy. Luna pobiegła za mną, odrazu wskakując na łóżko po przyjściu do pokoju.

Więźniowie. Pierwszy ciosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz