THREE

40 6 1
                                    

Raul POV

Nabierałem do płuc głębokich wdechów, przerywając wypuszczaniem powietrza. Pod powiekami widziałem pole, z jednym wyrośnięty na samym środku żółtym słonecznikiem. Miałem się z nim utożsamić, ale jak to możliwe. To było pojebane.

Otworzyłem gwałtownie oczy, nie mogąc dłużej brnąć w obrazy w mojej głowie.

Corrine Vettel spojrzała na mnie z wyczuwalną irytacją. Doskonale wiedziałem, że miała już dosyć znoszenia mojego nie skupionego na niczym temperamentu. Ostatni raz głośno wypuściłem powietrze z ust, tym samym dając znak kobiecie, że na dzisiaj to będzie koniec.

Znała mnie i wiedziała, że dłużej nie zniosę siedzenia na tym fotelu, lecz nic sobie z tego nie zrobiła. Jak za każdym razem. Chciała stawiać na swoim, a ja często temu ulegałem.

— Mógłbyś chociaż raz dotrwać do końca?

Moją wewnętrzną walkę z myślami przerwał łagodny głos starszej blondynki. Spojrzałem na nią smętnie jak za każdym razem, gdy mówiła to samo. Jeszcze zaraz wtrąci, że to dla mojego dobra.

— Raul zrozum, chcemy Cię wspierać. To wszystko dla Twojego dobra i własnego poczucia wartości.

Jakbym to przewidział. Cotygodniowa gadka. Zaczyna się niewinną rozmową o poprzednich dniach, po czym przechodzi do sesji podświadomości, kończąc na niby w planie terapii werbalnej, a w praktyce kończy się na wjechaniu mi na psychikę, której mam wrażenie, że to już nie rusza. I tak koło się zapętla już od dobrego roku.

— Co czujesz, gdy widzisz Matthewa?

Zadaje pytanie, nie kłopocząc się z jego wymyśleniem. Jeszcze mnóstwo ma takich tematów w zanadrzu, za każdym razem się o tym przekonuje, gdy coraz to innymi mnie wypytuje. Strzela nimi we mnie jak z karabinu, a ja starałem się uzbroić w cierpliwość.

— Bierze mnie na wymioty. — sarkazm wyszedł z moich ust zanim zdążyłem pomyśleć. Mózg nie ma połączenia chyba z językiem, dlatego chwile później wyrywaja mi się kolejne słowa. — Skręca kiszki i inne te duperele w organizmie.

Przez twarz kobiety przeszedł grymas, który starała się zamaskować lekkim śmiechem.

Po co ona udaje i myśli że jestem głupi?

— Przestań żartować z takich tematów.

Tylko, że ja nie udaje, poważnie jak już słyszę imię tego mężczyzny, zbiera mi się cały pokarm do gardła, który najchętniej bym zwrócił prosto na niego. Ten człowiek dla mnie nie istnieje, a kobieta celowo porusza jego temat, aby wywołać tym na mnie jakąś reakcje. Oczywiście cieszyłaby się gdybym okazał chociaż trochę złości, ale ja niezmiennie mówię tym samym tonem z tym samym wyrazem twarzy.

— Nie żartuje.

Po chwili ciszy, wpatrując się w jej przykryte zmarszczkami rysy twarzy, posyłam jej kpiący uśmiech. Przecieram twarz, wstając z miejsca.

— Zbierz się w końcu do kupy i zacznij współpracować. — jej głos odbijał się echem po wypełnionym, wyłącznie tykaniem zegara, pokoju. Niedowierzająco podszedłem do drzwi z zamiarem opuszczenia gabinetu. Byłem taki jaki chcieli. Skoro próbowali wmówić mi i udowodnić sobie swoje chore wymysły, to czym miałem się im odpłacić, jak nie właśnie obojętnością.

— Przemyśl to jeszcze.

Było to ostatnie zdanie jakie usłyszałem, po zamknięciu drzwi. Pokręciłem niedowierzająco głową. Przecież z nimi współpracowałem. Chodziłem na te cotygodniowe terapie. Nie sprzeciwiałem się. Wyrażałem obojętność tak jak mi to zarzucił ojciec i tak jak nie chciał tego we mnie zmienić. Po co miałem się wzbraniać przed czymś co zostało mi przez niego narzucone?

Więźniowie. Pierwszy ciosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz