Rozdział 18

536 38 25
                                    

Marinette była już mocno wkurwiona, było to widać. Niespodziewanie jej ręka się podniosła i miała zamiar uderzyć Chloe. Postanowiłem interweniować bo serio mogła by jej złamać nos lub zrobić nawet coś gorszego. Wtedy to by był dopiero wrzask. Choć przyznam że chciał bym to zobaczyć. Złapałem za nadgarstek Marinette w odpowiednim momencie, jej pięść zatrzymała się dosłownie 3 cm przed twarzą Chloe.

============================================================

*Marinette*

Spojrzałam za siebie gdzie stał Adrien. Czemu on zatrzymał moja rękę? Przecież jej się należało, każdy by się że mna zgodził. Choć w sumie to miała bym pewnie przez to problemy, ale w tym momencie gówno mnie to obchodziło.

- Czemu mi przeszkodziłeś debilu? To nie twoja sprawa więc spierdalaj.

- Bo nawet cie lubię i nie chciałem by cię ze szkoły wywalili. Tak wogule to moja sprawa ponieważ Chloe to moją... - w tym momencie przerwała mu ta chodząca Tapeta.

- Jestem jego dziewczyną więc mój Adrienek nie pozwoli by ktoś uderzył jego śliczną dziewczyne, szczególnie taka zdzi...

- Chloe wystarczy - przerwał jej tym razem Adrien.

- Dobra rozumiem, nie uderzę twojej dziewczyny, ale jeśli jeszcze raz mnie obrazi to nie będę się powstrzymywać. Tak w ogóle to możesz już puścić mój nadgarstek? Ręka mi już drętwieje - powiedziałam bo on wciąż go trzymał w swoim szczelnym uścisku, który nie powiem, miał dość śliny. Na bank zostanie mi przez parę dni ślad na nardkarstku. Gdy się zorientował że nadal trzyma moją ręka natychmiast ja puścił. Tak jak myślałam został ślad - a co do ciebie, to pilnuj lepiej swojego chłoptasia by nie całował innych dziewczyn. Nie każda tego chcę - zwróciłam się do tej blond włosej zdziry.

Popłynęłam w stronę plaży, zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do hotelu. Na dzisiaj mam już dość. Nie ma to jak zniszczyć sobie dzień na plaży przez jakąś tlenioną blond dziwke.
Weszłam do swojego pokoju. Byłam jakoś dziwnie zmęczona, więc rzuciłam swoje rzeczy w kont pokoju i położyłam się na swoje łóżko nawet się nie przebierając... a nie czekaj, to nie było moje łóżko tylko Alyi ale w tym momencie miałam na to wyjebane. Jak tylko się położyłam to dosłownie od razu zasnęłam.

Byłam zamknięta w jakimś pomoesczniu, było ciemo a lekkie światło dawał tylko księżyc za kratami w oknie. W kącie siedziała jakaś mała postać i płakała. Była to mała dziewczynka około 3 lat. Miała ciemne włosy, ale nie wiedziałam jej twarzy bo miała ja schowaną. Podeszłam do niej i zapytałam się czy wszystko w porządku ale ta jak by mnie w ogóle nie słyszała. Spróbowałam ją złapać za ramię, ale moja ręka przęsła przez jej ciało, wyglądało to tak jak bym była duchem.
Usłyszałam jak zamek w drzwiach się przekręca i do pomieszczenia ktoś wszedł. Był to mężczyzna koło 30. Poszedł do dziewczynki. Wyglądał na miłego.

- Choć idziemy...

- Ja nie chce - szlochała dziewczynka - tam jest starcznie i to boli, bardzo boli... - nadal nie podniosła głowy.

- Ale Marinette... kiedyś przestanie boleć, zobaczysz. Nie masz wyboru musisz że mną tam iść...

Marinette? Ma tak samo na imię jak ja? O co w ogóle w tym wszysykim chodzi.

W tym momencie dziewczynka podniosła głowę a ja zamarłam... To byłam ja... Mała ja... Ale nie rozumiem o co tu chodzi... Zupełnie się pogubiłam...

- Obiecujesz X**I** że przestanie boleć i że mnie nie zostawisz samej? - zapytałam mała ja, ale nie dosłyszałam co powiedziała po
" obiecujesz „. Pewnie to było jakieś imię nie jestem pewna.

- tak obiecuje Ci to Marinette - odpowiedział mężczyzna.

Później wyglądało to tak jak byśmy się teleportowali gdzie indziej.

Tym razem byliśmy w innym pomieszcnieu było większe i wyglądało jak sala szpitalna. Mała ja znowu płakała, ale tym razem domyśliłam się dlaczego.
Na podłodze leżał ten sam mężczyzna co wcześniej, tyle że z dziurą w klatce piersiowej a nam nim Kleczała mała ja i płakała.

- Dlaczego.... Przecież Obiecałeś.... Obiecałeś że mnie nie zostawisz samej .... - z jej oczu ciągle płynęły łzy, przytuliła się do martwego już mężczyzny.
Z tyłu pojawiła się jakaś postać, nie wiedziałam twarzy, stała w cieniu. Słyszałam tylko głos.

- A mówiłem Ci byś się zachowywała, to przez ciebie zginął. Gdybyś robiła to co Ci kazałem to X**I** nadal by żył. Czy teraz będziesz się słuchać czy chcesz by ktoś inny też zginął z twojego powodu? - powiedział.

O co mu chodzi? Co to wogule jest?

Spojrzałam na małą mnie. Podniosła się i otarła wciąż lecące łzy. Spojrzała się w stronę postaci.

- Nie chce by E** albo M**hi też umarli z mojego powodu dlatego będę się słuchać. - powiedziała

- Dobrze, to teraz wiesz co masz zrobić.

Na trasących się nogach podeszła do łóżka szpitalnego i się na nim położyła.
Mężczyzna przykuł jej nogi i ręce do łóżka. Wstrzyknął jej coś w rękę a później podwinął jej bluzkę. Dziewczynka się wzdrygneła.

- Teraz będzie trochę bolało - powiedział. Wziął skalpel i zaczął rozcinać jej brzuch tuż pod pępkiem. Dziewczynka zaczęła krzyczeć i płakać. Co on kurwa robi, nie mógł jej chociaż narkozy podać?

I w tym momencie znów mnie zamurowało. Przecież ja mam w tym samym miejscu bliznę, czy to znaczy że to jest coś w rodzaju moich wspomnienień. Jeśli tak to czemu ich nie pamiętam, nie zapomniała bym raczej czegoś takiego.

Nagle poczułam ostry ból w brzuchu, złapałam się za niego, leciała mi z niego krew. Czemu mi teraz krew leci, zraniłam się gdzieś czy co? Ból stawał się coraz mocniejszy, nie mogłam ustać już na nogach więc upadałam na ziemię.
Przede mną pojawił się tamten mężczyzna.

- To przez ciebie.. To przez ciebie nie żyje... Ty mnie zabiłaś... To wszystko twoja wina... To wszystko twoja wina... - powtarzał to non stop w kółko. Z moich oczu pociekły łzy. Koło niego stanęły dwie inne postacie, twarze były zamazane ale wiedziałam kto to był. Byli to moi rodzice. Też powtarzali w kółko to że przeze mnie nie żyją... Że to ja ich zabiłam.
Nie mogłam już wytrzymać. Zaczęłam krzyczeć by odeszli, że nie chciałam ich zabić, że to nie moja wina. Płakałam już naprawdę głośno. To był jakiś koszmar, którego nie mogłam już wytrzymać. Chciałam się z niego jak najszybciej obudzić. Ból w brzuchu był już nie do wytrzymania. Ale serce bolało jeszcze mocniej. Usłyszałam szept przy swoim uchu.

- Tak Marinette, to przez ciebie oni wszyscy zginęli. Nawet Twoi rodzice.

Obudziłam się z krzykiem. Byłam zalana potem. Cała się trzęsłam i łzy płynęły mi strumieniami z oczu.
Ktoś dotknął mojego ramienia, natychmiast odskoczyłam przerażona.

---------------------------------------------------

Oke jest i nowy rozdział, mam nadzieję że się spodoba. Jeśli tak to nie zapomnijcie zostawić gwiazdki
🤍🖤🤍

CrazyGirl
1060 słów

miraculum || morska tajemnica - syrena i bad boy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz