Kiedy wylądowałyśmy na małym lotnisku, (które w sumie w życiu nie nazwałabym lotniskiem tylko dosyć długim i w miarę równym trawnikiem) od razu kazano mi siąść do dosyć zdezelowanego pickupa. Lego i Yez siedziały na pace, ja z tyłu, za przyciemnioną szybą. T.J. z przodu, a na miejscy kierowcy Schoko. Od razu zauważyłam, że gdy tylko ruszyłyśmy brązowo oka zablokowała drzwi.
Niby są po mojej stronie, ale jednak czuje się, jak więzień.
Droga prowadziła przez rozległe pola i delikatne wzniesienia. Potem pojawiły się gęste lasy i góry z dużymi wzniosami. W końcu, po godzinie jazdy, pomiędzy drzewami, przez okno zobaczyłam rozległą polane. Kilka mniejszych i większych domków majaczyło w dole.
— Patten, — oznajmiła T.J. — od teraz będziesz mieszkać z nami. — Schoko przewróciła oczami.
Ona chyba też mnie nie lubi, ale można to w każdej chwili zmienić. Bo skoro mamy razem mieszkać, to może... — Głośny śmiech dotarł z zewnątrz do moich uszu. — Ta... Yez. Ona też tam będzie?
— Hej Schoko, a może pójdziemy na te lody, co to ci obiecał Mendes? — wydzierała się przez zamknięta szybę ciemnoskóra. W odpowiedzi ta pokazała jej środkowy palec. Uśmiechnęłam się. — Ja ciebie też siostrzyczko.
Patten okazało się wiochą, i to w najszczerszym tego słowa znaczeniu. Dwie albo trzy ulicę krzyż, domki z gliny i patyków, no i jeden, jedyny bar, który serwował wszystko, o czym tylko marzyli mieszkańcy tej zapchlonej dziury. Od wiewiórczej wątróbki, po jelenie jądra. A przynajmniej tak to wyglądała. Chyba nie polubimy się z Patten.
~*~
—Nazywam się Alejandro Morgado i jestem bratem twojego ojca. — Przedstawił się wysoki mężczyzna z gęstą brodą. Ścisnęłam jego dłoń i patrząc prosto w jego oczy zaczęłam się śmiać.
— To jest jakieś szaleństwo! —Powiedziałam pomiędzy wybuchami śmiechu. — Brat mojego ojca nie żyje już od dobrych dwudziestu lat.
— W sumie to to jest oficjalna informacja, ale z tego, co wiem miewam się dobrze.
— Nic już z tego nie rozumiem. Mam dosyć tych waszych dziwnych gierek, Odlotowych agentek i tego zasranego miejsca. Niech koś natychmiast mi powie: Gdzie jestem?! Co tu robię?! I dlaczego do chuja nie mogę porozmawiać jak człowiek z własnym ojcem?! — Zaczęłam krzyczeć.
— Ponieważ żywi nie mogą rozmawiać ze zmarłymi. — Oparł poważnie.
— Nie... nie... NIE! NIE! NIE! — Krzyczałam, z oczy płynęły mi łzy. — Mój ojciec wam to zlecił tak?! Chce mnie ukarać?! Ja wiedziałam, że coś tu od początku jest nie tak!!! — Podbiegłam do T.J. — Dawaj mój telefon! — Zaczęłam na siłę wpychać dłonie do jej kieszeni.
— Nie mam!
— To jakikolwiek, do cholery! —Zaczęłam szarpać jej kamizelkę.
— Zostaw ją!
Dołączyła do szarpaniny Lego i chwyciła mnie od tyłu za ręce. Wyrwałam się wymierzyłam pięścią w policzek. Trafiłam. Padła na ziemie. Usiadłam na niej i już miałam zdzielić ją ponownie, ale ktoś zatrzymał moją pięść. Odwróciłam się gwałtownie w tamtą stronę, ale ona była szybsza. Zrobiła unik. Padłam na twarz, a Schoko chwyciła moje dłonie i zakłuła w kajdanki.
— Ty zdziro! — Usłyszałam tylko.
— Język Dinach.
— Rozcięła jej wargę!
CZYTASZ
Uciekaj, Byle Dalej [Camren]
FanficREMONT!!! Lauren jest rozpieszczoną córką bossa mafii. Pewnego dnia popełnia błąd za który będzie musiała zapłacić nie tylko ona, ale cała jej mafijna rodzina. *** - I chciałam, też przeprosić. Za wszystko i obiecać, że to już się więcej nie wydarzy...