9. Czy papier to wytrzyma?

82 9 2
                                    

Ścieżka, którą szłam w dzień przyjazdu do Patten, prowadził prosto pod knajpę Alejandro. Był to duży ceglany budynek, który górował nad resztą miasteczka. Cały parter zajmowała knajpa i kuchnia. Na pierwszym piętrze żona Alejandro prowadziła swój motel, zaś najwyższe piętro było przeznaczone dla rodziny i domowników.

Wnętrze knajpy było bardzo przestronne. Gdy pierwszy raz do niej weszłam, to spodziewałam się czarno-białej podłogi w szachownicę, czerwonego blatu i kelnerki w kanarkowej sukience, która biegała od stolika, do stolika z dzbankiem pełnym kawy, tak jak w starych amerykańskich filmach. A tu był zupełnie inaczej. Podłoga została zrobiona z dużych ciemnych desek, tak samo jak blaty stołów i bar. Ściany pomalowano na bardzo ciemny odcień fioletu, a obramowania drzwi i okien zrobiono z metalu w kolorze starego, błyszczącego się złota. Ten ostatni element dodawał temu miejscu czegoś, co trudno opisać. Wszystko to czyniło z knajpy prawdziwą perłę Patten.

— Miło, że przyszłaś! — Powitał mnie z otwartymi ramionami Alejandro. Był ubrany w zwykłą błękitną koszulę, która delikatnie opinała się na lekko wystającym brzuchu. — Widzę, że wycieczka, dobrze ci zrobiła! Jak się masz? Wyspana?

—Dzięki, nie najgorzej, — skłamałam. —Camila mówiła, że znalazłeś mi pracę.

—A tak, nie wiem czy wiesz, ale the Pearl to moje dzieło i chluba.

— I pewnie chcesz mnie zatrudnić?

—Tak! — Ten człowiek, to prawdziwy wulkan optymizmu. — Ostatnio wypadła mi jedna osoba z zespołu. —Położył mi rękę na ramieniu i zaczął prowadzić, przez całą salę, aż do kuchni. — Zarobiłem małe roszady w etatach i sama spójrz! — Wskazał na pełny brudnych naczyń zlew. —Znalazłem ci pracę!

— Na... zmywaku?!

— Tak!

Nie byłam pewna, czy to tak na serio, ale gdy uważniej przyjrzałam się jego twarzy zrozumiałam, że on naprawdę uważa to za super fuchę i chyba, chętnie by się ze mną zamienił.

— Ja... Sama nie wiem co powiedzieć. Dzięki? — Wydukałam koślawo.

—Oj przestań, dla mojej bratanicy wszystko.— po czym ucałował mnie w czubek głowy i zostawił z TYM, sam na sam.

W kuchni panował lekki zaduch. Miliony zapachów i dźwięków wypełniało moje zmysły. Kilka nieznanych mi osób krzątało się, od jednego blatu do drugiego i nie zwracając na mnie uwagi, przygotowywało kolejne dania. Ponownie zwróciłam się w stronę, mojego nowego, stanowiska pracy. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co robię, a przede wszystkim w to, co widzę. Przede mną był ogromny zlew pełen wszystkiego co na stołach, a co gorsze: wszystkiego, co był na talerzach z tych stołów. A dokładniej tego, co nie zostało z nich zjedzone.

Ciarki przeszły moje ciało, na tyle mocno, że wzdrygnęłam się z odrazy.

— O! Czyli, to ty będziesz zastępować Marlene? — Przez tylnie wejście weszła Normani i Dinah.

—To tak nazywa się dziewczyna, która zrezygnowała z tej waszej wspaniałej fuchy na zmywaku?

—Nie do końca zrezygnowała. Marlene, ona... jakby to powiedzieć, — zaczęła Normani i usiadłszy na jednym z metalowych blatów dalej, dziwnie zadowolona, kontynuowała. — Marlene, była wspaniałą i pracowitą dziewczyną. Robiła wszystko, zmywała naczynia z pasją i prawdziwym zaangażowaniem. Miała po prostu talent. Można by powiedzieć, że została do tego stworzona. Ale pewnego dnia, coś w niej, — położyła dłoń na sercu, —  tu środku pękło. Zrobiła się wylewna i Alejandro musiał się nią zająć. A mnie i Camili pozostało szorowanie podług wybielaczem, tak aby nie pozostawić żadnych śladów. —mimowolnie otworzyła usta.

Uciekaj, Byle Dalej [Camren]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz