Rozdział V

540 47 11
                                    

- A ja się bardzo cieszę, że za niedługo otworzą Dom Snu. Widziałaś Leczonych, 80% to starzy lub chorzy.
Siedziałem z Aną, naprzeciwko Alexa i Julii. Słuchałem jak spokojnie, dyskutują na temat Leczenia i Likwidowania Nietolerancyjnych. Roberta zatrzymała, pilna sprawa, dostał nową, podopieczną Nubie, pielęgniarkę, niedawno wyleczoną Tolerancyjną. Musi się nią zająć, po godzinach. To dobrze, bo miałem już dość jednego lekarza w towarzystwie.

Poszliśmy do jedynej istniejącej, jeszcze knajpy „Riziki". Tolerancja zabrania, posługiwania się w niekrajowym języku, ale zachowała nazwy ulic, sklepów i innych miejsc. Gdy wtargnęliśmy do Kairu z wojskiem, ludność stawiała opór i kluby tego rodzaju, zostały zniszczone albo zamknięte. Nietolerancyjni mieli wybór, leczyć się, zostać zlikwidowani albo uciec do innych miast. Zdrowi i młodzi uciekli, jednak teraz, gdy coraz więcej miast się podporządkowuję ówczesnej władzy, Nietolerancyjni tworzą własne wioski, które tak łatwo, przychodzi nam niszczyć.

„Riziki", był nie dużym, przyciemnianym lokalem, na parkiecie, wolno tańczyły pary do muzyki puszczonej z szafy grającej. Nikt się nie śmiał, nikt nie krzyczał, słychać były tylko, ciche rozmowy, niemłodych już osób. W powietrzu unosił, się zapach kadzidła, który gryzł w gardle. Przy wyjściach, stali żołnierze, Ci, którzy mnie rozpoznali, krzywo spoglądali, na naszą czwórkę.

- A ty co tak, zamilkłeś? - zapytała, roześmiana Julia. W porównaniu z Aną, była wysoka, miała długie, zgrabne nogi i talie osy. Krótka, czarna sukienka z dużym dekoltem, która przylegała do jej ciała, robiła piorunująco wrażenie.
- Chętnie posłuchamy, Twojego zdania. - powiedział wyzywająco Alex. Na pewno był przystojny, dobrze zbudowany, ale w tej kolorowej koszuli, przypominał mi jakiegoś alfonsa.
Już miałem odpowiedzieć, gdy dłoń Any, spoczywająca na mojej, zacisnęła się mocniej.
- Mam ochotę zatańczyć? - powiedziała.
- Nie lubię tańców. - burknął lekarz.
Moja wybawczyni, już wstała z wyciągniętą ręką. Idąc na parkiet, zauważyłem jak nasi przyjaciele, pożądliwie na siebie zerkają, a ręka Alex'a spoczywa na nodze Julii.

Położyłem dłoń na talii Any, ona swoją położyła, na moim ramieniu. Przysunęliśmy się bliżej siebie, wolno ruszaliśmy się w rytm muzyki. Czułem jakby to ona prowadziła mnie, a nie na odwrót.
- Dziękuję, bo jeszcze chwila i musiałabyś, zakładać szwy naszemu doktorkowi, od siedmiu boleści. - powiedziałem jej do ucha.
- Jak już, to bym go dobiła.
- No to musiałbym Cię aresztować.
- I gdzie byś mnie zamknął?
- W moim pokoju. - uśmiechnęła się, lubiłem jej uśmiech, taki spokojny, przypominała mi Wiktorię. - Nie lubię tańczyć.
- Pff, po prostu nie umiesz.
- Ja? Jak to?
- Już trzy razy mi nadepnąłeś, na nogę. - odparowała.
Muzyka przestała grać. Ktoś puścił nową piosenkę, szybszą.
- No to, Ci pokażę, jak tańczy zawodowca. - powiedziałem.

Mocniej ścisnąłem jej dłoń i zaczęliśmy się obracać, coraz szybciej i szybciej. Byliśmy jednością, współgraliśmy, nasze kroki się uzupełniały. Jej kremowa sukienka wirowała, wraz z nią, wraz z nami. Byliśmy tylko my dwoje.
A w uszach mieliśmy, muzykę i słowa piosenki:

Tam gdzie jest pożądanie
tam będzie płomień
Tam gdzie jest płomień
ktoś musi się poparzyć
Ale to, że się poparzysz
Nie znaczy, że musisz umrzeć
Musisz wstać i próbować i próbować i próbować
Musisz wstać i próbować i próbować i próbować
**

Skończyliśmy, usłyszeliśmy brawa, wokół nas znajdowali się seniorzy, którym brakowało radości w ich podłym świecie. Dawno nikt, tu widocznie tak nie tańczył.
Zaczerwienieni, szybko udaliśmy się do naszego stolika.
- Państwa towarzysze, kazali przekazać, że musieli pilnie wyjść. - powiedziała nam kelnerka. - Czy podać, coś Państwu?
- Nie, my też już wychodzimy. - odpowiedziała Ana.
Wychodząc spojrzeliśmy na neon, „Riziki", który mienił się kolorami.
- Moja pacjentka, powiedziała mi co oznacza, ta nazwa.
- Tak? - zapytałem z ciekawością.
- „Kołyską Dłonie Moje". - Ana jako psycholog, miała kontakt z Nietolerancyjnymi, którzy zgłaszali się do Leczenia, przeprowadzała z nimi wywiad i dużo wiedziała o ich zwyczajach.
- Ukołysać Cię do snu? - zapytałem. Kiwnęła głową.

Uliczki były puste, co jakiś czas mijaliśmy, patrolujących żołnierzy. Słabe, światła latarni, rozświetlały nam drogę, do wielkiego, Ośrodka. Wywyższał się wśród innych budynków, był oświetlony z każdej strony, nikt nie mógł go nie zauważyć. Miał budzić grozę i tak było.

Była już północ, a w Ośrodku nadal krzątali się pracownicy, jednak nikt nie zwrócił na nas uwagi. Pokój 312.
Położyliśmy się na łóżko, w ubraniach, twarzą do siebie, jej noga wsunęła się między moje, rękoma błądziliśmy po naszych ciałach i obdarowywaliśmy się pocałunkami. Rozpięła moją, niebieską koszulę i przytuliła się do mnie.
- Nie wytrzymam tu dłużej. - szepnęła. - słyszałeś co mówił, Dom Snu, a to oznacza, że każdy starzec i niepełnosprawny, którego Wyleczymy pójdzie na śmierć. Będę go przekonywać, że dobrze robi, że może nam zaufać, a później go uśpią.
- Ale on będzie musiał się zgodzić, nie mogą go uśpić, tak ot sobie.
- Prawnie, ale wiesz jak to wygląda w praktyce.
- Nie myśl o tym, śpij. Będę czuwał. - zasnęła.

Krzyczała, obudziłem się. Ana wyrywała mi się z objęć, drżała.
- Spokojnie, jestem tutaj. - mówiłem, głaszcząc ją po włosach.
Uspokoiła się, i znów zapadła w sen. Nie rozmawialiśmy o swojej przeszłości, ale czułem, że jej koszmary są mroczniejsze od moich.

Rano rozeszliśmy się, bez słowa. Idąc do stołówki, dostałem wiadomość na iPod'a. W ten sposób, otrzymywaliśmy rozkazy. Otworzyłem wiadomość.

„ W środę Misja - Likwidacja. Zgłoś się dziś o 11.00 do Sali 4, piętro 7"

Był poniedziałek, czyli za dwa dni, znów będę musiał zlikwidować Nietolerancyjnych.

__________________________________________________
** "Try" - P!nk - kocham tą piosenkę ;)
Dziękuję że tu zaglądacie ;)


Misja [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz