Rozdział X

591 43 55
                                    

- Cholera! Coś ty zrobiła?! - podbiegłem do niej z przerażeniem na twarzy.

Leżała na podłodze, głową opierała się o ścianę, ręce bezwładnie spoczywały obok nagiego ciała, z lewej ręki ciekła krew. Kopnąłem nóż, który ze świstem uderzył o prysznic. Rozejrzałem się po białej łazience, w poszukiwaniu ręcznika, materiału, czegokolwiek. Nic.

Zdjąłem podkoszulek, chwyciłem za kołnierz i rozdarłem. Zrobiłem prowizoryczny opatrunek i mocno zacisnąłem na jej ręce.

- Nie śpij! Błagam! - darłem się do jej ucha, poklepując po policzku, otworzyła oczy i spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem.

- Igor? - wychrypiała.

Wsunąłem rękę pod jej kolana, drugą chwyciłem za plecy i ją podniosłem. Jej pocięta ręka, zrobiła czerwoną smugę na ścianie.

- Tylko nie zamykaj oczu! Słyszysz?! Po co to zrobiłaś, głupia!

Wbiegłem z nią do salonu i położyłem na kremowej sofie, na której szybko pojawiły się ślady krwi.

Włączyłem I-Pod,  szybko odnalazłem przycisk „na Ratunek". Kliknąłem.

Po dziesięciu minutach, drzwi do pokoju się rozsunęły i do pomieszczenia wpadła zdyszana Justyna. Ja w tym czasie, zdążyłem przykryć Olę kocem, który znalazłem w sypialni.

Nowo przybyła rozejrzała się po salonie, utkwiła we mnie oczy.

- Po co mnie ... - spostrzegła Olę - Co ty jej zrobiłeś?! - fuknęła na mnie doktorka.

- Ja nic.

- Odsuń się.

Na ziemi położyła skórzaną teczkę, wyciągnęła z niej strzykawkę i napełniła substancją.

- Dużo jest krwi? - zapytała.

- Sporo.

- Idź posprzątaj i nie wyrzucaj szmat do pralni.

- Dlacze ..

- Rób co mówię!

Wróciłem do dziewczyn, Justyna wcierała jakąś maść na rozcięciu, Ola półsiedziała, półleżała i patrzyła przed siebie, nic nie mówiąc.

- Włóż prześcieradło do worka, i ten podkoszulek też. - rzuciła mi zakrwawiony materiał, który zręcznie złapałem. - I ubierz się. - spojrzała na mój tors, a jej policzki przybrały odcień różu.

- Ok.

W szafie znalazłem worek i bluzę, którą na siebie narzuciłem.

- Nic jej nie będzie?

- Będzie żyć. - mówiła Justyna, gdy odeszliśmy w kąt. - Zostanie blizna, ale ma ich już trochę. Zostań z nią. Ja bym ją wysłała do  psychiatry, do dobrego psychiatry. Depresja, w tych czasach, to podpada pod Nietolerancje. No dobra idę, jakby coś się działo, to wiesz jak mnie przywołać.

- Tak, dzięki.

Zabrała ze sobą worek, by nikt nie zadawał niepotrzebnych pytań. Zrobiłem skromną kolację, składającą się z herbaty i kanapek z czerstwego chleba. Przysunąłem stół do kanapy, by Ola mogła dosięgnąć i wygodnie zjeść.  

Usiadłem na skraju i czekałem aż się posili.

- Więc słucham. - powiedziałem.

- To był wypadek.

- Wypadek?! Kobieto chciałaś się zabić.

- Nie zabić. Nie jestem samobójczynią! Po prostu nóż mi się wyślizgnął, i za głęboko cięłam. I pozwoliłam sobie na zbyt, dużą utratę krwi.

Misja [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz