Rozdział XI

328 36 30
                                    

Część i czołem!

Po długim czasie, wstawiam rozdział. Ehh ciężko mi się pisał, więc nie bijcie za niego. Już nikogo nie będę, nigdy poganiał do pisania xd brak ... weny ... straszna rzecz.

Ps: Zdjęcie - to taki znak Tolerancyjnych.

Miłego czytania!


Jak mogłem się tak pomylić?!

Matka z dzieckiem byli czarnoskórzy, przy czym skóra tej kobiety miała odcień jasnej czekolady. Jednak patrzyła na mnie tą samą nienawiścią, a jej delikatne rysy twarzy nie wskazywały, że obawiała się czegokolwiek.  

Jej lewa ręka była przykuta kajdankami do stołu, który nas oddzielał.

- Co się gapisz?! – zapytała podniesionym głosem – Mów po co przyszedłeś i kończmy to przedstawienie. W celi mam przynajmniej spokój i nikt mnie nie obserwuje. – skierowała wzrok w stronę lustra, uśmiechnęła się groźnie i pomachała wolną ręką.

Usiadłem na twardym krześle, spojrzałem w jej czarne jak węgiel oczy, pod prawym dostrzegłem gojącego się sińca. Podniosłem teczkę ze stołu i szybko przejrzałem.


Seraphine Chinyamy, lat 25, pojmana w sobotę 20 lipca, trzy tygodnie temu. W tedy była moja pierwsza misja, trójka więźniów, ona była jednym z nich. Przypadek?

Chinyamy to nazwisko, kogoś mi przypominało, no tak burmistrz Gizy, musiała być jego krewną do dlatego Dowództwu zależało, by ją Leczyć.

- Yhm. – odchrząknąłem.

- Ta, pospiesz się, nie marnuj czasu panom Dowodzącym. – i znów pomachała do lustra.

- Jestem Igor.

- I co z tego? – postanowiłem z lekceważyć jej uwagi.

- Chciałem porozmawiać, na temat Twojego Leczenia.

- Nie zgadzam się. Kończymy?

- Dlaczego, nie chcesz rozmawiać?

- Bo nie uda Ci się, mnie przekonać.

- Jesteś pewna?

- Spróbuj.

- Ilu straciłaś?

- Kogo?

- Rodzina, przyjaciele ilu straciłaś w ostatnim roku?

- Straciłam?! – wstała odsuwając krzesło, mimowolnie się odsunąłem, choć była przykuta, zachowywała się odważniej niż nie jeden z naszych żołnierzy. Chyba nie zdawała sobie sprawy, że to ona jest tu więźniem. – To wy ich zabiliście! Wasze bezsensowne idee! – patrzyła na mnie, ale słowa były skierowane do Siódemki za szybą. – Nie wystarczyła wam Euroazja, Ameryka i Australia, przybyliście na nasz ląd i zażądaliście byśmy się dopasowali do waszych praw! Ktoś was o to prosił?!

- Siadaj! – uspokoiła się. – Nie robilibyśmy tego, gdybyście siedzieli na tyłkach, ale nie wy musieliście wtykać się do naszych spraw. Ataki terrorystyczne, morderstwa. Przybywaliście na nasze kontynenty i chcieliście podważyć ...

- Chyba żartujesz! To wasi ludzie, nie wytrzymywali psychicznie tych chorych praw!

- Spokojnie. – mój oddech zrobił się szybszy, poczułem żółć w ustach. Silny ból w okolicach skroni, musiałem się uspokoić. Byłem oceniany, a ta kłótnia nie wróżyła mi sukcesów.

Misja [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz