Rozdział XII

228 25 20
                                    

Mam nadzieję, że nikt nie zauważył mojej nieobecności... :D


- Usiądź chłopcze. – powiedziała spokojnym tonem.

Pokój taki jak zawsze, białe ściany z wielkim lustrem. Wiedziałem, że nikt nas nie obserwuję, to miała być formalność. Powinienem zmanipulować człowieka tak, aby idąc na śmierć był nam wdzięczny. Ale to była Moly!

- Dlaczego, chcesz umrzeć? Po co się zgłosiłaś?

- Tak musiało być, chce tego. – próbowała umieścić na twarzy uśmiech.

- Nie chrzań! Porozmawiam z Crisem, pozwoli Ci odejść, masz przecież córkę, nie możesz ...

- Nie. Dziękuję, że chcesz mi pomóc, ale nie możesz mnie uratować. Na wojnie zawsze muszą być ofiary, ale możesz coś dla mnie zrobić.

- Tak?

- Chciałabym pobyć jeszcze z Neo i z wnukiem.

Dostrzegałem luki w naszym prawie, w naszym systemie, ale zawsze byłem temu wierny. Wierzyłem, że Tolerancja przede wszystkim, może polepszyć świat. Jednak co da nam śmierć Moly? Kogo ma przekonać do naszej racji?

Wstałem z krzesła.

- Idę po nich, ale porozmawiam jeszcze ...

- Oni są tutaj. – zdziwiłem się. – Znaczy tak mi powiedzieli.

- Kto?

- No Ci którzy mnie tu przyprowadzili. – zmieszała się. – Powiedzieli, że Neo też tu jest.

- Grozili Ci?

- Nie, ale wiem kiedy ktoś albo coś, zagraża mojej rodzinie. – zastanowiła się chwilę, jej zmarszczki się jeszcze bardziej pogłębiły. - Mieszkałam w rejonach Starej Anglii. Mój ojciec był w tajnych siłach Kraju, wykonywał egzekucje na Nietolerancyjnych.

Mówiła ze spokojem, zapatrzona w punkt na ścianie, a ja oparłem się o lustro.

- Chodziłam do szkoły muzycznej Royal Academy of Music. Nie uwierzysz, ale byłam jedną z najlepiej zapowiadających się śpiewaczek w Akademii. Pewnego dnia tata przyniósł do domu niemowlaka, miał rozstrzelać całą rodzinę skazaną za Nietolerancję. – ja postąpiłem podobnie, darowałem życie matce z dzieckiem, tylko zostawiłem ich na pustkowiu. - W tedy były surowsze prawa, ludzie się bali, nie ryzykowali tylko swoim życiem, ale również bliskich.

- Teraz rodzina nie ponosi odpowiedzialności za decyzję innych. Dzięki zmianom, jakie wprowadził Prezydent.

- Uważasz, że to lepsze rozwiązanie?

- Niby stają się pośmiewiskiem, tracą pracę, czasem cały majątek, ale żyją.

- Tak, ale żyją. – powtórzyła po mnie i kontynuowała. - Wraz z mamą pokochaliśmy chłopca. Nadaliśmy mu imię Eric. Ojciec załatwił dla niego papiery, przez dwa miesiące cieszyliśmy się nim. Każdy trzymał się od nas z daleka, przez pracę taty, dlatego łatwo nam było udawać, że mama urodziła drugie dziecko. Jednak z tych nielicznych, którzy wiedzieli, ktoś nas zdradził. Wracając z jednej z imprez ... – głos jej zadrżał. – zauważyłam radiowóz, policję. Skryłam się jak tchórz między domami. – załkała.

Podszedłem do niej i chwyciłem jej szorstką dłoń.

- Nie musisz mi tego mówić.

- Ale chce! Chce żebyś wiedział, dla kogo pracujesz. – spojrzała mi w oczy, a w głosie wyczułem pogardę. – Może czekali na mnie, nie wiem. Stałam tam w ciemnościach, na ulicy była pustka, wszyscy skryli się przed policją. Wiedzieli, że to nie wróży nic dobrego. Byłam zbyt daleko, by coś usłyszeć, widziałam jak wyprowadzają mojego ojca w kajdankach. A po chwili worek ... – po jej policzku, pociekła pojedyncza łza. – z ciałem mojej matki i Erica, ojca pewnie chcieli przesłuchać. Pomógł mi mój chłopak, gdy się dowiedział, że jestem skazana za Nietolerancyjność, nie pytał o nic, zaprowadził mnie do człowieka, który miał mi pomóc uciec. Jednak żegnając się powiedział, że nie chce mnie znać. I tak wsiadłam na statek, którym dopłynęłam na Czarny Ląd. Straciłam wszystko, bałam się, miałam zaledwie dwadzieścia jeden lat. Minęły czterdzieści trzy lata, a ja nadal pamiętam zapach pustynnego powietrza, które ogarnęło moją twarz, gdy postawiłam po raz pierwszy nogę na tym kontynencie. Pamiętałam, jak ojciec mówił, że w Afryce ludzie chodzą brudni, głodni, nie mają prądu, że tylko głupiec chciałby się tam przenosić. Wszystko było kłamstwem, nie było takich luksusów jak w Kraju, ale domy były wygodne, ludzie przyjęli mnie jak swoją. Zamieszkałam w dzielnicy dla uchodźców, znalazłam pracę w klubie, na początku byłam kelnerką, po jakimś czasie zaczęłam śpiewać. Na jednym z występów poznałam Arthura, mojego przyszłego męża. – przymknęła powieki i zaczęła nucić, nieznaną mi melodię, a po chwili z jej ust wydobyły się słowa.

Misja [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz