Potem wszystko zadziało się szybko. Pamiętam jedynie przebłyski. Jack'a wchodzącego na balustradę balkonu, Jane włączającą nagrywanie, śmiechy. I ten jeden moment, w którym śmiechy zamieniły się w krzyki. Ostatnie, co pamiętam, to mdlejąca Jane. I krew. Dużo krwi.
Siedziałam w swoim pokoju, w rękach trzymając kubek zimnej już herbaty, którą przyniosła mi mama. Od godziny siedzę w tej samej pozycji, i próbuję odpowiedzieć sobie na pytanie, jak to się mogło stać? Pełno się słyszy o nastolatkach, którzy prowadzili samochód pod wpływem, czego skutkiem był wypadek, albo którzy po pijaku wdali się w bójkę, która skończyła się tragicznie. Każdy wie, że alkohol w dużej ilości bywa bardzo niebezpieczny, ale w praktyce nikt o tym nie myśli. Każdy czuje się nieśmiertelny, nietykalny, dopóki to jemu nie przydarzy się tragedia, która przecież może się przydarzyć każdemu. I tak właśnie było z nami.
Jack był pijany, chciał skoczyć z balkonu do basenu. Na główkę. Okazało się, że dno było zbyt płytkie, a siła skoku zbyt duża. Jack jest w szpitalu, nie wiemy, co się z nim dzieje. Jack, mój przyjaciel, osoba, która w podstawówce odezwała się do mnie jako jedna z pierwszych.
Kolejna łza spłynęła mi po policzku. Już dawno przestałam zwracać na to uwagę, tak samo, jak na kubek zimnej herbaty, który nadal uporczywie ściskałam.
Kiedy po raz kolejny wracałam myślami do wydarzeń poprzedniej nocy, moja mama po cichu otworzyła drzwi i weszła do mojego pokoju. Spojrzałam na nią przelotnie. Też płakała.
Mama usiadła na krańcu łóżka, obok mnie. Delikatnie, jakby nie chciała mnie spłoszyć, położyła swoją dłoń na mojej.
- Kochanie... - Powiedziała lekko ochrypniętym i łamiącym się głosem. - Wiem, że obawiasz się najgorszego, ale jeszcze nic nie wiadomo. Musimy być dobrej myśli...
- I co będzie dalej? - Przerwałam jej. - Przeżyje, i co? Będzie sparaliżowany do końca życia? - Spojrzałam jej w oczy, w których zobaczyłam łzy.
Kobieta nic nie odpowiedziała, zamiast tego położyła głowę na moim ramieniu. Było jej ciężko, wiem to. Znała Jack'a bardzo dobrze, w końcu przyjaźnię się z nim od tylu lat. Nawet jego mama i ona dobrze się dogadują. Dlaczego to musiało się wydarzyć?
Siedziałyśmy w ciszy, do czasu, aż Toby nie wszedł do pokoju.
- Emma, ktoś do ciebie. - W ogóle nie miałam ochoty na odwiedziny, mimo to wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi.
Kiedy zobaczyłam, kto stoi naprzeciw mnie, prawie zemdlałam.
- Carlos? - Wydusiłam z siebie po chwili milczenia. - Co ty tu robisz?
- Mogę wejść? - Spytał chłopak. Przepuściłam go w drzwiach. Kiedy blondyn wszedł do pomieszczenia, moja mama wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Chłopak uważnie przyglądał się mojej twarzy. Dopiero w tedy uświadomiłam sobie, jak okropnie muszę wyglądać. Jednak nie miałam siły się tym przejmować.
- Słyszałem o Jack'u... - Zaczął blondyn, siadając na moim łóżku. - Jak się trzymasz?
- Nie najlepiej... - Wysiliłam się na słaby uśmiech i usiadłam obok chłopaka. - Czuję się winna. Mogłam coś zrobić, spróbować go powstrzymać...
Chłopak przerwał mi przytulając mnie. Ze zdziwienia aż przestałam mówić.
- Wszystko się ułoży, zobaczysz. - Powiedział chłopak, przytulając mnie mocno. Mimo dużego bólu spowodowanego złym stanem zdrowia Jack'a poczułam się trochę szczęśliwsza niż przedtem. Ten gest oznaczał, że Carlos mi wybaczył, że być może znów będziemy razem.

CZYTASZ
Take Off the Halo || Jace Norman
Fiksi Penggemar~fragment~ Spojrzałam ostatni raz na chłopaka. - Nie cierpię cię, Norman. - Powiedziałam, a chłopak lekko się uśmiechnął. - Ja ciebie też, White. Odwrócił się i poszedł w stronę samochodu. Jego tył prezentował się nie gorzej niż przód. A ja czułam w...