Spojrzałam w kierunku schodów, na których stał chłopak, który tydzień temu w klubie mnie potrącił. To chyba był Jake.
- Co ty tu robisz? - Tylko to zdanie zdołałam wyksztusić.
- Yyy... Mieszkam? - Odpowiedział chłopak. No to pięknie... - Poczekaj... To ty jesteś tą laską, o której ciągle gada mój braciszek? - Chłopak bardziej stwierdził niż zapytał, a ja zrobiłam się blada. Ten chłopak jest spokrewniony z Carlosem?
W tym momencie z kuchni wyszedł Carlos, niosąc w ręku dwie szklanki bliżej nieokreślonego soku. Na nasz widok zatrzymał się i chyba na chwilę zawiesił mu się system, bo dopiero po kilku sekundach zdołał coś powiedzieć.
- To wy się znacie?
- Powiedzmy, że już na siebie wpadliśmy... - Mruknęłam.
- No, bracie. Powiem ci, że masz niezłe oko... - Spojrzałam na chłopaka z politowaniem.
- Nie pozwalaj sobie. - Powiedział lekko zirytowany Carlos. - To moja dziewczyna.
Brunet poruszył brwiami w wymowny sposób i wyszedł z domu. Spojrzałam się na blondyna i odetchnęłam z ulgą.
- Przepraszam cię za niego. - Powiedział chłopak, na co machnęłam lekceważąco ręką.
- Na członków rodziny nie masz wpływu, i ja coś o tym wiem... - Na wspomnienie sytuacji przy śniadaniu ponownie zdenerwowałam się na mojego pożal się Boże brata.
- Masz rodzeństwo? - Spytał blondyn, na co kiwnęłam głową.
- Tak, starszego brata. Niestety... - Mruknęłam, na co blondyn zaczął się śmiać.
Spojrzałam na chłopaka i zmierzwiłam mu włosy.
- Czyli twój naturalny kolor to czarny? - Spytałam.
- Tak, ale dużo lepiej mi w blondzie. - Powiedział, na co się uśmiechnęłam.
- W to nie wątpię. - Uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym złączyliśmy nasze usta w czułym pocałunku.
***
- Dzięki za dzisiaj. - Powiedziałam do blondyna. Staliśmy przed moim domem, dochodziła godzina dwudziesta druga.
- Naprawdę dobrze spędza mi się z tobą czas. - Powiedział chłopak, na co lekko się zarumieniłam.
- Wzajemnie. - Między nami nastała cisza, ale nie taka niezręczna. Patrzyliśmy się sobie w oczy, i powoli zbliżaliśmy do siebie. Dzieliły nas centymetry, mogliśmy na wzajem poczuć nasze nierównomierne oddechy na skórze. Zamknęłam oczy, i już miałam pocałować blondyna, gdy nagle usłyszałam za sobą znajomy głos.
- Chyba nie jestem w porę, co blondi? - Szybko oderwałam się od Carlosa, i spojrzałam na Jace'a szczerzącego się jak głupi.
- A ty, to kto? - Spytał Carlos. Kątem oka zauważyłam, jak zaciska pięści. Był zły.
- No co ty? Nie poznajesz mnie? - Powiedział kpiąco blondyn, którego cała sytuacja niezmiernie bawiła. - Podpowiedź. Jace Norman, aktor. Mówi ci to coś?
- Po co tu przyszedłeś typie? - Spytał coraz bardziej zirytowany Carlos.
- Przyszedłem po moją blondi. Stoi za tobą, więc jakbyś mógł się odsunąć... - Poczułam, że robię się blada. Jace przyszedł zupełnie nie w porę, a Carlos ma do siebie to, że łatwo go zdenerwować, szczególnie, jak coś idzie nie po jego myśli. A to właśnie była tego typu sytuacja.

CZYTASZ
Take Off the Halo || Jace Norman
Fiksi Penggemar~fragment~ Spojrzałam ostatni raz na chłopaka. - Nie cierpię cię, Norman. - Powiedziałam, a chłopak lekko się uśmiechnął. - Ja ciebie też, White. Odwrócił się i poszedł w stronę samochodu. Jego tył prezentował się nie gorzej niż przód. A ja czułam w...