Sen [SasuHina]

117 9 1
                                    

Tekst dla Banshee

Sasuke x Hinata, nieszczęśliwe małżeństwo, prequel Słońca

Bohaterowie poboczni: Sakura, wspomnienie o Naruto



— To nie mogło się udać.

Doskonale wie, że jego żona nie ma na myśli odwołanej kolacji.

Odgłos gotującej się wody w czajniku wtóruje jej słowom. Na blacie stoi jeden samotny kubek, do którego chwilę wcześniej nasypała mielonej kawy. Sasuke nigdy nie je i nie pije niczego w domu nie licząc rodzinnych obiadów. Było ich tak mało w tym roku, że można zliczyć wszystkie na palcach obu dłoni. Nawet, kiedy jego misja jest chwilowo wstrzymana, to często znajduje coś, co absorbuje go bardziej niż posiłki w kompletnej ciszy. Sakura zawsze mu na to pozwala.

Poranek jest jasny i zimny. Nawet w kuchni głównej (i jedynej) rezydencji klanu Uchiha jest chłodno. Jej jasne, zielone oczy przesuwają się z widoku za oknem na otrzymany list. Na ładnym papierze widnieją własnoręcznie wykaligrafowane przeprosiny, oświadczające że przyjęcie z okazji rocznicy ślubu państwa Uzumaki jednak się nie odbędzie.

— Jestem ciekawa, kiedy ta dziewczyna będzie mieć dość. Naruto tak bardzo pragnie być idealnym przywódcą, że potrafi poświecić dla tego nawet własna rodzinę.

Równie dobrze mogła być w tej chwili sama. Sasuke ma wrażenie, że słowa nie kieruje do niego, a pustych ścian mieszkania. W nikłym blasku poranka jej oblicze zyskuje większą delikatność, zielone oczy nabierają nowego blasku, a włosy mienią się refleksami. Zna jej twarz zbyt dobrze, żeby po tylu latach go zachwycała.

Nie liczy na odpowiedź, jest przyzwyczajona do tego, że nawet kiedy wraca do domu zachowuje się jak duch. Dlatego jej oczy rozszerzają się nieznacznie, kiedy się odzywa.

— Uważasz, że byłabyś dla niego lepszą żoną niż Hinata?

— Oczywiście — odpowiada od razu. Zbyt szybko, żeby wierzył, że nigdy wcześniej podobne myśli nie zaprzątały jej głowy. — Byłabym żoną, która potrafi obronić go przed jego własnymi ambicjami.

— A co z moim ratunkiem?

— Ciebie nie da się uratować Sasuke.

Nie ma jej za złe tych słów. Wie, że nie miały na celu zranienie go, a nawet gdyby... Nigdy nie przejąłby się czymś takim. Przez lata próbowała go ocalić. Najwyraźniej jest już tym zmęczona.

— Skoro tak uważasz.

Każdego dopada zmęczenie, myśli.


________________________________________

Odchodzi. Tak jak dziesiątki

(a może setki?)

razy wcześniej. Stracił już rachubę. Żegnają go mury wioski skąpane w blasku zachodzącego słońca. Sakura stoi u podnóża dużych, drewnianych wrót. Nie krzyczy za nim, nie macha, nie posyła całusów

(naprawdę kiedyś to zrobiła, a on potrafił poczuć jedynie zażenowanie)

tylko trwa w miejscu. Czuje na swoich barkach jej spojrzenie i z każdym krokiem jest coraz bardziej odprężony. Każdy przebyty metr pozwala mu spokojniej oddychać. Ciężar odpowiedzialności znika. Nawet nie zauważa braku Sarady u jej boku.

Zamówienia na zbawienie | Zbiór one-shotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz