Głupie romansidło [ShihoShika]

44 2 0
                                    

Tekst napisany dla Banshee

Shiho x Shikamaru, zauroczenie, lekkie treści

Bohaterowie poboczni: Kakashi, Jiraiya


Konoha płakała żegnając jednego ze swoich. Deszcz padał przez całą noc i ranek. Nawet teraz powietrze było ciężkie, jakby niebo ponownie miało się otworzyć i ronić łzy.

Nadal czuła euforię po złamaniu kodu Jiraiyi. Zrobili to zaledwie godzinę wcześniej. Informacja została przekazana Hokage. Shiho nie wnikała, co stanie się dalej. Oczywiście ciekawość rozsadzała ją od środka, ale nie miała prawa wnikać głębiej. Nie była do tego upoważniona.

Czy naprawdę mnie kochasz?

Spojrzała na zapisane słowa, a jej usta ułożyły się w niewielki uśmiech. Kod, tajna wiadomość zawarta w tekście jego powieści. To było niezwykle błyskotliwe posunięcie ze strony czcigodnego Jiraiyi. W końcu był jednym z najlepszych wojowników Konohy. Tytułu Sannina nie zdobywa się jedynie za ładny uśmiech i poznanie paru potężnych jutsu.

Same słowa... Były śmieszne. Tak jak reszta tej małej książeczki. Kobieta z okładki patrzyła na nią rozmarzonym spojrzeniem idiotki, która poza miłością nie ma niczego. Shiho potrząsnęła głową. Nie lubiła takich historii. Walczyła, żeby zaistnieć w świecie shinobi, który nadal był zdominowany przez mężczyzn. Na szczęście wioska się zmieniała. Kto pomyślałby parę lat wstecz, że kobieta stanie na ich czele?

Czy naprawdę mnie kochasz?

Zapisane słowa patrzyły na nią drwiąco. Nie mogła pojąć, że tak wielki shinobi, jak czcigodny Sannin bawił się w pisanie romansów. To głupie, powierzchowne, tak jak wszystkie romantyczne historie, z którymi się zetknęła. Kobieta poznaje mężczyznę i wszystko inne nagle traci na wartości. Historie zwykle kończą się happy endem pod postacią ślubu i dziecka. Czy to naprawdę wyżyny ambicji?

Shiho nie negowała miłości samej w sobie. To piękne uczucie. Nienawidziła za to kreacji romantycznych historiach, które robiły papkę z mózgów młodych dziewczyn. Zdziwiła się widząc, że Hatake-san miał wszystkie części cyklu. Uznała jednak, że jako czytelnik był zaledwie wyjątkiem. Grupą docelową nie byli samotni mężczyźni w średnim wieku.

Czy naprawdę mnie kochasz?

Multum durnych, romantycznych historii, przez które musieli się przekopać, wprawiło ją w dziwny nastrój. To i jego obecność. A może pogubiła się w tym wszystkim? Tak dawno nie miała kontaktu z żadnym nowym człowiekiem, że kiedy ktoś się napatoczył i spędził z nią kilka chwil, zaczęła wyobrażać sobie głupoty.

Shikamaru siedział przy otwartym oknie bawiąc się stalową zapalniczką, kiedy w drugiej dłoni trzymał na wpół wypalonego papierosa. Powinna zabronić mu palić w sąsiedztwie ważnych i starych tekstów, ale nie potrafiła wypowiedzieć pojedynczego słowa.

Ciemne oczy mężczyzny ospale wędrowały po jej ciele, aż dotarły do twarzy. Jego spojrzenie było magnetyzujące. Zauważyła to już wcześniej. Wilgoć deszczowego powietrza mieszała się z zapachem tytoniu, a jej podobało się te dziwne połączenie. Stała kilkanaście metrów dalej, ale miała wrażenie, że też przesiąkła tą wonią. Pachnieli tak samo.

Musiał wiedzieć, musiał wyczuć jej nieporadność i zdenerwowanie, kiedy stał zdecydowanie zbyt blisko. Był shinobi, był geniuszem, obiecującym młodym strategiem. Powinien się domyślić, co oznacza jej drżenie, urywane słowa. Ciekawe, czy się rumieniła, kiedy nachylał się, żeby szeptem podpowiadać możliwe rozwiązania, kiedy nikt inny nie mógł ich usłyszeć podczas łamania kodu. A może myślał, że taka jest — lękliwa i śmieszna. Może taka była w jego oczach w tym komicznym białym kitlu, który powinni nosić tylko lekarze i niedorzecznych okularach?

Czy naprawdę mnie kochasz? — szepnęły jej usta.

Nie miała pojęcia, że tym razem jej umysł postanowi wypowiedzieć słowa na głos. Speszyła się i poczuła ciepło na twarzy. Teraz na pewno oblał ją rumieniec. Liczyła, że ukryje to w słabym świetle deszczowego, szarego dnia.

— Głupoty — powiedział, a jego twarz wykrzywił zakłopotany uśmiech. — Nawet wielcy shinobi mogą bawić się w głupoty.

On też wydawał się speszony. Jakby jej słowa zagoniły go w kąt pokoju, osaczyły. Wiedziała, że nie zauważył niczego, żadnego z cichych znaków jej ciała. Albo nie chciał widzieć.

— Prawda? — szepnęła.

Czy to nie powinno tak wyglądać w prawdziwym życiu? Większość niedorzecznych zauroczeń zaczyna się i kończy w głowie. Nie ma tu mowy o dziwnych zrządzeniach losu lub zwierzęcym magnetyzmie, który popycha kochanków w swoje ramiona w ułamku sekundy, chociaż dzień wcześniej byli dla siebie niemal obcy. Takie rzeczy dzieją się tylko w książkach o samotnych kobietach i odważnych wojownikach. Jej życie wygląda inaczej. To raporty, kody i pytania, na które zawsze są odpowiedzi. To ten gabinet, który jutro lub za dwa dni przestanie pachnieć dymem tytoniowym, a ona zapomni o mężczyźnie ze świdrującym spojrzeniem, które tylko przypadkiem padło na nią.

Za parę dni wszystko będzie znów tak samo. Prawda?

Zamówienia na zbawienie | Zbiór one-shotówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz