Po sylwestrze, mimo że nie pokazywałem tego po sobie, moja pustka zaczęła znowu się trochę powiększać. Jednak Matthew chyba wyczuł to w pewien sposób. Szesnastego stycznia spotkaliśmy się u niego. Zaczęło się spokojnie, od obejrzenia pierwszego odcinka serialu, którego miałem zacząć oglądać, po czym zaczęliśmy pić wino. Po dwóch butelkach położyliśmy się i przytuliliśmy, ale nie na długo. Po chwili przerzucił mnie sobie w taki sposób, że siedziałem teraz na nim okrakiem. Nachyliłem się do niego i zacząłem go namiętnie całować, co on oczywiście odwzajemnił. Alkohol i moja pewność siebie w tamtej chwili spowodowały, że byłem gotowy na swój pierwszy raz. Po kilku minutach zmieniliśmy pozycję w taki sposób, że to on wtedy siedział na mnie. I tak aż do momentu, kiedy zszedł ze mnie i zapytał się:
Mogę zrobić coś głupiego?
Oczywiście powiedziałem, że tak, po czym wsunął powoli dłoń w moje bokserki. Dotyk jego chłodnych palców na skórze mojego przyrodzenia spowodowały u mnie dreszcze, jednak podobało mi się to. Odpiąłem pasek, by było mu wygodniej, po czym on się położył, a ja również przyłożyłem dłoń do jego krocza. Było to dla mnie tak ekscytujące, że słyszałem bicie własnego serca. Oddech strasznie mi przyspieszył i stał się płytki, dlatego podczas pocałunków czułem, jakbym wypompowywał z siebie całe powietrze. Oboje powoli poruszaliśmy palcami wzdłuż naszych członków, kiedy to zapytał się po raz kolejny:
Mogę zrobić coś głupiego?
Patrzył wtedy na moje krocze, więc wiedziałem o co mu chodzi. Sięgnąłem po telefon i w jednej chwili straciłem całe uczucie namiętności, które przed chwilą wypełniało całe pomieszczenie. Okazało się, że miałem autobus odjeżdżający 5 minut później i był to ostatni autobus, jakim mógłbym wrócić do domu. Zerwałem się na równe nogi, powiedziałem, że następnym razem i ostatni raz tego dnia pocałowałem go z taką namiętnością.
Wybiegłem z jego domu i, mimo że powinno mi być przykro, że musiałem się zbierać, to uśmiechałem się od ucha do ucha ze względu na to, że kolejny raz z tym blondynem przeżyłem jedną z najpiękniejszych chwil mojego życia. Tyle, że kolejnej już nie było, ponieważ to wszystko zmierzało już tylko i wyłącznie w stronę końca.
Trzy tygodnie później miałem iść na osiemnastkę przyjaciółki blondyna, jednak rozchorowałem się tak bardzo, że przez następne 3 tygodnie siedziałem w domu. "Będą inne imprezy" zapewniał, jednak mi nie chodziło już o te imprezy, a samo to, co miało się na nich wydarzyć, ponieważ wiedziałem, jakie to jest dla niego ważne.
Podczas tej imprezy często do mnie pisał, a ja go zapewniałem, że nie musi się o mnie martwić, że dam sobie radę, a on niech się dobrze bawi. Około pierwszej zasnąłem z myślą, że dobrze mu zrobi takie wyluzowanie się beze mnie, ale nie miałem racji. Całkowicie nie miałem racji, ponieważ z perspektywy czasu uważam, że był to najgorszy wieczór w moim życiu.
Kiedy ja chorowałem ominęły mnie również walentynki grupowe. Akurat tak się stało, że miały być to pierwsze w życiu walentynki, które spędzę będąc w związku. Niby tak było, ale w ogóle tego nie odczuwałem. Czułem się samotny w święto zakochanych będąc zakochanym. Niezła ironia co nie? Tyle, że tym razem Matthew do mnie nie pisał. Miał mnie całkowicie w dupie. Tłumaczyłem to sobie tym, że musi się po prostu dobrze bawić, jednak bardzo mnie bolało to, jak mnie potraktował w święto, które w sumie razem planowaliśmy.
Ale żyłem w tym związku dalej.
W pierwszy dzień kiedy tak zachorowałem, Matthew mnie zapewniał, że będzie dzwonił, pisał częściej, grał ze mną w minecrafta. Skończyło się na tym, że ani razu w ciągu tych 3 tygodni do mnie nie zadzwonił. Pisał kiedy mu się nudziło, a ani razu nie zaproponował, byśmy razem pograli. Raz wspólnie przez "teleparty" obejrzeliśmy jakiś odcinek jego kretyńskiej kreskówki, ale tylko jeden, bo był zmęczony. Szczerze? To nie choroba mnie wtedy dobijała, tylko Matthew. Nie chodzi mi o to, by przestał się bawić, kiedy ja nie mogę. W żadnym przypadku. Jednak mógł się trochę bardziej o mnie troszczyć i zadzwonić chociaż raz z jebanym pytaniem "Jak się czujesz kochanie?"
Kiedy w końcu poczułem się lepiej umówiłem się z nim na najbliższy piątek, ponieważ bardzo za nim tęskniłem. Przygotowywałem się cały wieczór, by wyglądać idealnie. Przyciąłem zarost zestawem, który od niego dostałem na święta, posmarowałem olejkiem nawilżającym i jak idiota pocałowałem zdjęcie, które również było częścią prezentu świątecznego. Nie wiem czemu to zrobiłem, ale to zapewne przez tą ekscytację.
Kolejnego dnia praktycznie wybiegłem z autobusu, by jak najszybciej się z nim spotkać, jednak on się trochę spóźnił. Kiedy go w końcu zobaczyłem, mimo że chodnik był oblodzony, podbiegłem do niego i go przytuliłem. Lekko odwzajemnił gest, po czym powiedział "musimy porozmawiać". Trochę się zaniepokoiłem przez ton, jakim on to powiedział, jednak zgodziłem się.
Droga dłużyła nam się jak nigdy. Słowa, które wylatywały wtedy z moich ust nie miały praktycznie znaczenia. Nie wiedziałem, o czym on chce ze mną porozmawiać, dlatego mój niepokój potęgował się coraz bardziej.
Kiedy w końcu doszliśmy na nasze miejsce, usiedliśmy na ławeczce, na której zazwyczaj siadaliśmy. "No to o czym chciałeś porozmawiać" powiedziałem. Czułem się tak, jakby serce za chwilę miało eksplodować. Nie wiedziałem ile wytrzymam, a on jeszcze bardziej przedłużał tą chwilę.
"Doszedłem z Isabelle do wniosku, że ty mnie już nie kochasz"
Nie powiem, że mnie wtedy nie zamurowało. Zdobyłem się na jedyne "słucham?", bo nie wiedziałem jak to skomentować.
"No praktycznie nie odpisywałeś, olewałeś mnie. Codziennie myślałem o tym, czy ty aby na pewno mnie jeszcze kochasz"
Patrzyłem na niego zaskoczony jego wypowiedzią. Nie powiem, ani trochę się tego nie spodziewałem. Powiedziałem mu wprost, że przez to jak mnie olał na początku mojej choroby, ja nie miałem siły psychicznej z nim pisać tak, jakby nic się nie stało.
"To mogłeś napisać"
I od tego momentu te słowa nabrały kolejnego znaczenia, ponieważ spytałem się jak on się w sumie czuje, czy mnie dalej kocha. Odpowiedział, że tak. Ale od tamtego dnia wiele się zmieniło. Tak bardzo, że zacząłem zatracać się we własnej miłości do niego. Tak bardzo, że zaczynałem zapominać jaką osobą byłem w czasie, zanim poznałem tego smutnego człowieka....
CZYTASZ
Love is f*cking addiction
Fiksi RemajaMiłość to jedna z najniebezpieczniejszych broni na naszej planecie. W jednym momencie może kogoś ratować, kiedy w tej samej chwili ktoś może umierać z jej powodu. Każdy jednak odczuwa ją na swój sposób. Jedni mocniej, marząc tylko o tym, by w życiu...