Rozdział 1: Nie jestem gotowa

2K 133 15
                                    

Powoli przyzwyczajałam się do leżenia w miękkim łóżku pełnym tak wielu, bolących wspomnień. Postanowiłam wrócić do mieszkania w Chelsea dopóki nie odważę się zerwać raz na zawsze z przeszłością. Lubiłam jeszcze wracać do chwil spędzonych w towarzystwie Nialla jak i reszty chłopaków - na długo przed tym co nas spotkało. Tamte nieprzyjemne zdarzenia wymazałam z pamięci. Rzadko wspominałam jego imię, choć ciągle trapiły mnie sny, w których grał główną rolę. Mój umysł wciąż nie pogodził się z wyparciem jego osoby z mojego serca.

Ciężko jest pozbyć się brzemienia, które towarzyszyło mi tak długo. Wręcz przyspawało się do mojej duszy nie pozwalając ruszyć na przód. Moja miłość zatruwała ciało od środka - raniła, szydziła i wyrzekała się wszelkich racjonalnych działań. Nie mogłam tak żyć, to nie miało sensu - tylko się wykańczałam. On mnie wykańczał.

Postanowiłam więc spróbować walki - przeciwstawić się złym mocom i oszukać uczucia. Praca pomogła mi w tym niezwykle mocno - zatraciłam się w wirze spotkań z psychologami, codziennych wizytacji u Zayna i nocnych filmowych seansów z Louisem. Próbując wyprzeć się tego okropieństwa, zyskałam coś znacznie potężniejszego - przyjaciół. Ludzi, którzy popychali mnie do przodu, zachęcali to stawiania kolejnych kroków, a kiedy już prawie się łamałam - kopali w tyłek i nie pozwalali na chwilę słabości.

A potem wyjechaliśmy - z dnia na dzień, decydując się na spontaniczną podróż, zabierają ze sobą jedynie małe walizki z najważniejszymi rzeczami. Wszyscy tego potrzebowaliśmy. Jakoś udało mi się przekonać Syco, że to pomoże w odbudowie resztek zespołu - widomym było, że nie powrócą już w starym składzie, a co najwyżej trio. On ciągle negował wszystkie próby zjednoczenia, nie przyjmował przedstawicieli, żądał spotkania tylko i wyłącznie ze mną - a tego nie mógł mu dać nawet Simon.

Wylądowaliśmy w Nowym Jorku trzymając marzenia we własnych rękach. Każdy z nas chciał czegoś innego, ale jednoczyła nas sama idea - idea nowego początku. Tych kilka miesięcy spędzonych w odseparowaniu od rodzimej ziemi, z dala od natrętnych dziennikarzy i znajomych ulic, pozwoliło rozwinąć skrzydła. Louis zaczął się uśmiechać, spędzając dni na odbudowie zniszczonego związku z Eleanor - w końcu oświadczył się jej pod kamienicą, w której mieszkała Carrie Bradshaw - ulubiona postać przyszłej Pani Tomlinson. Świętowaliśmy to wydarzenie przez trzy dni. Właśnie wtedy, totalnie skacowany Zayn poznał miłość swojego życia - Carter. Wiedziałam, że to nie będzie zwyczajny romans od samego początku - trafiło go jak grom z jasnego nieba. Chodził za nią tydzień, zanim pozwoliła się zaprosić na skrzętnie zaplanowaną randkę, ale udało się. Nam wszystkim się udało.

- O czym myślisz? - Długa ręka z dziwnym tatuażem oplotła moją talię przyciągając nieznacznie do rozgrzanego ciała.

Dopiero gdy doświadczyłam tak wielu czułości zrozumiałam, jak wiele traciłam na walce o niego. W Nowym Jorku i ja odnalazłam pewien sens egzystencji - był wysoki, dobrze zbudowany i jak się okazało - od dawna śledził moje poczynania. Od zawsze był blisko, choć zauważyłam go dopiero na drugim końcu świata. Liam sprawił, że przestałam myśleć o wszystkim co zostawiliśmy w Londynie. Odgarniał potwory, gdy traciłam właściwą drogę, walczył z demonami, które ciągle nawiedzały mój umysł. Aż w końcu, pewnego słonecznego poranka mnie pocałował - niezbyt zachłannie, gorzko, z cierpieniem wpisanym w każdy ruch, ale delikatnie, słodko i błogo. Ten jeden pocałunek pomógł mi bardziej niż setki spotkań z psychologiem. Liam mnie uleczył, a przynajmniej tak mi się wydawało.

- Czuję się tutaj trochę dziwnie - wyszeptałam wtulając się w jego twardą klatkę piersiową. Pachniał mandarynkami, które kupiliśmy wracając z kina. Entuzjazmował się nadchodzącym sylwestrem ciągle powtarzając, że będzie najlepszym jaki kiedykolwiek udało mu się przeżyć. Chciałam, by okazało się to prawdą.

- Zawsze możesz zamieszkać u mnie. - Pocałował mnie w ucho.- Wiem, że możesz mieć tutaj...

- Nie - przerwałam mu - Muszę się z tym uporać. Inaczej nigdy się nie pozbędę mrocznych wspomnień.

Liam nigdy mnie nie oceniał. Wiedział, że jestem zniszczona i poturbowana, a mimo to ciągle próbował postawić mnie do pionu. Nie lękał się zepsutej duszy, wręcz zarzekając się, że to jeszcze bardziej go fascynuje. Miałam szczęście, że ktoś postawił mi go przed nosem.

- Wiesz co mnie teraz dotknęło? - Podniósł się na łokciach i spojrzał na mnie z góry. - Przez ten cały czas nie zadałem Ci jednego, najważniejszego pytania.

Podniosłam wzrok i zatonęłam w jego pięknych oczach. Gdy tak patrzył, miałam wrażenie, że jestem jedyną osobą na Ziemi, że już nikt nigdy na nikogo tak nie spojrzy. Że jestem wybrana. W jego tęczówkach dostrzegłam coś, czego nigdy nie widziałam u niego - dostrzegłam miłość.

- Więc jakie to pytanie? - Zaśmiałam się widząc jak napina mięśnie. Liam Payne wyraźnie się denerwował i to z tak błahego powodu.

- Nie zdeklarowaliśmy się - zaczął powoli, bardzo drżącym głosem - Muszę więc mieć tą pewność, że wszystko między nami jest jasne.

- Liam... - Próbowałam dać mu do zrozumienia, że i bez żadnych zapewnień nie mogłabym spotykać się z innym mężczyznami, ale od razu mnie uciszył wyciągając rękę przed swoją skupioną twarz.

- Zostaniesz moją dziewczyną? - wypalił.

Jego tęga mina powaga wywołały u mnie wybuch śmiechu. Już dawno nie widziałam go tak zdeterminowanego. Stresował się i wyraźnie z niecierpliwością oczekiwał odpowiedzi.

- Jestem nią od chwili, gdy pierwszy raz mnie pocałowałeś. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. - Podniosłam głowę i pocałowałam jego wykrzywione w uśmiechu, delikatne usta.

Sprawił, że wielka i drażniąca pustka tak bardzo wypełniająca mury tego mieszkania, zniknęła jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki. Wciąż przyzwyczajałam się do świadomości, że mam do kogo się przytulić w cichą, smutną noc i zadzwonić, gdy szargają mną skrajne odczucia. Nie musiałam już walczyć o miłość - tym razem to ona walczyła o mnie.

I przeżycie tych wszystkich fatalnych rzeczy, doznanie śmierci, żałoby i cierpienia, poznanie żalu, złamanego serca, a nawet zdrady - nabrało znaczenia. Los był dla mnie okrutny, próbował mnie zniszczyć, doprowadzić do ruiny, ale gdzieś na horyzoncie pojawiła się nadzieja. Tą nadzieją był Payne leżący tak blisko, niemal na wyciągnięcie ręki. Zaczynałam znowu żyć nie bojąc się co przyniesie jutro.

- Jesteś moim największym prezentem, Stella. - Odgarnął włosy z mojej szyi i złożył na niej pocałunek.

Nawet nie podejrzewał jak wiele dla mnie znaczył, jak wiele mu zawdzięczałam. Nie chciał słuchać pieśni dziękczynnych, ciągłych zapewnień, że doceniam jego starania. Pragnął być blisko, a to świadczyło o wielkości jego dobroci. Sprawiał, że powoli zapominałam. Że zapominałam o nim.

- Kocham Cię - wyszeptał ledwo słyszalnie.

Nie odpowiedziałam.

____________________________________________________________

Nie mam pewności, kiedy pojawi się rodział drugi, ale postaram się dodać go jak najbszybciej.

W poprzedniej część wprowadziłam motyw bajek, w tej postanowiłam zachęcić Was do posłuchania moich ulubonych ścieżek dźwiękowych - siedzę w muzyce filmowej od dawien dawna, a niektóre wręcz idealnie pasują do rozdziałów, więc zachęcam Was do odsłuchu. :)

Gdybyście chcieli poczytać coś więcej z pod mojego pióra - zapraszam na Wihtout Pride.

Dziękuję za tak sympatyczne przyjęcie prologu, jesteście kochani!

AFTER START - H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz