Słońce już dawno schowało się za horyzontem, a cała zgraja lekko podpitych ludzi dopiero rozkręcała koleżeńską imprezę. Czułam się trochę nieswojo w ich swobodnym towarzystwie - niczego mnie nie brakowało, a mimo to czułam niedosyt.
Bo nie było jego.
Gdy Liam podszedł do mnie chwiejnym krokiem, a potem przyciągnął do siebie stanowczym ruchem, cała melancholia rozpłynęła się w powietrzu. Nie wiem jak to robił, ale sprawiał, że samą obecnością dawał mi więcej nadziei niż tysiąc innych osób. Jego ciepłe dłonie spoczęły pod moją koronkową bluzką, dokładnie na wysokości talii. Zacisnął uścisk i postawił mnie przed sobą, wgapiając się szczeniacko słodko w moje oczy.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie - powiedział cicho, a potem pocałował mnie niezwykle zachłannie. Zaśmiałam się i kładąc rękę na jego głowie, odepchnęłam do lekko.
- Jesteś wstawiony i gadasz głupoty.
Wyglądał tak uroczo z lekko przymkniętymi powiekami, przymglonym wzrokiem i niestabilną postawą. Alkohol wygrywał bitwę z jego umysłem i powoli, aczkolwiek sukcesywnie poddawał się rytmowi który wytaczały mu promile. Oparł swoje ciepłe czoło o moje i gwałtownie nabrał powietrza do płuc.
- Do końca świata będę uwielbiał ten zapach. - Chwycił w palce kosmyk moich włosów i przyłożył go do swojego nosa. - Pachniesz szczęściem.
Bawiło mnie to, że zazwyczaj poważny i formalny Liam, który traktował wszystkich jak uboższych dojrzale dzieciaków, wypiwszy kilka drinków, stawał się niepokornym romantykiem, który rzucał tekstami niczym z dzieł Jane Austen.
Wtuliłam się w jego klatkę piersiową najmocniej jak tylko potrafiłam. Od miesiąca prawie się nie rozstawaliśmy - on zabierał mnie wszędzie gdzie tylko mógł, a ja starałam się zaplanować grafik tak, byśmy widzieli się jak najczęściej. W rezultacie głównie leżeliśmy w łóżku lub skrajnie zakamuflowani, snuliśmy się bocznymi uliczkami Londynu od czasu do czasu skradając sobie pojedyncze pocałunki.
Nie uszło to uwadze paparazzi, którzy śledzili chłopaków od samiuśkiego powrotu do Londynu - czyhali na każdym kroku, wystawali pod zlokalizowanymi mieszkaniami, natarczywie prosili o komentarze do absurdalnych plotek. Widziałam kilka raz swoją sylwetkę na pierwszych stronach gazet, opatrzoną chwytliwymi sloganami - byłam tymczasową pociechą, kobietą która zrujnowała poprzedni związek i lekiem na złamane serce. Wciąż trudno było mi się przyzwyczaić do nagłego zainteresowania również moim życiem, szczególnie że tak naprawdę nie wiedzieli jak wyglądam, a zdążyli zrównać mnie z błotem. Nie miałam jednak zamiaru się poddawać. Nigdy więcej nie poświęcę własnego dobra dla korzyści innych osób.
- A co to za osobna imprezka?! - Louis wparował do kuchni rzucając swoje długie ręce na nasze barki. - Carter tak narzekała, że postanowiłem skończyć jej biadolenie i naprawdę pójść Was poszukać.
Carter potrafiła ustawić wszystkich pod swoje dyktando. Była naprawdę drobną dziewczyną, niższą ode mnie o głowę i bardzo szczupłą, a mimo to wszyscy słuchali jej poleceń jakby należała co najmniej do wojskowych służb. Gdy Zayn przyprowadził ją na jedną ze wspólnych kolacji, byłam trochę uprzedzona. Wiedziałam, że ciężko znosił rozstanie z Perrie i za wszelką cenę próbuje uleczyć się z tej miłości. W dodatku był podłamany psychicznie, a lekarz utknął w martwym punkcie z jego leczeniem. Bałam się, że kolejny romans tylko pogorszy sytuację.
Ale przekonała mnie do siebie w mgnieniu oka - jej charyzma, zachrypnięty głos i niesamowita pogoda ducha sprawiły, że wręcz od razu stała się moją przyjaciółką - przyjaciółką, której nigdy nie miałam.
Louis polubił ją jednak nadzwyczajnie mocno. Odnalazł w niej chyba bratnią duszę - uwielbiali się przekomarzać i dogryzać sobie na każdym kroku. Drażnił ją co chwila mierzwiąc jej długie, lśniące, ciemne loki, a ona odpowiadała dźganiem w żebra. Czasami zachowywali się jak przedszkolaki, ale w myślach dziękowałam za pojawienie się tej małej osóbki w naszym gronie. Sprawiła, że wszyscy odżyli.
- Że też musisz przerywać w najważniejszym momencie - syknął Liam posyłając mu karcące spojrzenie. Na chwilę znów stał się tym dorosłym Payne'em, który wszystkich traktuje z góry.
Tomlinson roześmiał się głośno i usiadł na szafce tuż obok nas.
- Jeszcze jej nie zaprosiłeś? - zapytał podnosząc do góry brwi. - Niby najdojrzalszy, a taki tchórz. Złotko, ja będę czynił honory. - Klepnął go w plecy, a potem zwrócił wzrok w moją stronę. - Czy uczynisz Liamowi ten zaszczyt i wybierzesz się z nim na piątkową galę dobroczynną? Pierwsze, oficjalne wyjście po tym wszystkim, co się nam przytrafiło.
Byłam zaskoczona tą propozycją. Nie miałam pojęcia, że chłopcy szykują się na powrót do medialnego świata. Simon nie konsultował ze mną decyzji o przebiegu dalszej kariery tego co pozostało po One Direction.
Ostatni raz byłam przy zapadaniu tak formalnego postanowienia, kiedy wszyscy debatowali nad przyszłością zespołu. Cowell bardzo zmienił nastawienie od czasu mojego powrotu do Syco - stał się bardziej liberalny i wyrozumiały. Już na nich nie naciskał, ale słuchał ich próśb i starał się rozwiązywać wszelkie problemy. Dlatego też nie protestował, gdy przegłosowali rozpad One Direction - jeżeli mieli kiedykolwiek powrócić do wspólnego śpiewania, to tylko i wyłącznie pod inną nazwą. Bez Nialla to przecież nie było już to samo.
- J-ja nie wiem co powiedzieć. - Zaczęłam się plątać. Nie byłam chyba gotowa na publiczne oznajmienie o naszym związku. Wiele ludzi jeszcze pamiętało moją krótką karierę jako jego rzecznik, więc nawet nie chciałam podejrzewać jak zareagowaliby na moje nazwisko u boku Liama. To nie byłoby najcieplejsze przywitanie i tylko potwierdzałoby huczące nagłówki tabloidów.
- Stella, proszę Cię, przestań wszystko analizować. - Liam przybrał bardzo poważny wyraz twarzy. W takich chwilach wyglądał na swój wiek, a cienka zmarszczka przebiegająca wzdłuż czoła, jeszcze bardziej akcentowała jego determinację. - I skończ przejmować się tym, co ludzie powiedzą. Ważne, że my wiemy jak jest naprawdę. - Podniósł mój podbródek i zmusił bym na niego spojrzała. Nie potrafiłam długo opierać się jego szczenięcym oczom, a kiedy był pijany jeszcze bardziej zmiękczał moje serce.
- Obronisz mnie przed nimi?
- Wszyscy tam będziemy. - Louis ścisnął moją dłoń i uśmiechnął się łagodnie. - Nie wyobrażam sobie, żeby mogło Cię tam nie być. Nie po tym, co z nami przeszłaś. Twoje miejsce jest tutaj, obok w nas, w pierwszym rzędzie. Teraz jesteś częścią naszej rodziny.
Sęk w tym, że tak naprawdę nie bałam się opinii innych, ani natłoku kamer i aparatów. Nie bałam się stawić czoła dziennikarzom, z którymi do czynienia mam na co dzień.
Bałam się zupełnie innej rzeczy - moich demonów, które ciągle próbowały wydostać się na zewnątrz. Bałam się, że na balu spotkają swojego stwórcę, a wtedy nie utrzymam uczuć na wodzy.
Wiedziałam, że tam będzie. Nie mógłby przecież ominąć najważniejszego wydarzenia w Wielkiej Brytanii - był ulubieńcem telewizji, podobno nagrywał pierwszy album i odnalazł się w ponurej rzeczywistości.
Bałam się więc, że nie zniosę widoku jego triumfu i poczucia, że nie byłam mu wcale potrzebna, by stanął na nogi. Bałam się, że swoją obecnością brutalnie uświadomi mi, że słowa Liama były prawdą, że tylko mnie wykorzystywał i ani trochę nie było mu żal, gdy odeszłam. Bałam się jego obojętności.
Bałam się jego.
I mojej miłości.
____________________________________________________________
Wybaczcie za kiepską jakość powyższego rozdziału. Przepraszam również za to, że nie odpisałam na niektórze komentarze - postaram się wszystko nadrobić, przeczytać, napisać odpowiedź i także skomentować Wasze opowiadania w weekend. Dopiero teraz odczułam jak bolesnym wysysaczem siły, energii i czasu są studia.
CZYTASZ
AFTER START - H.S.
Fanfiction(opowiadanie zawieszone) Dokładnie rok po śmierci 1/5 One Direction Stella Cotfield powraca do toksycznej stolicy Wielkiej Brytanii - z nowym życiem, pomysłami i nowym uczuciem. Harry mieszkał tu jednak przez cały czas. Czy wspomnienia wygrają z roz...