Rozdział 4: Nie mogę być blisko

1.3K 127 27
                                    

Zupełnie zbita z tropu, pozbawiona nawet najmniejszych nadziei i odrobiny szczęścia, niczym cień Liama, przemieściłam się do sali bankietowej, gdzie wszyscy powoli zajmowali swoje miejsca. Modliłam się tylko, by nasze stoliki były od siebie oddalone jak najbardziej.

Nie miałam siły na niego patrzeć, ani tym bardziej znosić jego wyniosłą obojętność. Wcale nie oduczyłam się traktowania go jako priorytet - gdy był tak blisko, prawie na wyciągnięcie ręki, czułam się znowu słaba i krucha. Stawałam się tą samą Stellą, która wierzyła w każde wypowiedziane przez niego słowo.

- Pobladłaś ­- Eleanor nachyliła się nade mną i prawie przytknęła swe różowe usta do mojego ucha. - Wiem, że ciężko znosić Ci jego towarzystwo, ale nie daj mu tej satysfakcji. Przynajmniej udawaj twardą.

Nie spodziewałam się takiej rady. Na pewno nie od Calder. Nigdy nie byłyśmy w zażyłych stosunkach, głównie dlatego, że traktowała mnie jako wyimaginowane zagrożenie, przynajmniej dopóki nie zaczęłam spotykać się z Liamem. Nie podobało jej się moje częste przebywanie w domu Louisa i to, że byłam przy nim, kiedy ona udawała niedostępną.

Aż w końcu zrozumiała, że nie jestem zainteresowana jej chłopakiem w taki sposób jaki sobie wyobrażała i zaakceptowała moją obecność w ich życiu. Swoją niechęć przerzuciła jednak na Carter i wciąż walczyła z własnym sumieniem, by dać jej szansę.

Narzeczona Tomlinsona była ciężkim orzechem do zgryzienia - w zasadzie nie rozumiałam jej postępowania, ani sposobu bycia. Odnosiłam wrażenie, że tylko odgrywa rolę nieudolnej romantyczki, planując w głowie dokładne manewry. Wcale nie była taka głupia i często zauważała znacznie więcej od innych. Nawet teraz, siedząc wszyscy razem przy jednym stoliku, tylko ona spostrzegła, że coś jej ze mną nie tak - że cały stres, podniecenie i radość nagle znikły, a zastępujący je smutek wkroczył bez pozwolenia w mój stan umysłu.

- Nie wiem o czym mówisz. - Próbowałam udać zdezorientowaną, ale na nic się to zdało. Rozgryzła to, a ogarnąwszy mnie strach tylko potwierdził jej trafne przypuszczenia.

- To nie minie szybko, Stella. I nawet Liam nie pomoże Ci zapomnieć. ­- Upiła łyk doskonale schłodzonego szampana i uśmiechnęła się smutno. - Takiej miłości nie pozbywa się z dnia na dzień.

Przełknęłam głośno ślinę. Trafiła w sedno. Nie potrafiłam o nim zapomnieć. Mogłam świetnie udawać, przybierać maskę wyzwolonej, choć w głębi wciąż byłam jego niewolnicą. I chociaż okazywał mi obojętność, wystarczyłoby jedno słowo, bym pobiegła zostawiając wszystko za sobą.

Był moją ziemią, był moim powietrzem - nigdy nie powinnam oddawać mu takiej mocy.

Przez niego jednocześnie czułam, że żyję i umieram w jednej sekundzie. Że tonę i unoszę się na powierzchni, że płonę i zostaję gaszona. Nie mogłam tego dłużej wytrzymać.

Spojrzałam na Liama - tak beztroskiego, szczęśliwego i tryskającego poczuciem humoru. Zabawiał gości siedzących obok opowiadając jakieś śmieszne historyjki. Kiedyś w żaden sposób nie przypominał tego człowieka.

I zdałam sobie sprawę z tego co wyprawiam. Zabierałam mu jego beztroskość próbując uleczyć swoje rany. Wykorzystywałam go, by wyzdrowieć z miłości do innego.

Robiłam to samo co Harry.

- Idę do toalety - powiedziałam cicho i wstając, szybko skierowałam się do wyjścia z pomieszczenia. Musiałam choć chwilę pobyć sama. Musiałam pozbyć się demonów, które znowu usilnie pchały się na zewnątrz.

Wysoki hol ozdobiony złotymi posągami ciągnął się w nieskończoność. Ściągnęłam ze stóp niewygodne szpilki i trzymając je w dłoniach, podbiegłam kilka metrów zostawiając jak najdalej za sobą pojedynczych ludzi szukających samotności tak bardzo jak ja. W końcu szmery dochodzące z sali przestały być słyszalne, a jedynymi towarzyszami zostały figury barokowych kobiet.

Zsunęłam się po ścianie i podciągnęłam kolana pod brodę. Nie przejmowałam się już, że grozi to pognieceniem sukni nad którą tak pracowała Carter. Marzyłam tylko, by stąd zniknąć. Jak najszybciej.

Świadomość, że był blisko zamykała mnie w złotej klatce. Dusiłam się jego obecnością na tyle, że nie pozwało mi to na skupienie się na najprostszych czynnościach. Miłość do niego mnie bolała.

Nagle usłyszałam kroki - powolny szelest stóp odbijanych od powierzchni marmuru. Nie miałam siły by obrócić głowę w stronę dochodzących dźwięków. Nie, gdy ledwo dawałam sobie radę z oddychaniem. I kiedy zbierałam się w sobie, by doprowadzić psychikę do jakiegoś składu, ktoś nade mną stanął.

Z kilometra wyczułabym woń tych ostrych perfum. Ich aromatyczny zapach prawie palił mi nozdrza. Moje serce zamarło - znowu, kolejny raz. Bałam się podnieść wzrok. Wiedziałam, że to wykończy mnie do reszty.

Bo wiedziałam do kogo należy ta ukochana przeze mnie, woń.

- Dlaczego? - Charakterystyczna chrypka uderzyła w moje ciało. Niszczył mnie każdym zmysłem. Powoli drażnił się jak drapieżnik ze swoją zdobyczą. Wiedział, że jestem cała jego.

Nie potrafiłam odpowiedzieć na jego pytanie. Dlaczego go zostawiłam? Dlaczego jestem z Liamem? Dlaczego tutaj przyszłam? Dlaczego stamtąd uciekłam?

Przez Ciebie.

Osunął się na kolana i położył swoje ogromne dłonie na moich nogach. Jego dotyk łagodził moją stęsknioną skórę. Ostatkami silnej woli powstrzymywałam się, by go nie objąć i powiedzieć, że nie mogę istnieć, gdy nie mam go obok.

- Spójrz na mnie. - podniósł mój podbródek i złączył nasze tęczówki w spojrzeniu, które zmieniło cały mój świat.

Jego oczy - tak samo zielone jak rok temu - wyglądały jednak zupełnie inaczej. Dostrzegłam w nich żal i cierpienie. On wcale nie podniósł się po porażce i śmierci Nialla. On dalej walczył.

Tak samo jak ja.

- J-ja, J-ja... ­- zaczęłam się jąkać. Sprawiał, że wymówienie najprostszego zdania było nie lada wyczynem.

- Spokojnie. Spokojnie. - Znalazłam się w jego uścisku. Ciepłe ramiona oplotły mnie całą, a pachnące miłością loki zakryły moją wilgotną od łez, twarz.

Jego ciało mnie leczyło. Każdy moment spędzony przy jego boku, dawał mi wiarę. Nigdy nie rozumiałam czym jest miłość dopóki nie zawitał u progu mojej kariery. Pojawił się znikąd, ze swoją arogancką duszą i wrogim nastawieniem, a potem wyrządził więcej krzywd niż doświadczyłam przez cały swój los. A jednak wciąż wracałam po więcej.

Z jednego, prostego powodu.

Liam sprawiał, że egzystowałam, ale to Harry sprawiał że żyłam.

- Nie mogę. Liam na mnie czeka. - Podjęłam próbę kontrataku. Jednak z góry skazana była na porażkę. Nie potrafiłam go opuścić. Czekałam na ten moment zbyt długo, by teraz pozwolić sobie odejść.

- Liam już tu jest.

I mój świat znów upadł, kiedy zerknąwszy w bok dostrzegłam twarz Payne'a.

AFTER START - H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz