Ten z historią

286 17 28
                                    

Brett:

Nie wiem co mam dalej robić, znaczy wiem, ale nie wiem czy jest to do końca dobry pomysł. Eh... nie umiem nawet ułożyć prostego zdania. Według planu po zniszczeniu sztyletu razem z Bonnie mieliśmy zniszczyć wymiar Klaus'a. Tylko teraz jej nie ma i nie wszystko może pójść tak jak tego chcieliśmy.

Kiedy wróciliśmy do willi od razu wpadłem do mojego pokoju. Nie mogłem czekać ani chwili dłużej. Sztylet został zniszczony co oznaczało, że od razu trzeba było zabić tego chuja. Jak ja go nienawidzę i to nawet nie dlatego, że wymazał trójkę z nas.

-Znowu musisz się w coś pchać? - zapytał mnie Liam.

-Znasz mnie, zawsze się w coś wpakuje. - odpowiedziałem z uśmiechem.

-To wiem, ale to nigdy nie było coś gdzie mogłeś umrzeć. Za mało ci strat? Najpierw Thomas, Luca, Ivy, potem Enzo, a teraz nawet Bonnie i Mike. Po kolei znikamy. Nie mogę pozwolić na to, abyś ty również zniknął. - w jego oczach gromadziły się łzy. Bał się tego co ma nadejść i nie tylko on był pełen obaw. Nie wiedziałem co się stanie kiedy spotkam Klaus'a.

-Liam posłuchaj mnie. - podszedłem do niego i położyłem dłonie na jego policzkach. - Wiesz dobrze, że musimy zakończyć ten cyrk. Zabicie Klaus'a jest jedyną opcją, aby to zrobić.

-Ale czemu akurat ty musisz to zrobić?

-Bo ja zaraz po Bonnie mam moc, aby go pokonać.

-Gdyby ona tu była mniej bym się martwił.

-Wiem maluchu, wiem. Muszę iść. - pocałowałem go czule w usta i wyszedłem z pokoju.

-Brett! - zaczął mnie gonić czym zwrócił uwagę innych. Chciał wybiec z domu, ale w progu złapał go Zane z Dylanem. - Puście mnie! - szarpał się. - Nie zostawiaj mnie znowu! - krzyknął w moją stronę, a mi łamało się serce. To oczywiste, że nie chciałem go zostawiać, w końcu to mój maluszek, ale ktoś musiał to zrobić.

Zanim zniknąłem Dylan rzucił mi ciche powodzenia. Użyłem swojej mocy i już po chwili stałem w zupełnie innym miejscu. Nie poznawałem go dopóki nie zobaczyłem zarośniętych ruin willi.

1993 w Nowym Orleanie był o wiele lepszy niż to

Rozejrzałem się dookoła siebie. Niby nic podejrzanego tu nie było, ale spokojnie mogłem wyczuć panoszące się tu zło. Było go czuć na kilometr.

-Klaus! - krzyknąłem, a mój glos odbił się echem. - Wiem, że tu jesteś!

-Czekałem na ciebie mój drogi. - odwróciłem się w stronę głosu. Stał z rękoma za plecami. - Ile to minęło? Ze 105 lat?

-Możemy o tym nie wspominać? - zapytałem, bo wiedziałem do czego dąży ten człowiek. Najpierw chce opowiedzieć mi historię z mojego życia, która ma za zadanie mnie osłabić, a potem mnie zabije. Typowa zagrywka.

-Dlaczego? Przecież to same wspaniałe wspomnienia. Nie zaprzeczysz.

-To jest twoje ulubione zajęcie? Rozgrzebywanie czyjejś przeszłości i wypominanie jej tej osobie?

-Oczywiście, że nie. Oprócz tego lubię zabijać moich wrogów, czasem moich przyjaciół. - na te słowa przestał się na mnie patrzeć. Może i kiedyś coś nas łączyło, ale to było wiek temu kiedy byłem młody i jeszcze nie wiedziałem kim jest Klaus. Wtedy był Carlos'em.

 Wtedy był Carlos'em

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Descendants | Dylmas Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz