Na jakieś dwa miesiące przed końcem roku okazało się, że Przemek ma problemy zdrowotne. Od jakiegoś czasu uskarżał się na ból ucha. Agata natychmiast udała się z synem do lekarza, który zdiagnozował u niego polipa. W efekcie musiał przejść, jak to mówili lekarze, nieskomplikowany zabieg usunięcia narośli. Na przełomie dziewięćdziesiątego piątego i dziewięćdziesiątego szóstego roku okazało się po kolejnej wizycie kontrolnej w szpitalu, że brat Bożenki ma zmiany nowotworowe. Agata wraz z Zygmuntem rwali sobie włosy z głowy i stawali niemalże na głowie, aby ich ukochany syn był zdrowy. Za to sama Bożenka odczuwała coś na kształt radości, nawet przez ułamek sekundy nie współczuła bratu.
- To kara za to jaki jest wobec mnie – myślała. – Co się ze mną dzieje? Dlaczego jestem taka wobec własnego brata? - przychodziła zaraz refleksja.Prawdą było, że to jej zachowanie było nieco dziwne. Była dziewczynką bardzo wrażliwą, żeby nie powiedzieć za bardzo. Potrafiła płakać z byle powodu. Smutna piosenka była w stanie wywołać łzy, wzruszająca scena z filmu powodowała to samo. Natomiast choroba brata wywoływała jakąś dziwną radość. Nie rozumiała sama siebie.Wciąż jej priorytetem była nauka czego efektem były dobre oceny. Mimo to coraz bardziej odstawała od reszty osób w klasie. Nadal trzymała się z Justyną, ale zaczynała unikać kontaktów z innymi. Nikt jakoś się tym nie przejmował. W samej klasie porobiły się grupki. Owszem wciąż obowiązywała zasada jeden za wszystkich wszyscy za jednego. Pod tym względem ta klasa była bardzo zgrana. Kiedy był dzień wagarowicza to uciekali ze szkoły razem. Takich sytuacji było wiele. Bożence kilka zapadło nawet w pamięci. Jedną z nich były Mikołajki. - Posłuchajcie w Katowicach w Spodku organizują Mikołajki – padło z ust jednego z uczniów. - I co w tym względzie? - ktoś zapytał. - Dzień dobry pani profesor – powiedzieli chórem do idącej nauczycielki z ekonomii, a z którą mieli mieć właśnie zajęcia. - To może urwiemy się z lekcji? - rzucił ktoś inny. - Niezły pomysł.I tak od słowa do słowa uzgodnili, że jadą do Katowic. Na miejscu okazało się, że trzeba mieć bilety na wejście. Zrezygnowani i zmarznięci szwendając się bez celu nie wiedzieli co ze sobą począć. Przechodzili właśnie obok jakiegoś banku, gdzie drzwi otwierały się samoczynnie. Uznali, że to dobry pretekst do zabawy. Podchodzili i gdy tylko drzwi się otwierały, odchodzili. W końcu przegonił ich pracownik ochrony. Dotarli do przystanku i podjęli decyzję o powrocie do szkoły. Całą klasą pojawili się na ostatniej lekcji czym zaszokowali nauczyciela z historii. - No moi drodzy jeszcze takich rzeczy nie widziałem, aby uczeń wracał do szkoły z wagarów. - Panie profesorze, a pani z ekonomii bardzo była zła? - Na waszym miejscy bym się już zaczął modlić – usłyszeli w odpowiedzi.Faktycznie, gdy następnego dnia mieli ekonomię ilu ich było tyle jedynek poleciało do dziennika bez możliwości poprawy. Nauczycielka zrobiła kartkówkę z lekcji, która się nie odbyła. Oni wiedząc, że to ich wina podpisali kartki, napisali pytania podyktowana przez nauczycielką, zebrali je oddając i wstając przeprosili za swoje zachowanie.Od jakiegoś czasu Bożenka sygnalizowała rodzicom, że nie ma butów. - Pojedziemy w piątek na targ i kupimy – usłyszała jednego dnia od matki.No, ale jak to z jej rodzicami bywa, nie mieli zamiaru dotrzymać słowa. W piątek po pracy jej rodzice do domu wrócili ze znajomymi, a to oznaczało libację. Oczywiście najpierw Bożence oberwało się, że śmiała wziąć się za naukę, a nie za obowiązki w domu. - Agata, czy ty nie przesadzasz? Dziewczyna uczy się na piątkach, nie musisz jej gonić do nauki i jeszcze ją za to ganisz? - usłyszała Bożenka, gdy jedna z koleżanek matki stanęła w jej obronie. Po tej uwadze matka dała jej spokój. - Mamusiu mieliśmy jechać po buty – odezwała się Bożenka, gdy matka szykowała coś na stół dla gości. - Bożena nie truj. Widzisz, że mamy gości – usłyszała dziewczynka.Rozmowę tę słyszało kilka innych osób. - Agata daj jej pieniądze i niech jedzie sama – padło z ust kolegi ojca. - Pojedziemy z nią w inny dzień – odpowiedział Zygmunt. - Przecież to już duża dziewczyna i chyba sama wie jaki rozmiar buta nosi – stwierdziła kolejna osoba.W końca pod naciskiem innych rodzice dali jej pieniądze i po raz pierwszy mogła samodzielnie jechać na centrum miasta i kupić takie buty jakie chciała. Była wdzięczna tym wszystkim, którzy wstawili się za nią.Wiedziała jakie chce, chociaż przez skórę czuła co ją czeka w domu jak rodzice zobaczą ten zakup. Buty były na dość wysokiej koturnie, a w takich nie pozwalał jej chodzić ojciec. Lecz w tym momencie miała to gdzieś. Ona sama nie goniła za modą. Raz, że nie było ją na to stać, a dwa lubiła ubierać się w to w czym jej było wygodnie. Długie spódnice koloru czarnego, a do tego jakaś ciemnego koloru bluzka to był jej styl. Uważała, że ma już na tyle lat, że takie buty to nic złego.Do domu wróciła z uśmiechem na ustach, który znikł w ułamku sekundy, po pokazaniu butów. - Co to ma być? - wrzasnął Zygmunt widząc jej zakup. - Buty – odparła. - Ja chyba mówiłem coś na ten temat – nadal krzyczał. - Ale tatusiu wiele dziewczyn z mojej klasy ma takie – próbowała argumentować swój wybór. - Nas nie obchodzą inni – usłyszała głos matki a na głowie poczuła silne uderzenie, aż poleciały jej łzy. - Agata czy ty jesteś nienormalna? - usłyszeli wszyscy pytanie jednej z koleżanek matki. - Ty się nie wpierdalaj – padło z ust Zygmunta. - Wy jesteś niepoważni. Dziewczyna ma prawie szesnaście lat, chodzi do liceum, a wy jej zabraniacie butów na obcasie i jeszcze ją bijecie? – odezwała się w jej obronie kolejna osoba.Bożenka z płaczem uciekła do swojego pokoju. Czuła, że gdzieś w środku rośnie w niej coraz większa nienawiść do rodziców i brata.Nastały wakacje i jak zwykle spędzała je na wsi u dziadków. Jednak tym razem było jakoś inaczej. Joasia miała dla niej mniej czasu niż w poprzednich latach, ale powodem był chłopak, którego przyjaciółka poznała w szkole. Grzesiek też dziwnie się zachowywał. - Joasiu co się dzieje z Grześkiem? Jest jakiś dziwny – pytała jednego razu przyjaciółkę. - Wiesz, lepiej jak sama z nim porozmawiasz. Ja nie chcę się wtrącać – usłyszała w odpowiedzi.Następnego dnia spotkała się z nim. - Grzesiek czemu mnie unikasz? Co się dzieje? - pytała.Ten stał przez chwilę i widać było jak nad czymś się zastanawia. - Proszę powiedz mi – prosiła. - Bożenka...cholera czy to musi być takie trudne? - pytał, ale raczej siebie. - O czym ty mówisz? - pytała. - Poznałem dziewczynę i zakochałem się – wyrzucił z siebie. W końcu jej to powiedział. - To super – usłyszał w odpowiedzi.Zdumiony spojrzał na Bożenkę. - Ty tak poważnie? - Tak. Grzesiek my przecież nigdy nie byliśmy parą to po pierwsze, a po drugie mieszkamy daleko od siebie i masz prawo mieć dziewczynę – usłyszał w odpowiedzi. - Dziękuję ci, że tak do tego podchodzisz. Obawiałem się, że możesz mieć do mnie żal – mówił. - Spokojnie nic się nie stało – odparła. Jeszcze przez chwilę porozmawiali i rozeszli się każdy w swoją stronę.Tak właśnie skończyła się znajomość z Joanną i Grześkiem. Bożenka im trochę zazdrościła. Oni mieli kogoś a ona wciąż była sama.To były jej ostatnie wakacje, które całe spędzała w Radomsku. Teraz już nie miała dla kogo tam przyjeżdżać. Coraz trudniej jej było dogadać się z dziadkami, a z rodziną ojca nie miała żadnego kontaktu, a jeśli nawet był to sporadyczny, raczej okazjonalny, gdy do Radomska jechała z matką i ojcem. Na te wakacje jak i na poprzednie jechała sama. Rodzice uważali, że jest już dużym dzieckiem, które do dziadów może dotrzeć samo. Wystarczy przecież, że wsiądzie w pociąg.CDN...
CZYTASZ
Moje wszystko i nic część I
Kurgu OlmayanDzisiaj moi drodzy pierwsza część opowiadania, które nie jest związane z Ulą i Markiem. Lecz mimo wszystko wierzę, że Wam się spodoba. Do opowiadań o "Brzyduli" obiecuję powrócić gdy skończę publikować "Moje wszystko i nic". Lecz aby zrozumieć sens...