***
Wielki książę z kompanami zbliżali się już do Wilna. Jechali przez zacieniony las by osłonić siebie, konie i złowioną zwierzynę przed ostrym słońcem. Dobrze uczynili, bo tym sposobem uchronili się także przed burzą rozszalałą nagle. Nie było gorąco, bo ulewny deszcz nieco wychłodził powietrze, ale i tak kontynuowali jazdę między świerkami i jodłami - pachnącymi rozgrzaną żywicą po ciepłym dniu i parującymi wodą, która obficie na nie spadła. Po ulewie, która miała zakończyć słoneczny dzień, w wilgotnym lesie było bardzo duszno. Wasyl czuł, jak krople potu wychodzą mu na czoło. Trudno mu było nawet wziąć głęboki wdech. Gęstość drzew sprawiała, że bór przypominał kolorem szmaragdy, którymi matka Wasyla kiedyś obdarowała jego żonę, zaś rozświetlone gdzieniegdzie złotymi promieniami poburzowego słońca liście młodych leszczyn, żółciły się niczym ich złota oprawa. Wzruszył się. Nie ze względu na wspomnienie zmarłej żony, ale dlatego, że był tak blisko domu, za którym tęsknił. Dlatego też mogli już pozwolić sobie na nieśpieszność - nie chcieli poganiać koni, bo zbyt szybka jazda w tak gęstym lesie, mogła skończyć się bolesnym upadkiem albo utratą upolowanych łupów. Podróżowali w zupełnym milczeniu. Wasyl jadący z przodu, najwyraźniej pogrążony był głęboko w myślach, bo nawet swoim zwyczajem nie rozmawiał z ulubionym koniem. Ludzie Skirgiełły nie chcieli narażać wyprawy niepotrzebnym hałasem, a podczaszy na nieznanym sobie wierzchowcu, którego za niemałą opłatą udało im się wynająć od właściciela gospody - ojca nadobnej Gintare o bursztynowych włosach - nie czuł się na tyle pewnie by w ogóle otwierać usta. W pewnym momencie Vakaris zatrzymał się bezgłośnie. Pozostałe konie, niemal jak na rozkaz, choć z ust księcia nie wydobył się żaden dźwięk, również stanęły. W oddali zauważyli ruch. Sokoli wzrok Wasyla dostrzegł dwóch jeźdźców, którzy usiłowali dosiąść swych koni, jednak jednemu z nich najwyraźniej przychodziło to z wielkim trudem. Taudvydas podjechał po cichu do księcia.
- Panie - wyszeptał - to nie nasi raczej, Krzyżacy też nie - ich białe płaszcze widać z dużej mili nawet, chyba że to szpiedzy..., może zasadzka...
- Szzzz... - Wasyl spojrzał groźnie na kompana, przykładając jednocześnie palec do ust. Odwrócił się i dał znak pozostałym by zsiedli ze swych wierzchowców. Sam również niemal bezszelestnie zeskoczył z Vakarisa. Być może dostrzeżeni przez niego podróżni z jakiegoś powodu nie usłyszeli podchodzących ku nim rycerzy, a może doskonale wiedzieli, że Litwini się zbliżają, ale chcieli ich zwabić do siebie by napaść większą grupą czyhającą gdzieś w gęstwinie. Książę wyciągnął rękę w stronę Petrasa i opuścił dłoń powoli, dając znak by pozostał w miejscu, Linas nie czekał na sygnał. Po cichu zbliżał się do księcia, stawiając stopy tak by nie znalazły się pod nimi żadne strzelające gałązki. Podczaszy widział tylko z daleka, że wymienili się gestami i za chwilę ludzie Skirgiełły udali się w przeciwnych kierunkach, zapewne by zbadać, czy ktoś w pobliżu nie czeka z bronią w ręku, gotów zaatakować litewskiego władcę. Sam Wasyl ujął po cichu uzdę Vakarisa i jeszcze przez chwilę wodził wzrokiem wokoło, w oczekiwaniu na jakiś sygnał od skradających się towarzyszy. Kiedy po dłuższej chwili ujrzał głowę jednego z nich, wychylającą się znad rozłożystego jałowca i kiwającą w znaku potwierdzenia pełnego bezpieczeństwa, ruszył do przodu, bezgłośnie przyzywając do siebie Petrasa. Szedł pewnym krokiem i zauważał coraz więcej szczegółów. Jeden z jeźdźców niedomagał, a drugi z troską, ale też pewną niecierpliwością, starał się bezpiecznie posadzić go w siodle. Wasyl widział już tę uprząż, poznał również konia, który należał do chorego mężczyzny. Uczucie radości z rozpoznania tego człowieka mieszało się z obawą przed jego stanem. Nie odezwał się jednak, póki ten drugi nie usłyszał kroków na leśnej ścieżce i nie odwrócił się w kierunku Wasyla.
- Pagalba! ("pomóżcie!" po litewsku - przyp. autorki) - usłyszał swój ojczysty język.
- Kas nutiko? ("co się stało?" po litewsku - przyp. autorki) - odkrzyknął kniaź.
CZYTASZ
Zaklęta miłość
FanfictionFragment: " Często w swoich snach o nieznajomej tajemniczej niewieście, spotykał się z nią właśnie tutaj. Kiedy słuchał ptaków wśród nadbrzeżnych drzew, kiedy patrzył, jak słońce błyszcząc diamentowo przeziera między nagimi jeszcze gałęziami, przypo...