25

2.7K 38 124
                                    

***

Jadwiga otworzyła oczy. Brzask bladoróżowym światłem wdzierał się powoli do komnaty. Na brzegu jej łoża siedział Wasyl. Zdrętwiała. Spojrzała ukradkiem na śpiącą Margit, ale najwyraźniej ani wtargnięcie księcia, ani światło świtu jej nie obudziły. Miał spuszczoną głowę i wydawał się czymś szczerze strapiony. Na dłuższą chwilę ukrył twarz w dłoniach. Chciała się podnieść i przytulić go, ale nie mogła się poruszyć, jakby całe jej ciało było sparaliżowane. Chciała więc zawołać go po imieniu, ale głos wiązł jej w gardle. Poczuła gorąco. Jej wysiłki zasygnalizowania rozbudzonej świadomości były niezwykle męczące, bo w pewnym momencie nie mogła nawet złapać oddechu. A on wciąż siedział nieruchomo. W tej strasznej niemocy poczuła łzy spływające piekącym strumieniem po jej policzkach, jej piersią wstrząsał niemy szloch. Ukochany, usłysz mnie... Ale nie słyszał. Do Jadwigi dotarła myśl, że to tylko sen. I gdy sobie to uświadomiła, Wasyl spojrzał na nią. Patrzył w jej kierunku szklistymi oczyma, które wyrażały tak silne uczucie do niej, że aż się wzruszyła. Jednak czoło wciąż miał chmurne, a wąska blizna nad brwiami zmieniła się w surową zmarszczkę. Pochylił się nad Jadwigą. Jego twarz była tak blisko jej twarzy, że prócz ciemnych jego oczu niczego nie widziała. Czuła ciężar jego ciała na sobie. Nie pozwalał jej oddychać, ale jednocześnie był słodkim ciężarem, którego pragnęła. Zamknęła oczy. Poczuła jego gorące usta na swoich. Nie były natarczywe. Raczej delikatne i czułe. Chciała oddać pocałunek, ale nawet tego nie mogła. Gdy odsunął się od niej, spojrzała jeszcze raz w jego oczy, a on wtedy bez słowa wciąż z tym samym smutkiem na twarzy wyszedł z komnaty. Gdy widziała jego cień na tle światła z uchylonych drzwi na korytarz, miała wrażenie, że jest w półśnie. Za chwilę ogarnęła ją miękka i aksamitna ciemność, w którą już całkiem rozluźniona bezwiednie się zapadła.

***

Postanowił jej unikać. Zdawał sobie sprawę, że to trochę dziecinne zachowanie, ale ubzdurał sobie, że póki nie stanie z nią twarzą w twarz i nie usłyszy od niej, że już go nie kocha, jego złudzenia będą zdawać się choć trochę prawdą. To było jedyne wyjście. Dla jej bezpieczeństwa, dla pomyślności Litwy, dla jego spokoju duszy... dobrze się stało, że wiedźma ją odczarowała, ale chwilę zderzenia z nieuniknionym, chwilę spotkania z nią i dostrzeżenia w jej oczach braku uczucia, starał się odwlekać, odsuwać w czasie tak długo, jak mógł. Szykował się na polowanie. Trochę już późna była to pora aby wrócić z niego z tryumfalnie przewieszoną albo uwiązaną do uprzęży Vakarisa ofiarą, jednak potrzebował przewietrzyć głowę. Rządzę mordu na niewinnej zwierzynie potęgowała złość na siebie, że pozwolił sobie tak ulec uczuciom. Może uda mu się chociaż ustrzelić jakieś ptactwo. Łuk ściskał w dłoni tak mocno, że aż zdawało mu się słyszeć jęki i skrzypienia drewna, z którego był wystrugany. Na korytarzu zamkowym minął Skirgiełłę.

- Dokąd to, bracie? - nic nie było w stanie zwarzyć humoru najstarszego z rodzonych. Co dziwne, chyba po raz pierwszy od dawna Jogaiła widział go trzeźwego, co było dziwne zwłaszcza o tej porze. Niecodzienny widok...

- Widziałem się z Raganą - gęba Skirgiełły nie przestawała się uśmiechać. Jogaiła lubił patrzeć na uradowanego brata, bo to było coś, co zawsze dodawało mu otuchy. Ale nie dziś. Dziś miał ochotę walnąć go w nos.

- I co ? - spytał zirytowany.

- Nic... w sumie... powiedziała, że idzie do siebie i powiedziała, że wszystko będzie dobrze... To dobrze, że dobrze, a? - zaśmiał się głośno.

- Poszła do siebie? Dobrze...

- No przecież mówię, że wszystko dobrze.

Nie wszystko. Wasyl przygryzł wargę. Trochę zbyt mocno, bo poczuł metaliczny smak na języku, ale tylko ból fizyczny pomagał mu zapomnieć o bolącym sercu.

Zaklęta miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz