4

1.3K 44 20
                                    

***

Wilno, Kwiecień Rok 1390

Wiosna tego roku na Litwie zaczęła się dość wcześnie, ale wiedział, że nie należy ufać aurze. Zaledwie wczoraj sypał śnieg i chociaż zanim zaszło słońce, stopniał, zostawił po sobie grząskie błoto, bo nie zdążył wsiąknąć w jeszcze zmarzniętą ziemię. Książę Wasyl nie miał litości dla swojego konia. Chociaż wszyscy odradzali mu przejażdżkę, a i jego Vakaris nie wydawał się zachwycony tym pomysłem, postanowił wyjechać skoro świt, żeby nacieszyć się wolnością, jaką odczuwał tylko wtedy, gdy był blisko natury. Przytulił się do ciemnych chrapów, gdy koń próbował wyrwać łeb z uzdy.

- Vakaris, przyjacielu mój, nie bądź taki... Będziemy ostrożni. Nie pozwolę by w tym śliskim błocie stała ci się jakaś krzywda. Zrozum - obejrzał się na dźwięk odgłosów ze dworu - potrzebuję trochę samotności.

Koń posłusznie pochylił głowę, gdy Wasyl kończył zakładać uprząż. Książę przerzucił wodze przez łeb konia, sprawdził czy siodło jest właściwie umocowane i wsiadł na swego karego rumaka. Nie śpieszył się i pozwolił zwierzęciu swobodnie biec przed siebie. Kiedy jednak przejeżdżali w pobliżu rzeki, ściągnął wodze i pokierował konia na brzeg Wilii. Chciał przez chwilę odpocząć od myśli o kłopotach, które sprawiał Witold. Wciąż walczył w Wasylem o przywództwo na Litwie, którą nie chciał się dzielić. Krążyły nawet pogłoski, że układa się z Krzyżakami i że przyjął chrzest w obrządku rzymskim... Wasyl miał jednak nadzieję, że jego stryjeczny brat nie okaże się koniec końców zdrajcą... Był już zmęczony tą bratobójczą walką... Kiedy pachnące jeszcze śniegiem powietrze owiewało jego twarz, prawie o tym zapominał, tak jak o koniecznym ożenku. Skirgiełło to moczymorda, ale miał rację. Jeśli chciał zachować ziemie moskiewskie i włodzimierskie, musiał przemyśleć wysłanie swatów do którejś z kuzynek jego zmarłej żony. Westchnął. Nie bez powodu dziś pokierował Vakarisem w to miejsce. Często w swoich snach o nieznajomej tajemniczej niewieście, spotykał się z nią właśnie tutaj. Kiedy słuchał ptaków wśród nadbrzeżnych drzew, kiedy patrzył, jak słońce błyszcząc diamentowo przeziera między nagimi jeszcze gałęziami, przypominał sobie gładkość jej skóry, światło całujące jej włosy, wodę odbijającą się w jej oczach... Dotykał jej twarzy, całował jej usta. Głęboko odetchnął. Nie obchodziło go, że Ragana przepowiedziała mu cierpienie z jej powodu. Niech tylko go pokocha...

Boże, jakimż głupcem był. I co mu po tym, że go pokocha? Jeśli nie jest rosyjską szlachcianką z rodu dońskich i tak nie będzie jego.

Usiadł na sosnowych gałęziach, które tworzyły pod drzewem suche siedzisko. Patrzył w dal na wolny nurt rzeki. Vakaris przywiązany do konaru drzewa trącił go łbem w ramię.

- Widzisz, przyjacielu... - powiedział książę z uśmiechem - Ludzie są dziwni. Potrafią pokochać kogoś, kogo nawet w życiu nie spotkali... Dobrze ci radzę, nie zakochuj się w klaczy, której nie ma w stajni.

Oparł głowę o pień drzewa i wsłuchiwał się w odgłosy poranka. Im słońce było wyżej na niebie, tym mocniej grzało. Kiedy poczuł delikatne ciepło jego promieni na twarzy, zrobił się senny.

***

Ocknął się, gdy usłyszał od strony rzeki głośny plusk. Odruchowo złapał za nóż, który nosił za pasem. Z wody wychodziła ciemnowłosa niewiasta. Ta, o której od dawna śnił. Nie dowierzał. Naga? W taki chłodny dzień?. Dotarło do niego, że to znowu tylko sen, a we śnie przecież może robić wszystko, co chce... Wyciągnął do niej ręce, a ona uśmiechała się do niego... Była coraz bliżej, a on czuł łomotanie własnego serca. Jej mokre włosy przylepiały się do nagich piersi...

Poderwał go gwizd i męski krzyk. Ktoś wzywał pomocy. Zimny podmuch wiatru obudził go całkowicie. Słońce zdążyło schować się za chmury. Zerwał się na równe nogi i próbował zlokalizować źródło wezwania. Ktoś wyraźnie krzyczał po rusku: „Pomoczi!" A może to była zasadzka? Z drugiej strony, gdyby on znalazł się w potrzebie, nie chciałby , żeby potencjalny wybawca zbyt długo poddawał się wątpliwościom.

Zaklęta miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz