11

1.6K 42 248
                                    

Gdy szli w stronę karczmy, zauważyła, że Margit jeszcze kilka razy obejrzała się za nimi. Biedna przyjaciółka. Pewnie martwiła się, że Jadwiga straci swą cześć, ale przecież zupełnie niepotrzebnie. No bo jak? W karczmie? Rzeczywiście gospoda była bardzo blisko, bo po paru chwilach już wchodzili do drewnianego niewielkiego budynku. Cieszyła się, że założyła najskromniejszą ze swych czarnych sukien, bo dzięki temu nie wzbudzała szczególnego zainteresowania. Jak widać o tej porze roku zabłocona garderoba też nie była niczym niezwyczajnym. Może też dlatego, że w gospodzie siedział jak na razie jeden gość raczej niezainteresowany wchodzącymi ludźmi. Na dodatek albo jeszcze nie zdążył wytrzeźwieć albo już zdążył przesadzić z trunkiem, bo jedyne co wybełkotał, kiedy wchodzili to "Durys!". Już w progu powitał ich właściciel gospody. Książę Wasyl powiedział coś do niego po cichu, a tamten najpierw spojrzał ze zrozumieniem na Jadwigę, a potem skinął głową i krzyknął coś niezrozumiałego po litewsku do swojego pomocnika. Tamten szybko podstawił ławę do paleniska i ukłonił się nisko Wasylowi. Jadwiga stała przez chwilę nieruchomo przyglądając się ciepłemu płomieniowi. Wyciągnęła do przodu skostniałe dłonie. Co dziwne, dopiero gdy stanęła w strumieniu gorącego powietrza, poczuła, że zmarzła. Książę Wasyl podszedł, chwycił jej dłoń i pociągnął w stronę ławy. Jego ręka była ciepła i sucha. Poczuła się spokojna i bezpieczna. Kiedy usiedli, objął swoimi dłońmi jej ręce i zbliżył do ust. Chuchnął gorącym oddechem by szybciej się ogrzały. Znowu zaczęła tracić rezon. Poczuła, że ciepło rozchodzi się nie tylko po jej palcach, ale i po całym ciele, chociaż suknia i płaszcz były przemoczone. Wstał, stanął za nią i pochyliwszy się, pomógł jej zdjąć mokre okrycie. Znowu coś rzekł do gospodarza i tamten po chwili przyniósł zwierzęce skóry i koce. Wasyl najwyraźniej zamierzał położyć jedną z nich na plecach Jadwigi, ale zawahał się.

- Wybacz, pani, mą śmiałość, ale szybciej wyschniesz, jeśli... zdejmiesz suknię... - nachylił się do niej.

- Co? - zdziwiła się chyba zbyt głośno, bo jedyny gość karczmarza spojrzał na nią zdziwiony.

- Przykryjesz się kocem. Jeśli zaraz jej nie zdejmiesz, rozchorujesz się.

Jakby nie brał pod uwagę jej odmowy, wziął jeden z koców i podał jej. Drugim, rozłożywszy ręce, zasłonił Jadwigę.

- Pośpiesz się, pani, zanim inni goście się zejdą.

Nie przewidziała takiej sytuacji. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Nigdy sama nie zdejmowała z siebie sukni.

- Musisz mi pomóc, panie - wyszeptała. Spojrzał na nią, a po jego pytającym wzroku można było się domyślić, że on też tego nie przewidział. Wskazała ręką sznurowanie na plecach. Musiał odłożyć na chwilę koc, żeby rozwiązać zdobny sznurek. Był tak samo mokry jak reszta sukni i trudno było go rozplątać. Poczuła, że drżą mu dłonie. Uśmiechnęła się do siebie. To dobrze o nim świadczyło, że nie miał doświadczenia w rozbieraniu niewiast. Kiedy w końcu poluzował wiązanie na tyle, że mogła już lekko zsunąć materiał z ramion, zawstydził się i wziąwszy z powrotem leżący na ławie koc, rozpostarł go za jej plecami i odwrócił głowę. Halka na całe szczęście nie była mocno zmoczona więc kiedy zsunęła czarną materię, mogła naciągnąć koc na plecy.

- Już - wyszeptała.

Złożył koc i spojrzał na nią z taką czułością, że poczuła ciepło także w sercu. Przyklęknął przed nią i pomógł jej zzuć mokre trzewiki. Robił to delikatnie i z takim namaszczeniem, że czuła rumieniec na policzkach. A może sprawił to ogień? Kiedy usiadł obok niej, zdjął metalowo-skórzany pas, a potem zaczął rozpinać swój kaftan. Spuściła wzrok, ale nie mogła się powstrzymać przed spoglądaniem kątem oka w jego stronę. Kiedy zdjął koszulę, całkowicie się zapomniała i patrzyła na niego z przyjemnością. Miał zgrabne, gładkie, przyjemnie wyrzeźbione ciało. Skórzane nogawice sięgały mu nieco poniżej pępka, a ubłocone buty do kolan. Przewiesił przez ramię ich okrycia i rozłożył blisko paleniska obok jej trzewików, żeby szybciej wyschły. Przez cały ten czas obserwowała jego umięśnione plecy i piękny kark. Kiedy pochylał się, nogawice opuszczały się nieco... poniżej pleców... Nie mogła oderwać wzroku. Kiedy już poradził sobie z ich odzieżą, także zarzucił na siebie koc, ale nim to zrobił, skrzyżował spojrzenie z Jadwigą. Uśmiechnął się, co ją jeszcze bardziej zawstydziło, ale nie spuściła oczu.

Zaklęta miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz