A tu miły prezent byście mięli co czytać przez weekend :D Zapraszam do czytania :P
Oczywiście Mike musiał zrobić mi na złość i zamówić masę jedzenia, które wcale nie było tanie. Na szczęście w moim portfelu znajdowała się odpowiednia suma by pokryć koszty wyżywienia tego idioty. W ciągu dziesięciu minut pokłóciliśmy się jakoś z dwa, trzy razy, ale powstrzymaliśmy się od rękoczynów. Później odwiózł mnie do domu i po raz setny przypomniał, że jutro mamy trening o ósmej i spóźnienie nie wchodzi w grę. Wróciłem do domu zmęczony całym dniem i po wzięciu krótkiego prysznica położyłem się do łóżka i zasnąłem.
***
- Jestem! - gdy zegar wybił ósmą rano wbiegłem zdyszany do sali. Wszyscy już byli i oczywiście zaczęli się ze mnie naśmiewać, że jak zwykle się spóźniam. Po chwili przyszedł Mike i zaczęliśmy trening. Nie zwracałem zbytnio na to uwagi, ale Korin ciągle kręcił się przy mnie. Poprawiał kroki oraz ratował przed upadkiem, który powinienem zaliczyć co najmniej z trzy razy gdyby nie jego ręce. Nie umknęło to uwadze Mike'a, który obserwował nas cały czas z groźnym wyrazem twarzy. Gdy złość wzięła nad nim górę, po prostu porozstawiał nas po sali. Ja stałem na początku, a Korin w ostatnim rzędzie. Pracowaliśmy nad nowym układem, który wychodził nam już coraz lepiej, a ruchy idealnie pasowały do wcześniej nagranej piosenki. Można mówić o Majkim różne rzeczy, ale jeśli chodzi o wymyślanie przebiegu układów do utworów, był w tym absolutnym mistrzem. I tutaj chylę czoła, ponieważ ja nie byłbym w stanie stworzyć prostego układu z czterema ruchami gdy ten tworzy je bez większych problemów i z dużo większą ilością figur do wykonania. Przy okazji potrafi nas nauczyć jak je robić, a to zadanie nie należy do najłatwiejszych. Nawet nauczyciel NU'ESTa miał z nami nie małe problemy. Co do tego faceta w garniturze, to muszę powiedzieć, że chyba jest jakimś czarodziejem. Nigdy nie widziałem by dyrektor tak bardzo wczuwał się w rolę i ogarniał wszystko co się wokół nas działo.
- Na dzisiaj koniec – krzyknął Mike po ostatnim wykonanym kroku. Standardowo położyliśmy się na podłodze i z przyśpieszonymi oddechami próbowaliśmy uspokoić serce, które biło jak szalone. Czarnowłosy podszedł do mnie i wręczył mi butelkę wody, którą z wielką chęcią przyjąłem.
- Cris słuchaj… Idziesz pograć dzisiaj ze mną w kosza ? - spytał kucając przy mim ledwo żyjącym ciele.
- Zwariowałeś ? Dzisiaj ? Człowieku ty jesteś jakimś robotem czy jak ? - odpowiedziałem podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Ale dopiero wieczorkiem. Do tego czasu zdążysz zregenerować siły – zaśmiał się i przeczesał wilgotne od potu włosy, spadające mu na czoło i zakrywające oczy.
- Zadzwonię do ciebie później okej? Zgadamy się jeszcze co i jak. Teraz daj mi umrzeć – po tych słowach na powrót położyłem się na podłodze i z rozłożonymi rękoma wpatrywałem się w pomalowany sufit. Zawsze fascynowało mnie jak ktoś może namalować takie arcydzieła i o w dodatku na suficie. Ja to nawet na kartce nie umiem. W ogóle jak sobie pomyślę to ostatnio tylko ciągle przyznaję się, że nie umiem czegoś zrobić. Nie ma co, aż bije ode mnie optymistyczna aura szczęścia.
Gdy jeden odszedł oczywiście drugi musiał przeszkodzić mi w umieraniu.
- Nie idź z nim – rzucił krótko i nachylił się tak bym spojrzał w jego oczy.
- Dlaczego ? Chciałbym pograć w kosza. Dawno tego nie robiłem… - odparłem nieco niepewnie.
- W takim razie pograj ze mną – powiedział jakby to była oczywista rzecz. W tym momencie do pokoju wszedł pan Jake i zawołał do siebie kolorowo okiego. Jako iż jestem najciekawszym człowiekiem na świecie, a moje żądze poznania powodu dlaczego dyrektor zawołał do siebie chłopaka rozrywały mnie od środka, podniosłem się i udając, że szukam czegoś w torbie zacząłem podsłuchiwać.
