Rozdział VII

2.2K 241 32
                                    

Przepraszam was, ale oni w tym rozdziale w sumie ciągle tylko gadają ze sobą i gadają. Za małą ilość opisów bardzo przepraszam.

        Przebudziłem się i z trudem otworzyłem oczy. Dotarł do mnie straszliwy ból głowy. Wykrzywiłem twarz w lekkim grymasie i cicho jęknąłem. Rozejrzałem się wokół. No tak, znajdowałem się w szpitalu. Obok mnie, na łóżku, spoczywała oparta głowa Majkiego. Spał. Czy był tutaj przez cały czas? Idiota...

- Majki, śpisz? - odezwałem się cicho. Na moje słowa ciemnowłosy poderwał się i spojrzał na mnie zmęczonymi oczami.

- Jak się czujesz? - spytał ochrypłym głosem.

- Lepiej. Długo tu jestem ?

- Od trzech dni.

- A ty ? - bałem się, że był tutaj razem ze mną. Jeżeli tak to zrobię mu krzywdę.

- To nie ważne. Pójdę po lekarza – wstał, ale zatrzymała go moja ręka.

- Odpowiedz mi.

- Eh.. byłem tutaj przez trzy dni...

- Ty głupku – posłał mi przepraszający uśmieszek i wyszedł.

Po chwili do pokoju wszedł lekarz, a za nim Majki i jakaś pielęgniarka.

- Jak się czujesz Crisie? - starszy facet z siwą brodą podszedł do mojego łóżka.

- Już lepiej.

- No to dobrze. Rany, które odniosłeś nie są poważne. Przez uderzenie straciłeś przytomność, ale nie wymagało to żadnego szycia. Wydaje mi się, że jeszcze dzisiaj będę mógł cię wypisać ze szpitala.

- Dziękuję – pielęgniarka zrobiła mi krótkie badanie i przekazała wyniki doktorowi.

- Wszystko w normie. Przynieść wypis?

- Poproszę.

       Mike tylko siedział na krześle i patrzył pustym wzrokiem na to wszystko. Dostanie ode mnie cholerny ochrzan, za to że się nie szanuje.

      Po krótkim czasie pielęgniarka przybiegła z długopisem i jakimś papierkiem. Podpisałem wypis i wstałem z łóżka. Zakręciło mi się w głowie, ale silna ręka Majkiego pomogła mi utrzymać równowagę. Podziękowałem mu i razem wyszliśmy przed budynek. Zaprowadził mnie do jakiegoś samochodu.

- Czyje to ? - spytałem nieco zdziwiony.

- Moje. Wsiadasz?

- Ah... tak, tak. - Usadowiłem się na przednim siedzeniu, a kolorowooki usiadł za kółkiem. Odpalił samochód i ruszyliśmy do mojego domu. Początkowo bałem się z nim jechać, ale okazał się dobrym kierowcą. Śmiałem się z niego gdy jakiś idiota wyjechał mu centralnie na skrzyżowaniu gdy tamten miał już czerwone światło. Puścił wiązkę pięknych słów i pojechał dalej. Po piętnastominutowej przejażdżce znaleźliśmy się pod moim domem. Pomógł mi wnieść torbę z moimi rzeczami i zaczął się żegnać.

- A ty dokąd ?

- Hę? - spojrzał na mnie zdziwiony.

- Pytam się gdzie idziesz.

- No do siebie...

- I myślisz, że cię puszczę? Nie dostałeś jeszcze ode mnie opierdolu za to, że zamiast jechać do domu siedziałeś w tym durnym szpitalu przez całe trzy dni!! Nie miałeś co robić?!!

- Nie krzycz bo ktoś cię usłyszy. Stoimy ciągle na zewnątrz.

- W takim razie wejdź do środka. Wtedy będę mógł drzeć się ile chcę.

Life likes to SurpriseWhere stories live. Discover now