Rozdział V

2.5K 254 20
                                    

Wybaczcie, , ale na telefonie źle mi się pisze, a ze szpitala wychodzę dopiero w środę :/ Dlatego chwilowo mam przerwę w pisaniu. Postaram się to nadrobić :))

       Dni mijały. Chodziłem na treningi, coraz bardziej udawało mi się zsynchronizować ruchy z tańcem chłopaków. Chociaż dyrektor i Mike chyba się na mnie uwzięli. Ciągle poprawiali tylko mnie i ciągle u mnie było coś nie tak. Jakby inni nie istnieli...
        Dzisiaj zostałem dłużej, ponieważ znowu oni kazali mi coś zmieniać. Wróciłem do pustej szatni zalany potem. Jedyne o czym marzyłem to wanna i łóżko. Gdy zakładałem koszulkę usłyszałem kłótnię. Znowu to Mike i dyrektor. Ciekawe o co tym razem poszło. Po paru minutach kolorowooki wrócił do szatni. Miał kwaśną minę i nie odezwał się ani słowem.
- Em... Majki? Jak wracasz do domu? - spytałem niepewnie.
- Autobusem, a co?
- Wracasz ze mną?
- Wszystko mi jedno – byłem gotowy i czekałem, aż on przebierze się do końca. Zabrał wszystkie swoje rzeczy i skierował się do wyjścia. Gdy przechodził obok mnie, nagle... upadł. Dobrze, albo i niedobrze, że mam szybki refleks, bo chciałem go złapać. Jednak był nieco wyższy i cięższy więc poleciałem razem z nim na podłogę. Wylądowałem plecami na ziemi, a on zawisł nade mną. Spojrzałem w jego zdziwione oczy i od razu oblałem się rumieńcem. Boże, zachowuję się jak debil.
- Prze... Przepraszam, chciałem pomóc – teraz to zrobiłem się czerwony jak burak.
- Ja przepraszam. To moja wina – próbował się podnieść jednak gdy położył nacisk na kolano znowu upadł. Jego głowa leżała na moim brzuchu. W duchu modliłem się, by nie usłyszał mojego serca, które waliło jak oszalałe.
- Em.. mógłbyś mi pomóc wstać ? - spytał niepewnie.
- Ja.. jasne już! - wygramoliłem się spod niego, a następnie jak najdelikatniej podniosłem go do góry. Jego noga nie była w najlepszym stanie. Znowu się przeciążył...
- Dzięki – przerzuciłem sobie jego rękę na ramię (chociaż to mu bardzo nie pomogło, bo był wyższy ode mnie o głowę) i zacząłem prowadzić go do wyjścia z budynku.
- Może... wpadniesz do mnie? Jutro jest sobota, więc chyba nie musisz nigdzie iść, a mój dom jest bliżej niż twój. Poza tym, sam chyba nie dasz rady? -
- Nie rób ze mnie kaleki. Nic mi nie jest – odburknął i w tym momencie mało się nie przewrócił po raz drugi.
- Właśnie widzę... To postanowione – uśmiechnąłem się szeroko.
- Eh.. jak chcesz – rzucił tylko.

     Weszliśmy do mojego domu i od razu skierowałem się do salonu, by Majki mógł usiąść na kanapie.
- Jak się czujesz?
- Lepiej, trochę rozchodziłem nogę. Dziękuję za to, że mnie dzisiaj przygarnąłeś…
- Nie ma sprawy. Potrzebujesz czegoś?
- Prysznica. Jestem cały mokry po treningu. Jakbym mógł się umyć to byłbym wdzięczny.
- Odmawiam – zrobił zdziwione oczy, a ja zacząłem się śmiać – Żartuję, zaraz przyniosę ci ręcznik.
Poszedłem do szafy i wyjąłem czysty ręcznik. Położyłem go w łazience i wróciłem do mojego gościa.
- Wszystko jest w łazience. Rozgość się – uśmiechnąłem się ciepło.
- Dziękuję – pomogłem mu wstać, a on poczochrał mi włosy i odpowiedział tym czarującym uśmiechem. Zabiję go za to, bo znowu poczułem jak pieką mnie policzki.

        W czasie gdy Majki korzystał z łazienki, zrobiłem szybką kolację. Nie było to coś wybitnego, bo dobrym kucharzem nie byłem, ale tosty są dobre na każdą okazję i proste w przygotowaniu.
- Mmm... coś pięknie pachnie, co robisz? - zza ramienia wyjrzała mi ciemna czupryna.
- Heh, to zwykłe tosty z dodatkiem ziół. Nic wielkiego, ale nie jestem dobrym kucharzem.
- Zjem wszystko – uśmiechnął się – pomóc w czymś?
- Idź usiądź. Zaraz wszystko przyniosę.
- Serio mogę pomóc
- Nie ma w czym. Już idę.
 

    Usiedliśmy razem przy stole i zjedliśmy kolację. Gdy skończyliśmy, zabrałem brudne naczynia i odniosłem do kuchni.

- Masz ładny dom, ale dlaczego mieszkasz sam?
- Przeprowadziłem się tutaj z małego miasteczka, a rodzina została w starym domu.
- Rozumiem – w tym momencie przypomniało mi się coś ważnego.
- Majki słuchaj, zapomniałem, że nie mam żadnego materaca... - zrobiłem głupkowatą minę. Boże, dlaczego jestem taki głupi ?
- Spoko, mogę spać na kanapie.
- Coś ty, nie ma mowy. Śpisz w łóżku, ja sobie poradzę – uff, wybrnąłem.
- Nie chce robić problemów...
- Nie robisz. Idź się połóż. Ja idę pod prysznic. Miłej nocy – pożegnałem się i ruszyłem do łazienki.

      Wziąłem szybką kąpiel i przebrałem się w piżamę. Postanowiłem zajrzeć jeszcze do ciemnowłosego. Spał zupełnie odkryty. Podszedłem, by go przykryć, ale nie wiedząc jak znalazłem się obok niego w łóżku. Muszę przyznać, jest silny. Objął mnie w pasie i nachylił się nad moją szyją.
- Śpisz ze mną – zamruczał i przyciągnął mnie do siebie.
Matko jedyna, zaraz umrę! Jak on tak może. Nienawidziłem siebie za te wszystkie reakcje. W pokoju było cicho, a ja znowu prosiłem, by nie usłyszał mojego łomotu z klatki piersiowej. Długo nie mogłem zasnąć, ponieważ nie potrafiłem się uspokoić. Jego ciało było gorące i przylegało do mojego. Starałem się usnąć i po długich męczarniach wreszcie udało mi się tego dokonać. Zabiję go jutro za to.

        Obudziłem się, o dziwo, drugi. Majkiego nie było obok mnie, ale poczułem miłe zapachy pochodzące z kuchni. Wstałem i zarzuciłem na siebie jakąś bluzę, rzuconą przy łóżku.
- Dzień dobry – wszedłem do kuchni przecierając oczy.
- Witaj. Postanowiłem się odwdzięczyć i zrobiłem śniadanie.
- O matko, nie musiałeś... A co tam robisz?
- Naleśniki, lubisz?
- Jejku... uwielbiam! Tylko, że mi nigdy nie wychodzą...
- Nauczę cię – zaśmiał się i podał mi talerz z górą dobrego jedzenia.
- Okej. Mam w lodówce krem czekoladowy. Weźmiesz go?
- Jasne – poszliśmy do pokoju zjeść.
Wziąłem pierwszy kęs i rozmarzyłem się.
- Boże jakie dobre! - krzyknąłem.
- Nie przesadzaj. Zjadaj, bo będzie zimne – spojrzał na mnie miło i zaczął jeść swoją porcję.
Gdy skończyłem byłem najedzony i prze szczęśliwy. Sto lat nie jadłem naleśników. Mike podniósł się i zatrzymał przede mną. Schylił się i oblizał jeden z kącików moich ust. Chyba serce mi się zatrzymało
- Co.. co to było?!
- Umazałeś się czekoladą – niewinnie wzruszył ramionami i poszedł odnieść talerze. Dobrze, że wyszedł, bo panicznie próbowałem złapać oddech. Gdy wrócił wyglądałem już w miarę normalnie.
- A właśnie. Masz moją bluzę na sobie – co?! Jak to?! Myślałem, że to moja!
- O matko! Przepraszam! Byłem nieprzytomny i założyłem cokolwiek na siebie! Już ją zdejmuję! - zacząłem ściągać ubranie, ale jego ręce mnie powstrzymały.
- Zostaw, do twarzy ci w niej – jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej. Nachylił się i pocałował mnie. Mruknąłem cicho i złapałem się jego koszulki na plecach. Przez chwilę byłem w szoku, ale moje ciało od razu uległo. Całował mnie namiętnie i zmysłowo. Doprowadzał mnie do szaleństwa samymi pocałunkami. Oparłem się o stół i pozwoliłem mu na wszystko co ze mną robił. Mam wrażliwą szyję i uszy co od razu wykrył. Przygryzał i całował moje ucho, a ja ledwo stałem na nogach. Jęknąłem, a on wyszczerzył się jak głupek. Gdy zaczął robić mi malinkę w okolicach obojczyka, zadzwonił dzwonek do drzwi. Przerwał i popatrzył na mnie z rozczarowaniem w oczach.
- Muszę otworzyć – poprawiłem bluzę i poszedłem do drzwi. Otworzyłem je, a na zewnątrz stał Jimmi. No ładnie..
- Siemka! Ubieraj się! Idziemy gdzieś! Ile można siedzieć w domu? - wparował mi do mieszkania.
- Wiesz Jimmi, bo..
- Dlaczego ty tu jesteś? - nie zdążyłem dokończyć, ponieważ ich spojrzenia się spotkały. Zaczyna się wojna.
- Nie twój interes – oparty o framugę ciemnowłosy prychnął.
- Cris, dlaczego on tutaj jest? - mierzyli się wzrokiem i nawet nie odwrócił się w moją stronę.
- Bo... bo się źle czuł, a mój dom jest bliżej...
- Nie ważne. Wychodzimy! - złapał mnie za rękę.
- Jimmi nie! Nie mogę nie widzisz? - krzyknąłem na co zdziwili się chyba wszyscy włącznie ze mną – Przepraszam.  

Life likes to SurpriseWhere stories live. Discover now