Rozdział XIV

2.2K 218 23
                                    

Witajcie :D Przesyłam nowy rozdział. Chciałem już skończyć, ale jak zwykle moja wena pokrzyżowała mi plany ;_; Wyjdą jeszcze z dwa rozdziały włącznie z tym ( jest jakiś dłuższy niż zazwyczaj o.o ) I UWAGA! BARDZO PROSZĘ BYŚCIE PRZECZYTALI MOJE WYWODY, KTÓRE POJAWIĄ SIĘ NA KOŃCU ROZDZIAŁU. PRZYGOTOWAŁEM NIESPODZIANKĘ :D ale teraz zapraszam do czytania :P

      Wiecie co? Nie wiem co mi strzeliło do tego cholernego łba, żeby przyznać się, że w jakikolwiek sposób mogę darzyć uczuciem tego skończonego idiotę... Krótko wyjaśnię dlaczego właśnie teraz próbuję zrobić naleśniki, które zażyczył sobie Majki i jak stałem się osobistym sługusem „pana parality”.

    Kilka dni po operacji Mike mógł już spokojnie wyjść ze szpitala , więc razem z dyrektorem przyjechaliśmy po niego by nie musiał wracać komunikacją miejską z tymi niezagojonymi się ranami. Ktoś go jeszcze popchnie, albo niechcący uderzy... sami rozumiecie. Tak, zanim znajdowałem się tu gdzie się znajduję, nawet było mi go szkoda i chciałem o niego zadbać. A teraz niech se to w dupę wsadzi, cholerny idiota.

      Weszliśmy do głównego budynku gdzie czekał na nas lekarz razem z Majkim. Chciałem ruszyć biegiem i przywitać się z nim, ale w ostatniej chwili powstrzymał mnie Jake i pozwolił zachować resztki godności.

- Witam. To pan odwiezie pana Mike'a do domu ? - starszy facet ubrany w biały szlafrok, jak to mówi Jimmi, podał sobie dłonie razem z Jake'iem, a mi skinął głową.

- Tak. Czy wszystkie formalności zostały już dokończone ? - spytał oziębłym głosem. Dało się zauważyć z daleka, że ciemnowłosy niezbyt lubił lekarza. W sumie też bym go nie lubił, po tym co zrobił. Pozwolił by jego ludzie wpuścili na salę, na której leżał Mike, reporterów z różnych stacji, którzy próbowali zrobić miliony zdjęć i przeprowadzać wywiady i pomimo próśb Jake'a by ich wyprosić doktor wolał ich zostawić tłumacząc się głupio, że nie da razy ich wyrzucić, a wszyscy dobrze wiemy, że chodziło mu o rozgłos nazwy szpitala i w zdobyciu zaufania i liczebności pacjentów.

- Oczywiście. Jednak co do stanu pacjenta... Wszystkie wyniki są pozytywne, ale w razie jakichkolwiek komplikacji dobrze by było by ktoś z rodziny przy nim pozostał – nooo, teraz to się troszczysz ? Jaka miła zmiana...

- Rozumiem. A więc postanowione! - krzyknął radośnie i klasnął w dłonie – Mike zamieszka na jakiś czas u Crisa albo na odwrót – zaśmiał się i posłał mi wesoły uśmiech. Spojrzałem na niego jak na idiotę z pytającą miną.

- Że co ? Nie ma mowy. Nie zgadzam się! - wymachując rękami wyrażałem swoje oburzenie zaistniałą sytuacją.

- Cris, pogadamy o tym w drodze powrotnej, a teraz marsz do samochodu! - warknął na nas i żegnając się z lekarzem, wyszedł szybkim krokiem kierując się do naszego samochodu. Oczywiście on nie prowadził i zamiast wziąć normalnego swojego mercedesa, on musiał jechać tym, który wozi nas na koncerty. Dzięki temu obok pojazdu już zgromadziła się grupka fanek widząc wielkie logo na połowie samochodu. Ledwo dostaliśmy się do środka, ale nasz kierowca zwinnie ominął tłum i wyjechał na ulicę. Odetchnąłem z ulgą i rozwaliłem się na miękkim, skórzanym siedzeniu. Chciałem iść spać by móc się obudzić i dowiedzieć się, że wszystko to co się dzieje to jakiś durny sen, ale niski głos wybudził mnie z błogiego stanu.

- Cris nie śpij. Dobrze wiesz, że rozmowa cię nie ominie. Słuchaj, potraktuj to jak prośbę od całego zespołu. Nie dam chłopakom pod opiekę Mike'a bo zrobią mu jeszcze krzywdę swoimi głupimi pomysłami. Ty jesteś najbardziej ogarnięty z całej tej grupy, więc proszę cię żebyś został przy nim dopóki nie zdejmą mu wszystkich bandaży i nie stwierdzą, że może dalej grać – mówiąc to wszystko nawet się do mnie nie odwrócił choć specjalnie na to czekałem. Wkurzył mnie tym, bo zawsze totalnie nas zlewa i ma wszystko w dupie, chyba że w grę wchodzi kasa. Wtedy jest najmilszym i najukochańszym człowiekiem na całej planecie.

Life likes to SurpriseWhere stories live. Discover now