5

830 23 4
                                    

Następnie przytulił mnie tata, ucałował w czoło i razem zeszliśmy po schodach, nikt się nie odezwał słowem. Robili z siebie męczenników, a to ja byłam w otchłani rozpaczy do cholery.

Wsiedli do samochodu, stanęłam na werandzie domu pod dachem ze łzami w oczach wiem, że to nie prawda, ale naprwdę mam wrażenie, że się mnie pozbywają.

Zbiegłam ze schodków i stanęłam tóż przed ich maską, odwracali odemnie wzrok jak od zdrajcy, miałam ochotę wykrzyczeć im w twarz jak ich nienawidzę. Emily zatrzymała się w drzwiach i oparła o futrynę. Po prostu mnie porzucili.

Samochód wycofał i na zakręcie mama otworzyła szybę i zawołała jeszcze do mnie:

- My teraz wyjeżdżamy na dość długi czas w delegacji z pracy. Obawiam się, że nie damy rady odwiedzić cię najbliższym czasie. Ale spokojnie, na wesele i ślub przyjedziemy.

- Co!? Ale obiecaliście, że... - Wrzasnęłam ze łzami... nawet nie dali mi skończyć, bo samochód zniknął w głębi lasu. Stałam tak nieruchomo, czułam jakby mnie oddali do sierocińca lub jakby odeszli na zawsze zostawiając mnie 18-nastolatkę samą na dorosłe życie. Perfidnie nie powiedzieli wcześniej o tej delegacji, nosz fak!

Po chwili zaczęło padać, wciąż stałam na deszczu. Byłam wściekła, chcąc mnie tutaj przywieść pokazywali wszystko tak kolorowo, a na pożegnanie. Powiedzieli szczerze, że nie zobaczymy się przez najbliższe pare miesięcy. Co za oszuści.

Nagle poczułam jak Emily obejmuje mnie ramieniem.

- Czy oni jeszcze wrócą? Kiedykolwiek? - Zapytałam kiedy ruszyła do domu wciąż mnie obejmując i podniekąd ciągnąć za sobą bo byłam taka sztywna.

- Jest im ciężko pogodzić się z stratą ciebie.

- Przeciesz mnie nie stracili. - Położyłam jej głowę na raminiu. - Tylko ich czyny oddalają nas od siebie.

- Mieszkają bardzo daleko, wydają cię za mąż. Dla wielu rodziców oznacza to utrata córki, która zaczyna żyć własnym życiem.

- Gdyby zachowywali się inaczej, nie musiałoby tak być - mruknęłam przez zaciśnięte zęby, kiedy obydwie usiadłyśmy obok siebie na sofie w salonie, dziewczyna okryła nas (byłyśmy mokre) kocem i podała mi kubek ciepłej herbaty i babeczke (nie miałam na nią ochoty, czułam sie pełna, czułam mdłości, ale nie chciałam jej zrobić przykrości, a babeczka pachniała bardzo kusząco).

- Może nie radzą sobie z tym tak dobrze jak ty... Przynajmniej masz pewność, że na ślubie się pojawią. - Westchnęła. - Nie chcę być nie miła, ale wyglądają na typowych biznesmwnów z dużego miasta.

- No wiesz, są nimi - wzruszyłam ramionami - zawsze była praca i praca, jednak wynagradzali mi to wakacjami i wyjazdami, zakupami, restauracjami i czasem wtedy. Teraz mam wrażenie, że swoje rodzicielstwo ograniczyli do dawnia mi kieszonkowego z którego się utrzymamy - spojrzałam na nią - jesteś mi naprawdę bliska Emily. Czuję się jakbym się na nich zawiodła na całej lini. A miałam tylko ich do tej pory. Nawet nie wiem czy chce ich na ślubie - nie wiedziałam czy dojdzie do niego czy nie uciekne lub nie skocze z klifu, ale jeśli już... To czułam jak bardzo mnie skrzywdzili.

- Nie mów tak Kim... Daj mi czas, im oraz sobie, może jeszcze wszystko sie ułoży?

- Dzięki, że mam chociaż ciebie.

Dziewczyna z uśmiechem klepła mnie w udo i powiedziała:

- Dobrze będzie się nam żyło, zobaczysz.

Zjadłam najlepszą w moim życiu babeczke (oj czuje, że kocham wypiei Emily) dopiłam ciepłą herbatkę po czym obydwie poszyłyśmy rozpakować moje rzeczy i lekko mnie "udomowić". 

Popołudniu wyszłyśmy na miasto, Emily oprowadziła mnie po Forks. Pokazała najlepsze butiki, uczelnię i fajne restauracje oraz miejsca rozrywkowe. Nie wiem dlaczego najpierw chciała pokazać mi Forks, a nie rezerwat, przeciesz w La Push też jest centrum i pare obiektów. Wygląda to trochę jak dziki zachód, ale nie narzekam.

- To co? Jutro pokażesz mi rezerwat? - Rzuciłam do Emily kładąc się obok niej na sofie wieczorem.

- Myślę, że jest osoba która zrobi to lepiej - uśmiechnęła się.

- Nie rozumiem.

- To już jutro. Już jutro się z nim spotkasz.

- Tak szybko? - Zdałam sobie sprawę, że do tej pory podobało mi sie tutaj, dom, okolica, mieszkanie z Emily. Do tej pory traktowałam to jak pewnego rodziaju wakacje.

- Yhym - uśmiechnęła się - cieszysz się?

- Jestem pełna obaw, ale też dobrej myśli - zarumieniłam się i jednocześnie zadrżałam - najbardziej boję się, że okażę się psychopatą lub, że to on się mną zawiedzie.

Dziewczyna zaczęła sie śmiać.

- Żadna z tych dwóch opcji na 100% się nie wydarzy, zaufaj mi młoda.

Następnego dnia rano obudziłam się z pierwszymi promieniami słońca. Ubrałam się w kombinezon i zeszłam do kuchni. Spotkałam w niej Emily i pewnego chłopaka.

Na mój widok dziewczyna się rozpromieniła, a chłopak spokojnie się uśmiechnął.

- Kim! Już wstałaś? - Zawołała podskakując do mnie i zamykając w uścisku - jak pierwsza noc?

- Dobrze - mruknęłam uśmiechając się - bardzo wygodnie i przytulnie, jak w własnym pokoju, jedyne co to nie mogłam przyzwyczaić się do ciszy, w Kaliforni mieszkałam w wielkim wieżowcu, zawsze coś się działo. Ale to plus. Poprostu muszę sie przyzwyczaić. Szczerze, zawsze marzyłam o takim domku na uboczu, cisza i spokój - westchnęłam przeciągająć się i przytulając kuzynkę.

- Wyglądasz promiejąco - zaśmiała się - a teraz poznaj mojego narzeczonego, Sama - wskazałam ręką chłopaka, na jego widok drgawki powróciły razem z zawstydzeniem.

Ten podszedł do nas i uścisnął moją dłoń.

- Emily dużo mi o tobie opowiadała, a przynajmniej tyle ile wiedziała. Naprawdę pochodzisz z plemienia Quileute? Z rodu Young?

- Tak - kiwnęłam głową - chyba tak... - Zaśmiałam się bardzo speszona i spięta - po prsotu moja mama wyjechała stąd z narzeczonym do Kaliforni i tam zostali.

- Nigdy tu nie byłaś?

- Niestety nie - mruknęłam - to dość skomplikowane, bo niby nigdy tu nie byłam, ale jakieś dwa lata temu byłam na festynie w Forks, ledwo to pamiętam, to było tak dawno.

- Tak, faktycznie - zrobił minę jakby sobie przypomniał - to ty jesteś tą narzeczoną Jacoba, mówił, że poznaliście się na festynie. I teraz sprowadzasz się tu aby mieć bliżej do narzeczonego.

- O to, to - zaśmiałam się nerwowo, nie umiałam patrzeć mu prosto w oczy.

- Ale nie rozumiem jednej rzeczy, spotkaliście się raz w życiu, to kiedy on ci sie oświadczył? - Był dziwnie podejrzliwy, jakby wiedział, że ściemniam i mnie testował.

- Tak jak już mówiłam, to skomplikowane - zrobiłam niewinny uśmiech. - Po prostu wtedy się spotkaliśmy, potem pisaliśmy do siebie bardzo dużo, no i...

- Oświadczył ci się niebezpośrednio?

- No, niby tak, ale i też nie - kręciłam próbując coś wymyślić. - Widzisz on się mnie tylko zapytał, a kiedy ja mu odpowiedziałam twierdząco, to postanowiłam się tu przeprowadzić. Oficajlnych zaręczyn jeszcze nie było... W końcu na palcu nie mam pierścionka ale może jak sie postara to juz niedługo będzie - śmiałam się cała spięta i rozdygotana. Emily patrzyła na mnie z współczuciem i zmartwieniem.

Narzeczona mimo woli ~ ZmierzchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz