Następnie przytulił mnie tata, ucałował w czoło i razem zeszliśmy po schodach, nikt się nie odezwał słowem. Robili z siebie męczenników, a to ja byłam w otchłani rozpaczy do cholery.
Wsiedli do samochodu, stanęłam na werandzie domu pod dachem ze łzami w oczach wiem, że to nie prawda, ale naprwdę mam wrażenie, że się mnie pozbywają.
Zbiegłam ze schodków i stanęłam tóż przed ich maską, odwracali odemnie wzrok jak od zdrajcy, miałam ochotę wykrzyczeć im w twarz jak ich nienawidzę. Emily zatrzymała się w drzwiach i oparła o futrynę. Po prostu mnie porzucili.
Samochód wycofał i na zakręcie mama otworzyła szybę i zawołała jeszcze do mnie:
- My teraz wyjeżdżamy na dość długi czas w delegacji z pracy. Obawiam się, że nie damy rady odwiedzić cię najbliższym czasie. Ale spokojnie, na wesele i ślub przyjedziemy.
- Co!? Ale obiecaliście, że... - Wrzasnęłam ze łzami... nawet nie dali mi skończyć, bo samochód zniknął w głębi lasu. Stałam tak nieruchomo, czułam jakby mnie oddali do sierocińca lub jakby odeszli na zawsze zostawiając mnie 18-nastolatkę samą na dorosłe życie. Perfidnie nie powiedzieli wcześniej o tej delegacji, nosz fak!
Po chwili zaczęło padać, wciąż stałam na deszczu. Byłam wściekła, chcąc mnie tutaj przywieść pokazywali wszystko tak kolorowo, a na pożegnanie. Powiedzieli szczerze, że nie zobaczymy się przez najbliższe pare miesięcy. Co za oszuści.
Nagle poczułam jak Emily obejmuje mnie ramieniem.
- Czy oni jeszcze wrócą? Kiedykolwiek? - Zapytałam kiedy ruszyła do domu wciąż mnie obejmując i podniekąd ciągnąć za sobą bo byłam taka sztywna.
- Jest im ciężko pogodzić się z stratą ciebie.
- Przeciesz mnie nie stracili. - Położyłam jej głowę na raminiu. - Tylko ich czyny oddalają nas od siebie.
- Mieszkają bardzo daleko, wydają cię za mąż. Dla wielu rodziców oznacza to utrata córki, która zaczyna żyć własnym życiem.
- Gdyby zachowywali się inaczej, nie musiałoby tak być - mruknęłam przez zaciśnięte zęby, kiedy obydwie usiadłyśmy obok siebie na sofie w salonie, dziewczyna okryła nas (byłyśmy mokre) kocem i podała mi kubek ciepłej herbaty i babeczke (nie miałam na nią ochoty, czułam sie pełna, czułam mdłości, ale nie chciałam jej zrobić przykrości, a babeczka pachniała bardzo kusząco).
- Może nie radzą sobie z tym tak dobrze jak ty... Przynajmniej masz pewność, że na ślubie się pojawią. - Westchnęła. - Nie chcę być nie miła, ale wyglądają na typowych biznesmwnów z dużego miasta.
- No wiesz, są nimi - wzruszyłam ramionami - zawsze była praca i praca, jednak wynagradzali mi to wakacjami i wyjazdami, zakupami, restauracjami i czasem wtedy. Teraz mam wrażenie, że swoje rodzicielstwo ograniczyli do dawnia mi kieszonkowego z którego się utrzymamy - spojrzałam na nią - jesteś mi naprawdę bliska Emily. Czuję się jakbym się na nich zawiodła na całej lini. A miałam tylko ich do tej pory. Nawet nie wiem czy chce ich na ślubie - nie wiedziałam czy dojdzie do niego czy nie uciekne lub nie skocze z klifu, ale jeśli już... To czułam jak bardzo mnie skrzywdzili.
- Nie mów tak Kim... Daj mi czas, im oraz sobie, może jeszcze wszystko sie ułoży?
- Dzięki, że mam chociaż ciebie.
Dziewczyna z uśmiechem klepła mnie w udo i powiedziała:
- Dobrze będzie się nam żyło, zobaczysz.
Zjadłam najlepszą w moim życiu babeczke (oj czuje, że kocham wypiei Emily) dopiłam ciepłą herbatkę po czym obydwie poszyłyśmy rozpakować moje rzeczy i lekko mnie "udomowić".
Popołudniu wyszłyśmy na miasto, Emily oprowadziła mnie po Forks. Pokazała najlepsze butiki, uczelnię i fajne restauracje oraz miejsca rozrywkowe. Nie wiem dlaczego najpierw chciała pokazać mi Forks, a nie rezerwat, przeciesz w La Push też jest centrum i pare obiektów. Wygląda to trochę jak dziki zachód, ale nie narzekam.
- To co? Jutro pokażesz mi rezerwat? - Rzuciłam do Emily kładąc się obok niej na sofie wieczorem.
- Myślę, że jest osoba która zrobi to lepiej - uśmiechnęła się.
- Nie rozumiem.
- To już jutro. Już jutro się z nim spotkasz.
- Tak szybko? - Zdałam sobie sprawę, że do tej pory podobało mi sie tutaj, dom, okolica, mieszkanie z Emily. Do tej pory traktowałam to jak pewnego rodziaju wakacje.
- Yhym - uśmiechnęła się - cieszysz się?
- Jestem pełna obaw, ale też dobrej myśli - zarumieniłam się i jednocześnie zadrżałam - najbardziej boję się, że okażę się psychopatą lub, że to on się mną zawiedzie.
Dziewczyna zaczęła sie śmiać.
- Żadna z tych dwóch opcji na 100% się nie wydarzy, zaufaj mi młoda.
Następnego dnia rano obudziłam się z pierwszymi promieniami słońca. Ubrałam się w kombinezon i zeszłam do kuchni. Spotkałam w niej Emily i pewnego chłopaka.
Na mój widok dziewczyna się rozpromieniła, a chłopak spokojnie się uśmiechnął.
- Kim! Już wstałaś? - Zawołała podskakując do mnie i zamykając w uścisku - jak pierwsza noc?
- Dobrze - mruknęłam uśmiechając się - bardzo wygodnie i przytulnie, jak w własnym pokoju, jedyne co to nie mogłam przyzwyczaić się do ciszy, w Kaliforni mieszkałam w wielkim wieżowcu, zawsze coś się działo. Ale to plus. Poprostu muszę sie przyzwyczaić. Szczerze, zawsze marzyłam o takim domku na uboczu, cisza i spokój - westchnęłam przeciągająć się i przytulając kuzynkę.
- Wyglądasz promiejąco - zaśmiała się - a teraz poznaj mojego narzeczonego, Sama - wskazałam ręką chłopaka, na jego widok drgawki powróciły razem z zawstydzeniem.
Ten podszedł do nas i uścisnął moją dłoń.
- Emily dużo mi o tobie opowiadała, a przynajmniej tyle ile wiedziała. Naprawdę pochodzisz z plemienia Quileute? Z rodu Young?
- Tak - kiwnęłam głową - chyba tak... - Zaśmiałam się bardzo speszona i spięta - po prsotu moja mama wyjechała stąd z narzeczonym do Kaliforni i tam zostali.
- Nigdy tu nie byłaś?
- Niestety nie - mruknęłam - to dość skomplikowane, bo niby nigdy tu nie byłam, ale jakieś dwa lata temu byłam na festynie w Forks, ledwo to pamiętam, to było tak dawno.
- Tak, faktycznie - zrobił minę jakby sobie przypomniał - to ty jesteś tą narzeczoną Jacoba, mówił, że poznaliście się na festynie. I teraz sprowadzasz się tu aby mieć bliżej do narzeczonego.
- O to, to - zaśmiałam się nerwowo, nie umiałam patrzeć mu prosto w oczy.
- Ale nie rozumiem jednej rzeczy, spotkaliście się raz w życiu, to kiedy on ci sie oświadczył? - Był dziwnie podejrzliwy, jakby wiedział, że ściemniam i mnie testował.
- Tak jak już mówiłam, to skomplikowane - zrobiłam niewinny uśmiech. - Po prostu wtedy się spotkaliśmy, potem pisaliśmy do siebie bardzo dużo, no i...
- Oświadczył ci się niebezpośrednio?
- No, niby tak, ale i też nie - kręciłam próbując coś wymyślić. - Widzisz on się mnie tylko zapytał, a kiedy ja mu odpowiedziałam twierdząco, to postanowiłam się tu przeprowadzić. Oficajlnych zaręczyn jeszcze nie było... W końcu na palcu nie mam pierścionka ale może jak sie postara to juz niedługo będzie - śmiałam się cała spięta i rozdygotana. Emily patrzyła na mnie z współczuciem i zmartwieniem.
CZYTASZ
Narzeczona mimo woli ~ Zmierzch
FanfictionOpowieść jak wiele innych o tytule "Narzeczona mimo woli", ale czy skończy się takim samym HAPPY ENDEM? Wyjątkowość bohaterów dostatecznie skomplikuje im życie oraz plany.