7

849 24 0
                                    

Siedzieliśmy na piasku i rozmawialiśmy.

- Spędziliśmy ze sobą prawie cały dzień - podsumowałam - dziękuję ci. Bawiłam się świetnie. Naprawdę.

- Bardzo się cieszę, że ci się podobało. Miałem niezłego pietra jak wyjdzie to spotkanie i nie ukrywam, że początek był masakrą - zaśmiał się nerwowo. - Czułem się mega winny.

- Nie obwiniaj się. Przypały zawsze się zdarzają. Ja to rozumiem. A ja naprawdę dobrze sie przy tobie czuję. Jesteś taki zabawny, szalony, a zarazem odpowiedzialny i troskliwy. Wiesz, początkowo bałam się przeprowadzki, ale Forks i rezerwat, tu jest naprawde pięknie i fajnie.

- Wcale nie wyglądasz na dziewczyną z miasta, rozpieszczoną czy coś. - Mruknął niepewny czy dobrze robi poruszając ten temat.

- Tego się obawiałeś? - Zaśmiałam się.

- Poniekąd - wzruszył ramionami widocznie zawstydzony - i cieszę się, że obawy się nie spełniły, żadne. Z takim podejściem łatwo się przystosujesz do zmiany i nie odczujesz barku cywilizacji aż tak. Poza tym jesteś piękna i cudowna, pod każdym względem.

- Naprawdę? - Zrobiłam flirciarski uśmiech - a co cię we mnie najbardziej urzekło?

Niesamowite, czy my zaczęliśmy flirtować? Nie wierze haha, ale czułam się podjarana i taka zawstydzona uwodzicielsko. Nigdy nie miałam chłopaka, więc jednak ta potrzeba adoracji wygrała.

- Oczy - odpowiedział odrazu bez wahania. Na co się zarumieniłam. - Jesteś z naszego plemienia, ale jesteś naprawdę wyjątkowa. Twój wygląd różni się od innych kobiet i nastolatek stąd.

- Wiesz, cieszę się, że mamy dla siebie dwa miesiące. Bardzo bym chciała abyśmy poznawali się na spokojnie, stopniowo. Nie chcę się śpieszyć, jak dla mnie najważniejsze jest zaufanie.

- Mi też dokładnie o to chodziło - wspomniał. - Pewnie byłaś zrospaczona kiedy rodzice ci powiedzieli.

- Owszem - przyznałam wprost - była to dla mnie tragedia, koniec mojego dotychczasowego życia. Tym bardziej kiedy dowiedziałam się, że oni wracają do Kaliforni. Miałam wiele wątpliwości tyczące się twojej osoby. A jednak nie mogę narzekać.

- A więc ty też miałaś czarne myśli?

- Będę z tobą szczera... Tak, do ostatniej chwili wyobrażałam sobie ciebie jak kogoś z innej epoki. Faceta który traktowalby mnie jak rzecz, swoją własność. Śniło mi się tyle koszmarów, że zmuszasz mnie do czegoś traktujesz jak wieki temu traktowano kobiety które zostały oddane mężowi przez rodziców.

- Oh - wyrwało mu się, on również był zniesmaczony wyobrażając sobie w głowie sytuacje które opisałam - widzę, że byłaś pilną uczennicą z historii.

- Wiem, że to moja paranoja, czasy się zmieniły, przepraszam - czułam wstyd że tak myślałam - ale tak. Tak sobie wyobrażałam związek do którego mnie przymuszono. Jak za dawnych lat kiedy nie było szacunku do kobiet, bo nie jeden na twoim miejscu by sobie odrazu przywłaszczył i w ogóle by się nie starał skoro już to dostał, znam się na ludziach... Ale już o to się nie martwię. Najważniejsze to być sobą od początku i zacząć od przyjaźni.

Na moje słowa obydwoje się zaśmialiśmy.

- Dobrze, że mi o tym opowiedziałaś. Lepiej cię teraz rozumiem i będe to miał na uwadze obiecuję, udowodnię ci, że nie masz się czego bać. Wiesz, aż dziwie jest mi uwierzyć, że kiedyś nasze rody były tak sobie bliskie, wręcz rodziną. I, że mój tata był narzeczonym twojej mamy.

- Przynajmniej wychowali się razem, ja nawet twojego imienia nie znałam! - Zawołałam wciąż się śmiejąc lekko zestresowana. - Wcale nie żałuję, że się tu przeprowadziłam, czuję się tutaj o wiele swobodniej, jakbym nareszcie żyła.

- W końcu wróciłaś do korzeni.

- Bynajmniej... teraz też wiem, dlaczego rodzice zakazywali mi się z innymi chłopakami spotykać. Tak sobie myślę, jaka była twoja reakcja na wieść o mnie.

- Byłem zaskoczony, nie mało - wyznał - miałem wiele wątpliwości. Ostatecznie zgodziłem się z wolą ojca, chciałem chociaż dać nam szansę i dalej chcę.

Po chwili zaczęliśmy się zbierać, chłopak postanowił mnie odprowadzić.

- Wiesz, że przed resztą naszej sfory musimy udawać prawdziwą parę zakochanych? - Zapytał kiedy zbliżaliśmy się do domu.

- Wiem, myślą w końcu, że znamy się od dwóch lat. - Zaśmiałam się nieco spanikowana, chłopak odrazu to wyczuł, a poczułam też cholerne dreszcze, one wszystko zdradzały. - Jeszcze dzisiaj rano wciskałam kit Samowi, że poznaliśmy się dwa lata temu, była to miłość od pierwszego wejrzenia, staliśmy się parą, wyjechałam, pisaliśmy do siebie, wreszcie oświadczyłeś mi się "na odległość" i wtedy postanowiłam tu się sprowadzić, do korzeni, wrócić do plemienia i czekać na twoje oficjalne oświadczyny z pierścionkiem. Mówiłam też, że musimy się jeszcze bliżej poznać na żywo. - Opowiedziałam mu przesadnie słodkim i sztucznym głosem, na co ten sie zaśmiał.

- Musimy się trzymać tej samej wersji. I nie ukrywam, że będziemy musieli wiele razy im to udowadniać... - Lekko się zaniepokoił, jak zareaguję. Widać moja opowieść o moich wyobrażeniach dała mu do myślenia.

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale myślę, że nie będzie aż tak źle, myślę, że dam radę - uśmiechnęłam się słodko, grunt, że mnie rozumiesz i jesteś delikatny.

Podeszliśmy pod same drzwi, zdążyłam zaledwie nacisnąć na klamkę, kiedy chłopak szybko objął mnie jedną ręką w tali, zaskoczona spojrzałam na niego spanikowana (wiedziałam, że nie chce być nachalny, a tu nagle takie gwałtowne zbliżenie, przestraszyłam się i spiełam, poczułam naruszoną swoją przestrzeń osobistą, naruszoną granicę własnego bezpieczenstwa, spanikowałam jakbym co najmniej została zmolestowana), odwróciłam się w jego stronę chcąc odskoczyć tracąc przy tym równowagę, gdyż poplątały mi się nogi. Chłopak zdążył szepnąć mi do ucha z błagalnym wytłumaczeniem i przeprosinami i skruchą (wiedział, że mnie przestraszył i mega źle się czuł z moją nagłą reakcją, i sam się źle czuł z naruszeniem mojej przestrzeni, ja sama po chwili poczułam wstyd, że zachowałam się gdyby zrobił najgorsze świństwo ale zapóźno....):

- Są tu.

Kiedy wpadliśmy przez te drzwi, łapiąc równowagę, znaczy ja o mało co się nie wywaliłam ciągnąc za sobą chłopaka, ten tą ręką która mnie obejmował złapał mnie i pomógł złapać równowagę, tak, że jakoś odruchowo objełam go. W końcu chłopak był cholernie silny i nawet gdybym z całej siły próbowała go przewrócić pewnie by nawet nie drgnął (jestem kruszynką), miał świetną koordynację, jedyne co to chciał pomóc mi złapać te rownowagę....

Narzeczona mimo woli ~ ZmierzchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz