Rozdział 4

764 39 7
                                    


       Jest poniedziałek rano, a Louis jest zdezorientowany, kiedy szuka herbaty i nie może znaleźć jej w najwyższej półce, tam, gdzie zawsze była. Przeklina pod nosem, ponieważ to nie jest najlepszy początek dnia, nawet pomimo tostów, które zostawił mu Harry przed wyjściem do pracy. Ten poranek jest trochę nerwowy, ponieważ po pracy Louis idzie na swoje pierwsze badanie ginekologiczne i jest naprawdę przerażony, a fakt, że nie może znaleźć głupiej herbaty tylko wszystko pogarsza.

- Cholera, gdzie jesteś – mruczy do siebie, wspinając się na blat i przeszukując dokładnie półkę, zazwyczaj wypełnioną wszelkimi opakowaniami herbat, ale nie znajduje nic poza puszkami kukurydzy, groszku i brzoskwiń w połówkach.

Wzdycha z rozdrażnieniem, ześlizgując się z blatu i już ma wylać wylać wrzątek z kubka, kiedy dostrzega małą karteczkę, przylepioną do szafki z prawej strony. Marszczy brwi i mruży oczy, podchodząc bliżej i dostrzega na niej pismo Harry'ego.

„Pomyślałem, że ułatwi ci to życie."

Z wahaniem odkleja karteczkę i otwiera drzwiczki szafki, a łagodny uśmiech rozświetla jego twarzy, gdy dostrzega rządki opakowań herbaty, którą teraz może sięgnąć bez problemu. Sam nie wie kiedy krótki chichot opuszcza jego usta i musi zagryźć wargi, ponieważ jego policzki zaczynają boleć od szerokiego uśmiechu.

A jeśli, kiedy wychodzi do pracy, zgina i chowa karteczkę do portfela, robi to nieświadomie.

~*~

- Czy już wcześniej był pan w ciąży? – pyta kobieta, nie podnosząc wzroku znad wypełnianej kartki.

- Nie, nie byłem – odpowiada Louis, nerwowo zaciskając palce na rąbku koszulki.

Wywiad dopiero się zaczął i Louis doskonale wie, że jest on potrzebny, ale mimo to pytania położnej, która nie wydaje się nim w najmniejszym stopniu zainteresowana w jakiś sposób go niepokoją. Mimo to odpowiada spokojnie na kolejne pytania o przebytych operacjach (tylko wycięcie migdałków, gdy miał osiem lat), chorobach przewlekłych (nie ma żadnych), o stosowanej antykoncepcji (tylko prezerwatywy) i uczuleniach na leki.

- Czy w rodzinie pana lub drugiego ojca występowała cukrzyca, nowotwór, nadciśnienie, wady genetyczne...? – Głos kobiety jest monotonny i pozbawiony emocji, kiedy ściąga brwi, trzymając długopis nad kartką papieru w oczekiwaniu na odpowiedź.

Louis poświęca chwilę na przyjrzeniu się jej; ma blond włosy z ciemnymi odrostami, spięte w ciasnego koka i wąskie usta pomalowane ostrą, czerwoną pomadką, a w zmarszczkach wokół oczu grudki pudru. Wygląda na zmęczoną, zdecydowanie starszą niż zapewne jest. Dlatego też Louis stara się rozluźnić i wybaczyć jej brak nastroju, gdy odpowiada na następne pytania.

- No dobrze. – Kobieta mówi, pstrykając długopisem i odkładając go na bok. – Teraz szybko sprawdzimy ile pan ma wzrostu i ile pan waży, panie Tomlinson oraz pobierzemy krew i sprawdzimy ciśnienie. Nie ma się czego obawiać - dodaje, posyłając mu mały uśmiech, który Louis niemrawo odwzajemnia.

W milczeniu wykonuje jej zalecenia i krzywi się, kiedy wbija mu igłę w przedramię; nie ukrywa nawet ulgi, kiedy kobieta w końcu pozwala mu wyjść ze swojego małego gabinetu i przejść do lekarza.

Jego lekarką jest młoda kobieta, która posyła mu promienny uśmiech zza biurka, gdy tylko prześlizguje się przez drzwi.

- Momencik – mówi, wskazując na krzesło. – Proszę usiąść, panie Tomlinson.

Louis siada na wskazanym miejscu i dyskretnie rozgląda się po gabinecie lekarskim. Z lewej strony jest kozetka i urządzanie do badania USG, z prawej zielony parawan, poza tym kilka szklanych gablotek z przeróżnymi rzeczami, a na ścianach powieszane czarno-białe zdjęcia bobasków, które zatrzymują na dłużej jego spojrzenie.

There's a hole in my soul (Can you fill it) - ✔ (Larry) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz