Kiedy dzwoni telefon Harry'ego, on już od dawna jest na nogach. Zdążył zmyć z siebie smród i zmęczenie wczorajszego dnia, ubrać się i wypić czarną, gorzką kawę, a także wyrzucić kilka butelek po piwie, które opróżnił wieczorem.
- Czego chcesz? – mówi zamiast przywitania, ale Zayn nie wydaje się tym przejmować.
- Ciebie też miło słyszeć, słoneczko. Niedługo powinien zjawić się u ciebie Louis, właśnie wyjechał od Liama.
Harry jęczy przeciągle i przesuwa dłonią po twarzy. Czuje lekkie ukłucia nad górną wargą i irytuje się przez to jeszcze bardziej; dochodzi pod trzydziestkę, a nadal nie może wyhodować nic, poza marnym wąsikiem.
- Powiedz mi jeszcze raz dlaczego się zgodziłem? – pyta zrezygnowanym głosem, kierując się do sypialni, gdzie rzuca okiem na zmiętoloną pościel na jednoosobowym łóżku i podchodzi do okna, by wpuścić trochę świeżego powietrza.
- Ponieważ jesteś dobrym człowiekiem i uwielbiasz pomagać przyjaciołom. No, i byłeś kompletnie zalany – dodaje po namyśle, ignorując prychnięcie Harry'ego.
- W ogóle... Mówiłeś, że jak ten koleś się nazywa?
- Louis Tomlinson, to przyjaciel Liama... pamiętasz go? To ten napakowany wuefista z mojej szkoły... Znają się ze studiów.
- I dlaczego ten cały Louis nie może przemieszkać u Liama? – pyta Harry, przechodząc do salonu i siadając na fotelu, od niechcenia przerzucając kanały w telewizorze.
- Bo Liam ma małe mieszkanie, a także Sophie i Dominicka. A tobie przyda się towarzystwo.
Harry przewraca oczami, ale oczywiście nie jest to coś, co Zayn może zobaczyć, dlatego też, dla lepszego efektu, parska do telefonu, wyciągając nogi na stolik przed sobą.
- Oczywiście, że tak – mówi przesłodzonym głosem. – Słuchaj, Zayn, nie mógłbyś...
- Nie. – Zayn przerywa mu gwałtownie. – Styles, po prostu bądź miłym kolesiem i daj mu u siebie pomieszkać przez kilka miesięcy, zanim chłopak stanie na nogi. W porządku?
- Niech ci będzie. – Harry mówi po chwili z ciężkim westchnięciem.
Może sobie niemal wyobrazić zadowolony uśmieszek na twarzy Zayna.
~*~
Budzi go cichy tupot stóp, a potem czyjeś ciało opada na niego, wyciskając powietrze z płuc. Nim Louis może coś zrobić, ów ktoś podskakuje, piszczy, aż w końcu wielkie, brązowe oczy wpatrują się w niego z mieszanką strachu i ciekawości.
Louis mruga, zaskoczony, czując na sobie ciężar dziecka. Pociera oko i patrzy na dwuletniego chłopca, który z całą pewnością musi być Dominickiem, ale gdy otwiera usta, by spytać co się dzieje, jedyne, co się z nich wydostaje to długie, głośne ziewnięcie, które zostaje skomentowane chichotem.
- Dominic! - Karcący głos Sophii przedziera się do umysłu Louisa. - Ty mały nicponiu, nie...
- Spokojnie, Soph - mówi Louis zachrypniętym od snu głosem. - Nic się nie stało. Cześć, kolego, jestem Louis - dodaje, kiedy w końcu udaje mu się wyplątać spod koca i ciała Dominica.
- Wujek Louis. - Wtrąca Sophia z uśmiechem. - Dominic, przywitaj się z wujkiem.
Dominic przygląda się Louisowi; ma brązowe oczy, brązowe, kędzierzawe włosy i pełne usteczka oraz mały pieprzyk tuż pod lewym okiem. Jego nóżki zwisają i macha nimi, uderzając piętami o kanapę; wydaje się, że rozpiera go energia.
CZYTASZ
There's a hole in my soul (Can you fill it) - ✔ (Larry) ✔
FanfictionLouis potrzebuje wielu rzeczy. Potrzebuje wsparcia, miłości, pracy... Potrzebuje kogoś, kto się nim zaopiekuje, ale przede wszystkim potrzebuje domu. A Harry zdecydowanie nie potrzebuje w swoim życiu Louisa.