Rozdział 5

710 43 9
                                    


- Nie. Nie, nie, nie. No proszę, nie rób mi tego, skarbie... – Louis jęczy, gdy kładzie się na łóżku i sapiąc, próbuje zapiąć guzik swoich ulubionych, czerwonych spodni.

Zamek jednak rozsuwa się sam i pozostaje dwu, trzy-centymetrowa przerwa, której Louis nie może się pozbyć, nie ważne, jak bardzo się stara.

- No nie – fuka zrezygnowany, uderzając głową o poduszkę. – Tak szybko?

To dwunasty tydzień ciąży i choć Louis jest wdzięczny za stopniowe ustąpienie porannych mdłości, to nieco wystający już brzuszek, choć rano wywołał uśmiech na twarzy, teraz sprawia, że Louis poci się i przeklina, próbując wcisnąć się w swoje, i tak już przyciasne, spodnie.

Pozwala sobie na kilka sekund bezczynnego leżenia, użalając się nad sobą, a potem z lekkim trudem wydostaje się z nogawek i przechodzi przez swój pokój, by otworzyć szafę. Zatrzymuje się na chwilę, zerkając na lustro powieszone na wewnętrznej stronie drzwi i obraca się bokiem, delikatnie przesuwając dłońmi po niewielkim, prawie niewidocznym wybrzuszeniu.

- Dzień dobry, kochanie – mówi cicho. – Tatuś wcale nie jest zły, nie martw się.

Stoi tak jeszcze chwilę, zachłannymi oczami chłonąc widok zakrzywionego brzucha, a potem wyciąga z szafy białą, luźną koszulkę i czarne spodnie, które w czasie zakupu były o rozmiar za duże, a teraz niemal idealnie opinają jego biodra.

Nie jest zaskoczony, gdy widzi Harry'ego w kuchni; od tygodnia mężczyzna spędza poranki razem z nim, zazwyczaj w milczeniu pijąc kawę i czytając gazetę, zanim zbiera się do pracy. Czasem rozmawiają, raz po raz ziewając i jest to miłe, mieć towarzystwo.

Louis mruczy powitanie, od razu kierując się do czajnika, z zadowoleniem odkrywając, że woda jest zagotowana. Zalewa kubek, zanurzając w gorącej wodzie torebeczkę z herbatą, a potem sypie płatki do miseczki, zanim wlewa mleko, a gdy wszystko ma gotowe, odwraca się, by usiąść przy stole naprzeciwko Harry'ego i orientuje się, że młodszy mężczyzna patrzy na niego, z kubkiem przy ustach i małym uśmiechem.

- No co? – pyta, może nieco nerwowo, gdy opuszcza nieznacznie ręce, chcąc zasłonić swój brzuch.

Harry jednak nie patrzy na jego brzuch; jego wzrok przesuwa się po opiętych czarnym materiałem nogach Louisa, zanim spogląda w jego twarz.

- Nic – mówi lekko. – Ładnie wyglądasz.

Louis mruży oczy i zaciska usta, nagle zirytowany. Prycha, zanim stawia na stole kubek i miseczkę, nie przejmując się tym, że rozlewa mleko.

- Ta, jasne – rzuca ze złością. – Nabijaj się dalej, proszę bardzo, czemu nie!

Harry mruga, zaskoczony i unosi brwi, odchylając się lekko na krześle.

- Woah, wybacz, nie miałem...

- Tak, pewnie, żartuj sobie ze mnie dalej! Jestem gruby, wyglądam jak świnia, no dalej, Styles, pokaż...

- Louis! – Harry przerywa mu głośno. – Nie miałem nic złego na myśli, naprawdę uważam, że dobrze wyglądasz.

Louis marszczy brwi i mruga, zaciskając wargi. Czuje, jak gorąco zalewa mu policzki i spuszcza głowę, zawstydzony i zażenowany. Z roztargnieniem sięga po łyżkę, zanurzając ją w mleku i oddycha przez chwilę, nim w końcu zbiera się na odwagę i spogląda na Harry'ego spod rzęs.

Młodszy mężczyzna wygląda na lekko zaskoczonego jego wybuchem, nie mniej uśmiecha się lekko.

- Dziękuję – mruczy Louis. – I... przepraszam, no wiesz?

There's a hole in my soul (Can you fill it) - ✔ (Larry) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz