Zachodzące słońce barwi nieboskłon na różne odcienie pomarańczy, kiedy Harry wraca do centrum Londynu. O tej godzinie ruch jest niemiłosierny i przeklina pod nosem, bo zegarek na jego nadgarstku wskazuje już siódmą, a chciał być wcześniej w domu, by chociaż przeczytać Colinowi bajkę na dobranoc. Kiedy jednak stoi w korkach, wie już, że nie zdąży na czas. Nie wie nawet, czy zdąży dojechać przed ósmą. Wie za to, że Louis nie będzie zadowolony. Wzdycha i przeklina ponownie.
Gdy w końcu wspina się po schodach kamienicy i wsuwa klucz do zamka, jest za pięć ósma. Musi być cicho, bo Colin zapewne już śpi, a zdecydowanie nie chce go obudzić. On sam jest zmęczony, a w dłoni niesie teczkę z dokumentacją z lecznicy i innymi ważnymi papierami, ale zmarszczki na jego czole wygładzają się, gdy tylko przekracza próg mieszkania.
Zdejmuje buty i przechodzi cicho korytarzem, opierając się ramieniem o framugę drzwi do salonu, gdzie znajduje Louisa i nie może powstrzymać małego, czułego uśmiechu, wkradającego się na usta.
Louis siedzi na kanapie, z okularami na nosie, pochylony nad stertą kartek. Obok niego stoi niebieski kubek w białe groszki, nad którym unosi się para, a mężczyzna w skupieniu zagryza końcówkę czerwonego długopisu. Wydaje się, że zupełnie nie zauważył powrotu Harry'ego, bo nawet nie podnosi głowy, więc Harry poświęca kilka minut, by dobrze mu się przyjrzeć.
Uwielbia go takiego. W rozciągniętej szarej bluzie i opiętych spodniach, ze zwichrzonymi włosami, okularami na nosie. Od trzech lat jest w nim tak boleśnie zakochany. W każdej pogłębiającej się zmarszczce, iskrzących oczach, wąskich ustach składających czułe pocałunki.
Odchrząkuje, a Louis prostuje się na kanapie i mruga zabawnie.
- Och - mówi cicho. - Hej.
- Cześć kochanie - odpowiada Harry, podchodząc bliżej. - Pracujesz? - pyta, brodą wskazując na stertę papierów, coś, co wygląda na sprawdziany.
Staje za Louisem i układa dłonie na jego spiętych ramionach, masując je delikatnie. Mężczyzna wzdycha cicho z ulgą.
- Tak - mówi po chwili. - Jest tak wcześnie, a ja jestem już wykończony. Colin czekał za tobą, ale w końcu zasnął - dodaje i Harry wyczuwa lekki wyrzut w jego głosie.
- Przepraszam, musiałem zostać dłużej w pracy - mówi szybko, pochylając się i składając krótki pocałunek na karku Louisa.
Louis nie odchyla głowy, jak to ma w zwyczaju. Siedzi nieruchomo i przez kilka długich sekund w ogóle się nie odzywa.
- Myślałem, że miałeś spotkać się z Zaynem? - pyta zdawkowo.
- Och. Tak, miałem, ale... jak mówiłem, musiałem zostać dłużej w pracy, więc nic z tego nie wyszło.
Kłamstwo smakuje goryczą na jego języku i krzywi się, gdy tylko kończy to zdanie. Nie widzi twarzy Louisa, ale jest pewien, że mężczyzna ściąga brwi i usta; nie mówi nic jednak. Zamiast tego odsuwa się od jego dotyku, kiwa głową i wstaje z kanapy.
- Obiad masz w piekarniku - mówi cicho, nie patrząc na niego. - Jestem zmęczony, pójdę się położyć. Dokończę to rano - dodaje, machając ręką w kierunku sterty papierów i odchodzi, nim Harry może coś powiedzieć.
~*~
Louis się boi. Ma trzydzieści trzy lata, od dwóch lat pracuje w szkole jako nauczyciel angielskiego. Ma trzyletniego synka, który śpi spokojnie w pokoju obok. Ma mężczyznę swojego życia, w którym jest beznadziejnie i nieodwołalnie zakochany, a który się od niego oddala.
I Louis się boi.
Przeraża go myśl, że pewnego dnia Harry może nie wrócić do niego. Do nich. Przeraża go myśl, że za jego plecami mężczyzna składa pocałunki na innej szyi, szepcze "kocham cię" do innego ucha. Przeraża go myśl, że Harry może go już nie kochać.
CZYTASZ
There's a hole in my soul (Can you fill it) - ✔ (Larry) ✔
FanfictionLouis potrzebuje wielu rzeczy. Potrzebuje wsparcia, miłości, pracy... Potrzebuje kogoś, kto się nim zaopiekuje, ale przede wszystkim potrzebuje domu. A Harry zdecydowanie nie potrzebuje w swoim życiu Louisa.