Rozdział 7

756 45 7
                                    


- Boże... - Wzdycha Louis, zagłębiając się w fotelu i przymykając oczy. - Jestem tak zmęczony... a nogi? Zaraz mi odpadną.

Harry spogląda na niego znad czytanej książki ("To Kod Leonarda da Vinci, Lou! A nie wypaczone bzdury bez obrazków! Wiesz, nie każdy czyta tylko komiksy. Są również inne książki, zdajesz sobie sprawę?") i marszczy nieco brwi.

- Ostatnio coraz częściej narzekasz na nogi - mówi powoli. - Może powinieneś iść do lekarza, czy coś?

Louis przewraca oczami nieco bardziej przesadnie niż potrzeba i prostuje nogi, wzdychając i ignorując pytanie mężczyzny.

Kilka minut temu wrócił z księgarni i teraz spędzają razem wieczór w salonie, a pomieszczenie wypełnia aromatyczny zapach białej herbaty. Przyjemną ciszę zakłóca jedynie szmer włączonego telewizora, gdzie leci jakiś stary western i odgłos kropel deszczu uderzających w okna ich mieszkania. Louis napawa się tym spokojem i towarzystwem Harry'ego; czasami zastanawia się jak to będzie, kiedy w końcu znajdzie sobie jakieś lokum i się wyprowadzi. Czy wciąż pozostaną w kontakcie? Czy Harry nadal będzie chciał się przyjaźnić lub... coś więcej? Czy może zapomni albo, co gorsza, odwróci się od niego, gdy dowie się o ciąży?

Te myśli są deprymujące i Louis stara się przeganiać je tak szybko, jak tylko się pojawiają. Zwłaszcza te przepełnione nadzieją na jakąś głębszą relację.

- Daj te nogi. - Harry wzdycha, odkładając książkę na bok, kiedy Louis jęczy po raz kolejny.

- Co? Nie, daj spokój...

- Louis.

- No przecież...

- Louis.

- ...ale...

- Louis. - Harry mruży groźnie oczy i Louis wzdycha z udawaną irytacją, ale przesuwa się na kanapie, opierając plecy o podłokietnik i wyciąga nogi, układając je na udach młodszego mężczyzny.

Prycha na cichy chichot Harry'ego, gdy ten dostrzega jego czarne skarpetki w różowe kropki i próbuje zachować dumną minę, ale to nie jest łatwe, gdy po chwili czuje na łydkach ucisk palców Harry'ego; dotyk ten przynosi ulgę, ale jednocześnie powoduje, że przez jego ciało przechodzi przyjemny prąd.

Ciche westchnienie ulgi ucieka z jego ust nim może je powstrzymać, a kanapa drży lekko, gdy Harry próbuje stłumić śmiech.

- Cicho. - Zarządza Louis, zakrywając oczy dłonią. - Nic nie mów. Masuj.

- Oczywiście, wasza wysokość. - Harry chichocze nieskrępowany.

Przez kilka kolejnych minut pracuje w milczeniu, a Louis rozpływa się w środku na to wspaniałe uczucie. Uwielbia dłonie Harry'ego; duże, męskie, a jednocześnie tak delikatne i niosące ukojenie. Oczywiście, nigdy w życiu się do tego nie przyzna, nie ma mowy. Zresztą, gdy się głębiej nad tym zastanowić, uwielbia wszystko w Harrym. Jednak do tego także nigdy się nie przyzna. Tak jak do tego, że często zastanawia się jakby to było, znów poczuć na sobie usta mężczyzny, pozwolić, by te dłonie zacisnęły się zaborczo na jego biodrach, podwinęły koszulkę, dotknęły nagiej skóry i...

- Masz spuchnięte kostki. - Głos Harry'ego przerywa natłok myśli.

- Hm? Och, tak. Dzisiaj było dużo klientów, dużo stania i sam wiesz... - mówi szybko i krzywi się wewnętrznie na gorzki posmak kłamstwa.

Harry mruczy w zrozumieniu, ale kiedy Louis spogląda na niego spod powiek, widzi małą zmarszczkę między brwiami mężczyzny i zaciśnięte wargi. Zna go na tyle by wiedzieć, że Harry nie do końca mu uwierzył, dlatego też szybko postanawia zmienić temat.

There's a hole in my soul (Can you fill it) - ✔ (Larry) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz