Rozdział 12

833 47 7
                                    

       Poranki takie jak te są czymś, o czym Louis zawsze marzył. Chciał siadać przy kuchennym stole, z cicho grającym radiem w tle i patrzeć, jak ukochana osoba krząta się, przygotowując śniadanie. Na początku myślał, że zyskał to z Patrickiem, ale... Ale to nie było tak, jak miało być. Radio nie grało, bo Patrick nie przepadał za muzyką. Nikt nie siedział przy kuchennym stole. To Louis przygotowywał śniadanie, które później zanosił do łóżka i znosił wszystkie docinki swojego chłopaka.

Teraz jednak, teraz było dokładnie tak, jak to sobie wymarzył. Na kuchennym stole stoją dwa kubki z parującą herbatą. Ironicznie, Treat you better sączy się z głośników wieży, a Harry kręci się przy kuchence, szykując jajecznicę z bekonem. I nawet jeśli nie jest wyśmienitym kucharzem, Louisowi to nie przeszkadza. Mógłby patrzeć na niego w nieskończoność, podziwiając to, jak nieporadnie porusza biodrami w rytm muzyki, jak zakłada włosy za ucho.

- Zostajesz dziś w domu? - pyta, kładąc przed nim talerz i siadając naprzeciwko.

Louis przez chwilę nie odpowiada; zamiast tego pochyla się nad talerzem i uśmiecha błogo na przyjemny zapach. Tak, lubi takie poranki.

- Obiecałem ci, więc tak - mówi w końcu, zanim wkłada do ust porcję jajek. - Zostanę w domu i umrę z nudów, a...

- Nie mów tak. - Harry przerywa mu łagodnym głosem, ale brzmi stanowczo.

Przez ostatnie kilka dni stał się strasznie drażliwy i jeszcze bardziej troskliwy, więc Louis posyła mu tylko przepraszający uśmiech i sięga, by uścisnąć krótko jego dłoń.

- O której skończysz pracę? - pyta, chcąc zmienić temat.

- Powinienem być koło osiemnastej w domu, a na jutro wziąłem wolne, byśmy mogli razem pojechać na badania.

W odpowiedzi Louis tylko kiwa głową i uśmiecha się. Lubi takie poranki.

Po tym, jak Harry wychodzi do pracy, Louis się nudzi. Wyciera kurze w salonie i ścieli łóżko w swojej sypialni, a potem wrzuca brudne ubrania do pralki, ale tak naprawdę nie ma wiele do zrobienia, dlatego ostatecznie ląduje na kanapie i ogląda seriale na Netflixie. Jest właśnie w trakcie pierwszego sezonu How to get away with murder, kiedy rozlega się dzwonek do drzwi.

Chwilę zajmuje mu podniesienie z sofy; jego brzuch jest już naprawdę duży (być może narzekał na to, że musi zostawać w domu, ale nie może zaprzeczyć temu, że poruszanie się sprawia mu coraz więcej problemów). Kiedy człapie się korytarzem, dzwonek rozbrzmiewa po raz kolejny i Louis wzdycha, zirytowany.

- Idę, no idę - mamrocze, obejmując dłonią brzuch.

Wspina się na palce, by spojrzeć przez judasza i po drugiej stronie drzwi widzi niskiego mężczyznę w stroju kuriera, więc naciska klamkę i otwiera.

- Pan Tomlinson? - pyta mężczyzna, dotykając palcami daszka czapki.

- Tak. - Louis odpowiada niepewnie, opierając się ramieniem o framugę.

Jego wzrok wędruje do bukietu czerwonych róż, które trzyma kurier. Marszczy brwi, ale w środku czuje miłe ciepło, gdy dochodzi do wniosku, że te kwiaty musiał przysłać Harry.

- Przesyłka dla pana - mówi, podając mu bukiet. - Miłego dnia!

- Miłego... miłego dnia. - Louis mamrocze bardziej do siebie, nim wchodzi do mieszkania i zamyka za sobą drzwi.

Róże są piękne. Soczyście czerwone, delikatnie rozwinięte, bez żadnych dodatków. Między kwiatami znajduje karteczkę i sięga po nią z uśmiechem, nim wkłada kwiaty do wazonu.

There's a hole in my soul (Can you fill it) - ✔ (Larry) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz