11.Nic nie jest nieśmiertelne.

32.9K 569 3.8K
                                    

River's POV:

Odkąd pamiętam ludzie w moim życiu zawsze przychodzili i odchodzili. Zwykle traktowałem to jak coś nieuniknionego. Po prostu się pojawiali i znikali. Z czasem się przyzwyczaiłem do takiego stanu rzeczy i przestałem tak mocno przejmować jak kiedyś. Ludzie stawali się jedynie wspomnieniami, choć z czasem i one znikały.

Wszystko stawało się i zawsze stanie się przeszłością.

I gdyby zniknęli wszyscy wokół mnie, a ona jedna została, byłbym z tym całkowicie pogodzony i spokojny. Ale gdyby ona zniknęła, a wszystko inne pozostałoby takie same, ściągnąłbym pierdolone niebo wraz z samym piekłem na ziemię byle tylko ją odzyskać.

Ona zawsze była wyjątkiem.

***

Prowadziłem, obejmując ją ramieniem. Ari zasnęła, przytulając się do mnie i mocno trzymając mnie w pasie. Śliniła mi się na koszulkę i powinienem ją za to opierdolić ale nie chciałem jej budzić. Dostawała prawdziwej kurwicy przez cały ten weekend.

I ani trochę jej się nie dziwiłem.

Jej pojebane wujostwo było istnym koszmarem dla duszy i zdrowia psychicznego. A już w szczególności ta blond kurwa... Spotkałem w swoim życiu wiele podobnych szmat ale do żadnej jeszcze, nie czułem tak olbrzymiej nienawiści. I nie chodziło tylko o to, jaka była tępa i o to jak bardzo mnie sobą wkurwiała. Najbardziej denerwował mnie szajs, jaki powkładała Aurorze do głowy i to że była dla niej nie miła.

Moja Ari na kolacji prawie niczego nie tknęła. Grzebała widelcem w talerzu i wkurwiała mnie, dziwnie gapiąc się na jedzenie tak jakby te miało ją zabić. Byłem bliski wepchnięcia jej tego wszystkiego do gardła, ale nie chciałem jej jeszcze bardziej denerwować. Nadal miała okres, a mnie nic tak nie przerażało jak Aurora w tym czasie.

Dziewczyna była wtedy całkowicie nieobliczalna, wybuchowa, niestabilna i w chuj na mnie napalona.

Nie żeby to ostatnie mi przeszkadzało...

Ale z całą resztą było znacznie gorzej. Nie miałem pojęcia czy zaraz nie zacznie krzyczeć, płakać, dobierać się do moich spodni lub śmiać się jak pojebana. Pierwszy raz nie chodziło mi tylko o siebie i oto, że dostawałem od niej w twarz za byle gówno. Bardziej martwiłem się tym jak się męczy. To było dziwne odkrycie. Nigdy mi na kimś tak bardzo nie zależało i nie przejmowałem się tym jak ludzie wokół mnie się czują. Za Willa, Jacka i Lily oddałbym własne życie. Byli moimi przyjaciółmi i ufałem im.

No może z wyjątkiem Lily... Ostatnio zrobiła się zbyt natrętna i gadatliwa.

Ale za Ari oddałbym znacznie więcej, niż tylko moje żałosne istnienie. Robiłem wszystko, żeby ją chronić i starałem się żeby była ze mną szczęśliwa. Byłem zwykłym, zakłamanym gnojem i doskonale o tym wiedziałem. A ona była nadzwyczajnie doskonała. Ale nawet i Aurora, miała jedną wadę. Na pozór drobną i nie aż tak szkodliwą, ale to właśnie ona sprowadziła na dziewczynę cierpienie.

Była zbyt ufna.

I wszechświat bardzo chciał, żeby akurat to ją unicestwiło.

Przeczesałem swoje włosy, zerkając na granatowo-purpurowe niebo. Pamiętam, że jako bachor zawsze siadałem z książką na parapecie i zapamiętywałem wiersze w rytm kropel deszczu, spadających na ziemię.

Lubiłem zapamiętywać i bardzo łatwo mi to przychodziło. Wystarczyło, że jeden raz usłyszałem lub zobaczyłem coś co mnie interesowało. Byłem w tym naprawdę dobry. Zawsze miałem mnóstwo satysfakcji, gdy mogłem komuś zacytować fragment jakiegoś dzieła ale z biegiem lat i wydarzeń, kompletnie to znienawidziłem.

Fire in the RainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz