23.Ci dobrzy i ci źli.(Część druga)

13.7K 285 698
                                    

Aurora's POV:

Od dziecka miałam problem z tym, aby rozpoznać co jest dla mnie dobre. Wszystko się mieszało w pięknym kalejdoskopie, zmieniając swoje pozycje. Jedna rzecz była dobra, a na przestrzeni lat zmieniała się w coś złego. Inna, dla odmiany rzecz wyjątkowo paskudna, przez bieg czasu stawała się czymś świętym.

Gubiłam już w tym wszystkim umysł, rachubę i samą siebie.

Chciałabym być mądra na tyle, by dostrzec sprawy takimi jakie są. Dorosłam, przeżyłam, istniałam.

Ale dlaczego ani trochę nie zmądrzałam?

***

Miarowo oddychałam, czując jak moja głowa boleśnie pulsuje. Moje oczy były opuchnięte, a gardło całkowicie zdarte. Przymknęłam powieki, słysząc nieprzyjemny dźwięk rozdzieranej tkaniny.

Przeniosłam swoje leniwe spojrzenie na bruneta, który właśnie rozrywały swoją czarną koszulkę na strzępy. Czułam się podobnie jak ona. Moje nitki pękały jedna po drugiej, wydając z siebie ostry odgłos. Śledziłam wzrokiem Rivera, który odkręcił zwinnie butelkę wódki, którą wyjął wcześniej z bagażnika. Przyłożył ją do swoich ust, a ta spłynęła ładnym strumykiem po jego brodzie, a następnie krtani. Chłopak przeklął cicho pod nosem, wycierając płyn ze swojego ciała grzbietem dłoni. Strzepnął nią, a następnie podał mi niepewnie trunek. Gapiłam się na piękną, przezroczystą butelkę. Chciało mi się strasznie pić. Potrzebowałam poczuć wodę. Zwykłą, mokrą wodę. Ta spływająca wcześniej po moich policzkach, nieprzyjemnie zaschła, zostawiając za sobą zacieki.

Spojrzałam pusto w brązowe tęczówki, prosząc je o wodę. Chciało mi się strasznie pić. Dlaczego nie chcą mi pomóc? Patrzą na mnie jakby się bały. Rozumiałam je. Ja też się bardzo mocno bałam.

Brunet westchnął cicho, po czym powrócił do swojego poprzedniego zajęcia. Przycisnął materiał do otworu butelki i przechylił ją, sprawiając że zawartość zaczęła przesiąkać w czarną bawełnę. Brunet nie przejął się ani trochę przezroczystymi kropelkami spadającymi z cichym pluskiem o podłogę. Czy ktoś je dostrzegł? Ktoś je usłyszał?

Czy ktoś kiedykolwiek to dla kogoś zrobił?

Patrzyłam jak chłopak siedzący obok mnie przeciera starannie tył przedniego oparcia. Na ziemię zleciały kolejne kropelki. Tym razem czerwone. Były piękne.

Ale również pozostawały niedostrzeżone. Nie ważne jak cudne były.

River starannie pozbywał się wszelkich śladów. Tych z klamek, oraz siedzeń. Krew, odciski palców, kropelki oddechów. Wszystko zmywał, a ja pragnęłam by to samo zrobił i mi. Zmył ze mnie łzy, tak jak obecnie zmywał krew.

— Daj pistolet, Ari.

Przymknęłam powieki, mocniej zaciskając przedmiot w dłoniach. Wzięłam głęboki oddech, czując jak ten tylko bardziej mnie zdusił i zniechęcił.

— Muszę wziąć leki...

Chcę się poczuć, bo wiem że na obecną chwilę taka nie jestem. Nie jestem czująca się. Dajcie mi całe opakowanie, a potem jeszcze jedno. Gdzie uciekło moje życie?

— Już dziś brałaś, Słońce. Daj mi pistolet, proszę.— Powiedział głos, będąc dla mnie bardzo miły. Wydawał się szczery, a mało kto taki dla mnie był. Wszyscy tak bardzo kłamali...

Rozluźniłam dłonie, zerkając w dół. Czarny pistolet, na białej skórze. Czarno-białe. Pomrugałam leniwie, widząc jak ktoś zabiera mi mój czarno-biały skarb. Pozwoliłam na to. Zawsze pozwalałam ludziom na zabieranie cząstek mnie, więc dlaczego nie mogłabym podzielić się z nimi moim skarbem?

Fire in the RainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz